Dziewczyny, podpisuje się pod wszystkim co napisałyście obiema rękami. Choć przyznam, że
sama idea pochówku obrana z grubej prolifeowskiej skórki fundacji Nazaret jest piękna i
poruszająca. Ale mnie boli jeszcze inny aspekt tej całej sprawy. wuchowa
napisał(a): > Z drugiej strony, po "akcji" fundacji zobaczcie, ile razy
pojawilysmy sie w mediach. O takim "przebiciu" moglysmy wczesniej tylko
pomarzyc. >
No właśnie, zastanawiam się czy żyjemy w tak niewrażliwym
społeczeństwie, gdzie człowiek ugania się za niezdrową sensacją, a przechodzi obojętnie obok
prawdziwego ludzkiego cierpienia? Czy może to media napędzają ten chory mechanizm? Bo czy
trzeba było odstawić tego typu „szopkę”, żeby zaczęto głośno rozmawiać o
problemach z pochowaniem dzieci poronionych lub martwo urodzonych???!!! Okazuje się, że
dopóki można do sprawy przypiąć etykietę sensacja, prowokacja itp. powęszyć, pospekulować,
rozgrzebać to znajdzie się wielu do podjęcia takiego tematu. Najlepiej na koniec dodać
jeszcze pikanterii polityczną okrasą i już jest pewność że będzie się to sprzedawało jak
ciepłe bułeczki. A jeżeli ktoś chce otwarcie, prosto bez happeningów i transparentów
porozmawiać o problemach rodziców doświadczonych stratą dziecka to chętnych jak na
lekarstwo, bo to przecież temat nie medialny. Można to olać, odłożyć na półkę, ewentualnie
dla uspokojenia sumienia wcisnąć na koniec, zapisać małym druczkiem lub puścić w środku
nocy, żeby przypadkiem nikt nie obejrzał. A gdzie miejsce na kulturalną i spokojną
dyskusję, budowanie ludzkiej wrażliwości, życzliwość i spojrzenie na życie nie jak na
produkt tylko jak na dar nad który czasem warto się pochylić??...
Oczywiście bardzo
się cieszę, że tak dużo się w mediach zadziało (i oby tak dalej:))), ale odbiór tego jest
taki - posłużę się tu słowami jednego z internautów który wypowiedział się podczas Ekspresu
reporterów - „czemu te kobiety dopiero teraz podniosły głos w tej sprawie? A przedtem
siedziały cicho?!”. Krzyczeć się chce: Nie, nie siedziały cicho! Tylko nikt
wcześniej nie chciał słuchać!
Uff ulżyłam sobie. Przepraszam, ale nazbierało się
tego we mnie. Monika
|