dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ROZMOWY O WIERZE
Nie jesteś zalogowany!       

Moja historiaHits: 272
huskuss  
12-03-2012 01:29
[     ]
     
Najtrudniej chyba opowiedzieć własną historię...

Dzisiaj akurat byliśmy u Hani zawieźć nowe wiosenne kwiaty.

Wychowałam się w domu chrześcijańskim. Nigdy nie była mi obca modlitwa, swoją Biblię dostałam niedługo po tym, jak nauczyłam się czytać. Otrzymałam solidne chrześcijańskie wychowanie, ale tak naprawdę nawróciłam się dopiero na studiach. Po pewnym okresie szukania drogi do wolności, fascynacji filozofią, i szukania innego sposobu na życie, zrozumiałam kim tak naprawdę jestem - nędznym człowiekiem, a kim jest Bóg - moim ratunkiem.

Przeskakując kilka lat do przodu... Nie planowaliśmy jeszcze z mężem dzieci, będąc zaledwie kilka miesięcy po ślubie, ale kiedy on zachorował i okazało się, że możemy w ogóle nie mieć dzieci, oczywiście całkowicie zmieniliśmy zdanie. Zaczęliśmy modlić się o dziecko i po 4 miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Potraktowaliśmy to jako prezent od Pana Boga. Wszystko było ok do około 4 miesiąca, kiedy okazało się, że Hania ma dużą hipotrofię (jest za mała do wieku ciąży). Później było jeszcze gorzej, bo w 20 tyg. okazało się, że może mieć bardzo poważną wadę serca i lekarz zadał nam pytanie, czy jeżeli tak jest, to decydujemy się na aborcję (!!). Ziemia usunęła się nam spod nóg. Wszystkie nasze plany, marzenia.. Wróciliśmy do domu i padliśmy na kolana. Błagaliśmy Boga, żeby uratował nasze dziecko. Trzy dni później na wizycie u kardiologa okazało się, że ten niby poważny zespół wad, to jednie VSD, ubytek w przegrodzie międzykomorowej, z którym żyje wielu ludzi, czasami nawet nie będąc tego świadomym. I znowu dziękowaliśmy Bogu za wysłuchane modlitwy.

Hipotrofia powiększała się i na początku siódmego miesiąca trafiłam na patologię, z perspektywą pozostania w szpitalu już do końca. Mieliśmy różne myśli i obawy, ale ogólnie ufaliśmy, że będzie dobrze. Około dwa tygodnie później okazało się, że moje przepływy pępowinowe są tak złe, że w 15 minut przygotowali mnie do cesarskiego cięcia. Lekarz nam powiedział, że on jest tylko człowiekiem i niczego nam nie gwarantuje, ale że jest Bóg na niebie. I w to ufaliśmy. Hania urodziła się w 30 tygodniu i ważyła 640 gram. Pierwsze dni były straszne. Hania była pod respiratorem, podłączona do sond, konieczna była też transfuzja krwi. Nie spałam po nocach i modliłam się prawie cały czas. Byłam przerażona. Lekarze byli jednak zdumieni jej walką. Hania miała świetne wyniki, o wiele lepsze niż jej więksi rówieśnicy, szła do przodu jak burza. Byliśmy przekonani, że to też jest odpowiedź na nasze modlitwy i modlitwy naszej rodziny, przyjaciół i znajomych. Poruszyliśmy chyba wszystkie możliwe znajomości prosząc właśnie o wsparcie modlitewne dla niej. I wewnętrznie czuliśmy, że mimo iż jet ciężko, to Bóg chce, żeby ona żyła. Byliśmy o tym przekonani nawet wtedy, kiedy dziurka w serduszku jednak zaczęła być problemem. Ludzie pisali do nas i mówili, że są pewni, że Bóg da jej zwycięstwo. Po pięciu tygodniach, kiedy doszły dodatkowe obciążenia - zakażenie zarazkami szpitalnymi wszystkich dzieci na oddziale - serduszko nie wytrzymało. Hania żyła 40 dni.

