Podsumowanie.
Kochanie, to na szczęście ostatni dzień tego fatalnego dla nas roku... Jedyne, co było pozytywne to fakt, że byłaś z nami...że mogłam cię nosić pod swoim sercem, że mogłam czuć Twoje kopniaczki. Pamiętasz??? Byłyśmy razem nad jeziorem w wakacje...byli z nami Twoi dziadkowie i Twoja siostrzyczka...Nie wiem czemu, ale ja już wtedy czułam się tak, jakbym się z Tobą żegnała Aniołku...Choć brykałaś niemiłosiernie, szczególnie wieczorami:) Pamiętam, każde USG, każdą wizytę u lekarza, kiedy z drżeniem serca czkałam na wiadomości czy wszystko jest dobrze. Na szczęście zawsze było...Aż przyszedł dzień, kiedy dostałam tej cholernej cholestazy...zwariował mój organizm z sercem włącznie. Byłam pewna, że wyjdę z Tobą w ramionach i wrócimy spokojnie do domu...Wydaje mi się, że już wtedy wiedziałaś, że to ostatni moment Twojego przyjścia na świat...dawałaś znaki...których ja nie odczytałam jak trzeba!!! Po tygodniu wyszłyśmy do domu pamiętasz?? W środę obudziłam się w nocy, niespokojna, zaczęłam płakać...teraz wiem, że wtedy Ty odeszłaś i to był czas pożegnania. Zagłuszałam jednak w sobie to wszystko mając nadzieję, że to nie może się zdarzyć...potem wszystko potoczyło się jak w sennym koszmarze... Dziękuję Ci za to, że byłaś...za każdy dzień, godzinę, minutę sekundę...i przepraszam, że nie posłuchałam tego, co mi chciałaś przekazać choć czułam to całym sercem...Obiecuję, że już nigdy w życiu nie zlekceważę swojego głosu wewnętrznego, swojej matczynej intuicji...zamiast zaufać sobie, zaufałam obcym ludziom i przez to nie ma Cię z nami....przepraszam....i kocham Cię tak mocno, że nawet trudno to sobie wyobrazić.
Twoja Mama.
|