Witam.Ja
miałam cztery porody przedwczesne. Za każdym razem była taka sama przyczyna: infekcja
bakteryjna powodowała pęknięcie pęcherza płodowego i przedwczesne odejście wód. Pierwszy
poród zakończył się szczęśliwie, gdyż nastąpiło to w 34 tc,córeczka urodziła się zdrowa i
wszystko było w porządku. Kolejna ciąża i odejście wód w 22 tc. Przez 3 tygodnie leżałam w
szpitalu nie wstająć nawet do toalety i ciąże udało się utrzymać jeszcze przez trzy
tygodnie. Synek urodził się w 25tc i zmarł po 10 godz. Kolejna ciąża i stwierdzenie lekarza,
że na infekcje i odchodzące przedwcześnie wody nic nie można poradzić, bo przecież nie można
przez 9 miesięcy być na antybiotykach. Szanse na donoszenie ciąży były na 50%. Każdy dzień
to był kolejny krok do przodu. Wielki stres i wielka nadzieja, że może tym razem będzie
dobrze. Dotrwałam do 28tc. Udało się, mimo dużego wcześniactwa synek rozwija się wspaniale i
wszystko jest dobrze. I kolejna ciąża. I znowy naiwna wiara, że i tym razem sie uda.
Niestety tym razem wody odeszły mi w 17tc. Wiedziałam, że dziecko nie ma żadnych szans na
przeżycie. Lekarz sugerował jak najszybsze wywołanie porodu i zakończenie ciąży. Mówił, że
nawet jeżeli da się ciąże utrzymać jeszcze kilka dni a nawet tygodni to i tak dziecko nie
przeżyje (nie może normalnie rozwijać się bez wód płodowych)a wzrast ryzyko jakiegoś stanu
zapalnego niebezpiecznego dla mnie. Wiedziałam, że ma rację. Poprosiłam jeszcze tylko o
jeden dzień, żebym mogła się pożegnać z córeczką (odeszła 11.01.2009). Tak więc mam dwoje
dzieci tu na ziemi i dwoje w niebie. Bardzo chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko i
analizując swoje ciąże to tym razem powinno się udać. Ale wiem, że nikt nigdy nie da mi
takiej gwarancji i znowu będą szanse powodzenie na 50%. Nie wiem czy zdecyduję się podjąć to
wyzwanie. Z drugiej strony wiem,że czasami warto zaryzykować i marzenia się
spełniają.
mama Ali(2001), Michałka(2006) i dwóch Aniołków Kubusia(25tc 2005) i
Maji(17tc 2009)
|