Nie byliśmy na to przygotowani. Podkreślałam cały czas ile modlitw wysłaliśmy do nieba (kto z nas ich nie wysyłał...), dlatego że śmierć Hani odebraliśmy jako kopniak butem w twarz od Pana Boga. Jako pusty śmiech z naszej wiary. Znowu wróciliśmy do punktu wyjścia.

My nie oczekiwaliśmy od Boga "coś za coś". Nie oczekiwaliśmy, że wysłucha nas tylko dlatego, że o to prosimy. Braliśmy pod uwagę inne zakończenie, ale byliśmy przekonani, że to ON chce, żeby ona żyła, i to mówili nam wszyscy ludzie dokoła. Wszystkie niby zbiegi okoliczności, najlepsi lekarze, którzy pojawiali się znikąd i wiele innych takich sytuacji - patrzyliśmy na to, jako na Boże prowadzenie. Kiedy więc Hania zmarła, poczuliśmy się oszukani. Doświadczyliśmy wtedy Boga, który różnił się od naszego dotychczasowego wyobrażenia - Boga, starego przyjaciela na każdą pogodę, żeby nie powiedzieć, kolegi. My zobaczyliśmy Boga, Wszechpotężnego Króla, Pana życia i śmierci.

Przez następne miesiące czuliśmy, że nasze modlitwy trafiają w próżnie. Przestaliśmy na pewien czas chodzić do kościoła, bo trudno znieść osoby, które niczego w życiu nie przeżyły, ale zawsze wiedzą lepiej. Zaczęliśmy uważnie, jak nigdy do tej pory, czytać Biblię i szukać odpowiedzi. Nie straciliśmy zaufania do Biblii, ale straciliśmy wiarę w to, że Bóg nas kocha. Dopiero kiedy przeczytaliśmy, że tak jest, uwierzyliśmy, mimo iż uczucia nie szły w parze. Bardzo długo w ogóle się nie modliliśmy, poza wylewaniem Bogu pretensji.

Najbardziej pomocna w naszej sytuacji okazała się księga Hioba i księga Koheleta.

Ludzie tak naprawdę bardziej nas tylko denerwowali swoją naiwną wiarą, niż pomogli w powrocie do Boga. Po kilku miesiącach stwierdziliśmy, że musimy zaufać i w ciemno zrobić krok powrotu, mimo iż Bóg nie odpowiada na nasze "dlaczego". Nie było innej możliwości. Nadal wierzyliśmy, że On jest.

Nie żałuję tej decyzji. Hiob, doświadczony o wiele bardziej, też nigdy nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytania. Ale Bóg pokazał mu przepaść, jaka dzieli jego intelekt i jego zrozumienie od dróg Boga.

Ten proces powrotu trwał bardzo długo. Chyba dopiero dwa lata po śmierci Hani, czyli pół roku temu, odzyskałam pełne zaufanie do Boga. Oczywiście nie z Jego winy, ale z powodu mojej nieustannej walki o odpowiedź.

Nie wiem, co teraz mogłoby odłączyć nas od wiary. Wierzę, że trzeba być wiernym Bogu niezależnie od tego, co nas spotyka i że On sprawuje kontrolę nad wszystkimi rzeczami, jakie dzieją się w naszym życiu. Nadal twierdzę, że cierpienie ogólnie nie ma sensu i nie taki był Boży plan dla ludzkości - chodzi mi o to, że On nie dopuściłby, aby spotkało nas coś, czego nie bylibyśmy w stanie unieść, lub coś, co nie będzie miało dobrych owoców w naszym życiu. Szatan mnoży swoje zło, ale zawsze to Bóg ma ostatnie słowo i jeżeli nas nie ratuje, nawet gdy o to prosimy, to ma w tym jakiś cel.

Teraz coraz częściej myślę, że tylko dzięki modlitwom i miłości Bożej, Hania w ogóle się urodziła i przeżyła aż 5,5 tygodnia. Co tak naprawdę kryje się za naszą tragedią, być może dowiem się dopiero w niebie. Bóg dał mi pokój. Nie zadręczam się już pytaniami.

