Kochany Marcinku-Pyzatku!

Kiedy „pojawiłeś się” w szpitalu pediatrycznym I.C.Z.M.P. w Łodzi po długich miesiącach naszego oczekiwania, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na Świecie (najbliżsi członkowie rodziny oczywiście też). Choć baliśmy się o Ciebie od początku do końca… to radość i wielka mobilizacja do walki o Twoje zdrowie i życie na Ziemi przesłaniały nam wszystko. 

Rodzina pomagała nam bardzo, na wszelkie dostępne sposoby. Życie z Tobą, to była niesamowita, najwspanialsza Przygoda, która trwała 3 latka i prawie 7 miesięcy. 

 Tak bardzo krótko… ale przez te wszystkie poranki, dni, wieczory i noce  z Tobą czuliśmy wielką siłę, którą nam dawałeś oraz wspaniałą, coraz dojrzalszą i coraz czulej okazywaną przez Ciebie miłość.

Dziękujemy Ci za to wielkie, nieopisane Szczęście, którym nas tak po ziemsku, a jednocześnie w nieziemski (teraz wiemy, że w Anielski…) sposób obdarowałeś. Dziękujemy Ci za wspólne wakacje nad morzem, za jedyny, niezapomniany wypad do kina (Auta), za buziaki, za przytulanki, za niekończące się pomysły na nowe zabawy, za Twoje dziecięce (lecz zadziwiająco dojrzałe już) poczucie humoru, za wspólne spacery, czytanie i oglądanie bajek, wspólne posiłki, za Twoje pełne mądrości, często cudownie zamyślone, piękne oczy i…. po prostu za wszystko!!!

Rozstanie z Tobą (które „przyszło jak złodziej, w nocy…”, choć walczyłeś bardzo dzielnie z wysoką gorączką, z trudem próbując dojść do siebie po trudnej operacji kardiochirurgicznej w… tym samym szpitalu I.C.Z.M.P. w Łodzi) było dla nas najtrudniejszą chwilą w życiu, w którą do tej pory nie możemy uwierzyć. Chwilą, która jest jak powracający w myślach koszmar, który zaczął się o 3ciej w nocy, kiedy przyszła po nas znajoma pielęgniarka z oddziału kardiologii. A przecież obiecaliśmy Ci, odprowadzając Cię na salę operacyjną, że spotkamy się niedługo – będziemy Cię odwiedzać w sali pooperacyjnej.

I odwiedzaliśmy Cię – Ty wiesz o tym. Niestety, nie dane nam było tym razem przenieść się z Tobą w kolejny etap życia – na oddział kardiochirurgii, z którego, jak mieliśmy nadzieję, po kilku tygodniach wyszlibyśmy do domu.. Pozostała wielka, głęboka rana w sercach nas wszystkich: babć i dziadków, cioć, wujków, kuzynów, rodziny, przyjaciół i znajomych - wszystkich, którzy mieli możliwość Cię poznać... – rana, która, mamy nadzieję, zagoi się, ale dopiero… po tamtej stronie, kiedy znowu się spotkamy i bardzo mocno Cię przytulimy.

Teraz, kiedy „przestałeś się pojawiać” (choć jesteś z nami, co wielokrotnie delikatnie sygnalizowałeś na swój Misiowo-Anielski sposób…), jest nam bardzo, bardzo trudno żyć  i szukać sensu każdego dnia… Jednak Ty, Marcinku dodajesz nam sił, by trwać, aż do spotkania z Tobą, które „kiedyś-znowu-na pewno” nastąpi! Tak bardzo tęsknimy, myślimy, wspominamy i marzymy o Tobie! Czasem odwiedzasz nas we śnie…

Dziś, jak co dzień, odwiedzimy Twój „ogródek”, by oddać cześć naszemu ukochanemu Pyzatkowi, który, wbrew naszej woli, został Aniołkiem. Tylko to nam pozostało, zamiast spacerów, zabaw, karmienia, przytulania i kąpieli… No i nadzieja, że tam - po drugiej stronie – będziemy mogli tak „po ziemsku” spędzić z Tobą Wieczność!

Ty wiesz, Pyzatku, że jeśli nas kiedyś zapytasz: „A czy mnie jeszcze kochacie?”, to odpowiemy: „Najbardziej na całym Świecie, Syneczku… najbardziej na całym Świecie”.

Z Marcinkiem rozstaliśmy się na jakiś czas (choć na Ziemi „czas długi trwać może to…” cyt. z Jego ulubionego Kubusia Puchatka) 2.06.2007r. w nocy. Podczas pożegnania z naszym ukochanym Synkiem czuliśmy oboje niesamowity, przepiękny, pewnie anielski… zapach kwiatów…, który od tamtej pory niespodziewanie pojawił się jeszcze kilka razy w naszym otoczeniu… Ten zapach i inne liczne znaczki dają nam nadzieję na spotkanie z naszym wspaniałym Syneczkiem.

Ale teraz przed nami jest jeszcze życie na planecie Ziemia – nie wiemy, jak długie, ale wiemy, że będzie mu towarzyszyła anielska obecność Marcinka – naszego pełnego ziemskiej radości i optymizmu Wielkiego Szczęścia. Do zobaczenia nasz ukochany Pyzaty Syneczku!

Agnieszka i Michał z Bydgoszczy