Urodziłam 21.12.2005r. Mała jeszcze nie jest z nami, nadal musi być w szpitalu. Myślę, że tylko dzięki opiece jej braciszka wszystko skończyło się dobrze. Dostałam lekkich bóli więc na wszelki wypadek pojechaliśmy do szpitala. Już na miejscu (mamy do miasta ponad 10 km.) na korytarzu spotkana położna, która wysyła mnie od razu na salę porodową, odklejenie łożyska i pani ordynator przypadkowo na porodówce. Szybka cesarka (uśpienie), cięcie wzdłuż i wydarcie Małej z zalanej krwią macicy. Odsysanie całego układu pokarmowego i inkubator. Wigilia w szpitalu ale jaka szczęśliwa. To nic, że wszyscy w domu, że starsze dzieciaki u babci, to nic, że samotny wieczór, to nic, że Mała w drugim końcu korytarza. Teraz jestem w domu i nie mogę jej odwiedzać (lekkie przeziębienie). To nic. Najważniejsze, że została, że jest... Marzena
|