Pomóżcie mi zrozumieć... Straciłam synka. Antoś urodził się 15 lipca,w 29 tygodniu, zmarł 1,5 dnia później. Wiem, że Bóg ma dla każdego plan. Ale co chciał mi powiedzieć? Ciągle myślę, że to co się stało ma związek z tym, co było na początku ciąży. Na pierwszym badaniu prenatalnym okazało się, że nasze dziecko najprawdopodobniej ma poważną wadę genetyczną. Zrobiliśmy amniopunkcję i czekaliśmy na wyniki. To był najczarniejszy moment w moim życiu, do teraz...Do dziś mam wyrzuty sumienia, że myślałam o terminacji, choć wiedziałam, że jeśli to zrobię, to się z tego nie podniosę. Wyniki amniopunkcji nie wykazały wady, następne usg to potwierdziło, byliśmy tacy szczęśliwi. Ale po kilku tygodniach zaczęły się poważne problemy z moim stanem, a w końcu ze stanem Antosia - każde kolejne usg to kolejny poważny problem i zagrożenie jego życia. Dlaczego cierpiał pod moim sercem? Dlaczego umarł? Lekarze powtarzają, że jednak mogła być jakaś wada, że teraz już nigdy nie poznamy przyczyn... Codziennie przepraszam mojego synka za swoje myśli o terminacji, zawiodłam jako matka, chociaż tak się starałam. Może Bóg chciał mi przez to powiedzieć, że tylko On może decydować o życiu i śmierci? Tylko dlaczego w tak okrutny sposób? Teraz sama mam problemy ze zdrowiem, chociaż jeszcze nie wiadomo co mi jest, być może choroba nerek, być może poważna choroba układowa. Boję się, że to też "Boży plan" i że już nigdy nie zostanę matką, skoro już raz zawiodłam, że według Boga na to nie zasługuję. Bo przecież to wszystko musi mieć jakiś sens... Mama Antosia *15.07.2014 +16.07.2014
|