Ja wczoraj pochowałam Gabriela, po 13 tygodniach ciąży. Przeżywam oczywiście, ale chce Wam opisać mój wczorajszy dzień. Zaznaczam, że jestem wierząca, ale staram się logicznie rozważac wiele rzeczy. (Choć wiara nie polega na logice). Wczoraj miałam różne sny, nie związane z tragedią, ale w trakcie budzenia miałam w głowie jedno zdanie, mniej więcej takie: dzieci (osoby) po śmierci mogą same wybrać ... (formę, wiek, albo coś w tym stylu). Nie wierzę w sny, ale w sumie pomyślałam, że faktycznie tak może być. Od tej pory myślę o synu nie jako bezbronnym niemowlaku, ale o młodzieńcu. A już samo to przyniosło mi ulgę i to sporą, pozwoliło mi to myśleć o Gabrielu jako opiekunie, patronie, kimś kto mojej opieki nie potrzebuje, a kimś kto może zaopiekować się nawet nami. Później pomyślałam, że poproszę syna i Matkę Bożą o siły na ten dzień, bo tata mocno przeżywa, i chciałabym zachować siły przy nimi i wiecie miałam dużo sił, może sama się tak spięłam, ale czułam duży spokój, który aż mnie niepokoił ... A potem z urny którą wiozłam na kolanach na cmentarz wylał się klej na moje spodnie(po kilkunastu minutach od klejenia). Po pochówku zobaczyłam, że jest w kształcie małego serduszka :). Moja mama stwierdziła, że mam depresję, ale ja prosiłam o znak, symbol, i wierzę, że to był właśnie ten symbol. Jaki miałby być inny....? Wizja? Głos z radia? :) Wieczorem mój spokój zniknął. Dziś też go nie mam za dużo. I przez to myślę, że to jednak Matka Boża z Gabrielem mi pomogli, że to nie jakaś psychoza, bo ona trwałaby do dziś. Wiem, że psychika ma różne mechanizmy obronne, ale wierzenie nie jest logiczne :) Ja wierzę. Najwięcej bólu sprawiłaby mi myśl, że nigdy nie zobaczę Gabriela... a teraz myślę, że jest szansa. Pozdrawiam Was Kochane.
|