Witam, Z pewnością jest Wam Obojgu strasznie ciężko. Trudno mi jest cokolwiek radzić... U nas było bardzo podobnie, tyle tylko że to koło żony zaczął kręcić się jej dawny "chłopak". U nas dobrze się skończyło dzięki temu, że w porę zorientowałem się i dużo o tym rozmawialiśmy... Teraz, dwa lata od tych ciężkich doświadczeń wiem, że nie chciała mnie zranić, czy zostawić. Strasznie trudno jest zaakceptować śmierć własnego dziecka, więc często wypieramy to i udajemy, że wszystko jest normalnie... Rodzina przypomina o tym co się wspólnie przeżyło, a co innego ktoś, kogo się znało dużo wcześniej... U nas pomogły rozmowy, terapia i znajomi z białostockiej grupy wsparcia. Walczcie o swój związek choć doskonale wiem, że przeważnie brakuje sił i nie bójcie się prosić o pomoc. Nie znam Twego męża ale jestem pewien, że jesteś mu potrzebna co najmniej tak, jak on Tobie. Trzymaj się
|