Nasze życie tutaj to naprawdę ułamek sekundy wobec wieczności. Nie chcę zmarnować tego ułamka walcząc z Bogiem, lub go odrzucając, tym samym odrzucając swoją szansę na pełne szczęście i pełną rodzinę na wieki w niebie. On jest nieskończenie mądrzejszy ode mnie i pragnie mojego dobra i szczęścia, o czym wielokrotnie pisze w swoim Słowie. Życie uczy nas pokory i uważam, że to właściwa droga. Wierzę, że Bóg jest uosobieniem miłości. Wierzę, że sprawuje pieczę nad moim życiem, wierzę, że wie o każdej jego sekundzie i każdym zdarzeniu.

Nic ze sobą na ten świat nie przyniosłam i nic ze sobą nie zabiorę. Wszystko jest darem. Nasi bliscy, nasze dzieci, to co posiadamy. Wszystko jest darem od Boga. Jak byśmy żyli, gdyby Bóg nie dał nam plonów i wody? Jesteśmy całkowicie od Jego darów zależni.

Łatwiej jest żyć w zgodzie z Bogiem. Łatwiej jest też przeżywać żałobę. Ale życie z Jezusem przekłada się na wszystkie inne dziedziny życia - małżeństwo (przede wszystkim), finanse, marzenia, traktowanie innych osób. O tym też napiszę, ale już innym razem, bo nie chcę robić monopolu na forum :-)

Nie jest mi łatwo o tym pisać, przepraszam, jeżeli nie wszystko jest jasne. Jeżeli tak jest, to pytajcie.

Cały czas Boga się uczę. Nie pozjadałam wszystkich rozumów, nie mam odpowiedzi na wszystko. Ale im lepiej Go poznaję, tym bardziej Mu ufam.

Pozdrawiam Was serdecznie 
Mama Hani (18.07 - 26.08.2009)* i Zosi (06.08.2010)

Ostatnio zmieniony 12-03-2012 01:32 przez huskuss

  Temat Autor Data
  Re: do Umy- a propos zła na ziemi uma 09-03-2012 10:42
  Re: cierpienie i śmierć naszych dzieci halina30 09-03-2012 10:24
  Re: cierpienie i śmierć naszych dzieci uma 09-03-2012 10:53
  Re: cierpienie i śmierć naszych dzieci huskuss 09-03-2012 11:31
  Re: cierpienie i śmierć naszych dzieci huskuss 09-03-2012 11:36
  Re: cierpienie i śmierć naszych dzieci uma 09-03-2012 12:08
  Re: do Umy- geocentryzm uma 09-03-2012 10:31
  Re: Zło istniejace na ziemi mama Szymona 09-03-2012 12:14
  Re: Zło istniejace na ziemi Ewa27 09-03-2012 16:05
  Wracając do tematu... najpierw o kreacjoniźmie huskuss 09-03-2012 19:17
  Re: Wracając do tematu... najpierw o kreacjoniźmie Ewa27 09-03-2012 19:52
  Pochodzenie zła i sens cierpienia huskuss 09-03-2012 21:37
*  Moja historia huskuss 12-03-2012 01:29
  Re: Moja historia Ewa27 12-03-2012 18:51
  Ile jest dróg? huskuss 13-03-2012 16:22
  Re: Ile jest dróg? Ewa27 13-03-2012 17:44
  Re: Moja historia Mama Aleksandra 12-03-2012 21:18
  Re: Moja historia huskuss 13-03-2012 16:46
  Re: Moja historia maxi 13-03-2012 18:35
  Re: Moja historia uma 13-03-2012 23:09
  Re: Moja historia huskuss 13-03-2012 23:27
  Re: Moja historia Ewa27 14-03-2012 00:11
  Re: Moja historia - to, co najcenniejsze Hanulka2009 14-03-2012 14:24
  Re: Moja historia - to, co najcenniejsze huskuss 15-03-2012 23:54
  Re: a ja nie wierze juz w boga zgrywus 15-03-2012 00:00
  Re: a ja nie wierze juz w boga Ewa27 15-03-2012 04:17
  Re: a ja nie wierze juz w boga zgrywus 15-03-2012 11:26
  Re: a ja nie wierze juz w boga - do Zgrywuski Hanulka2009 15-03-2012 13:01
  Re: a ja nie wierze juz w boga - do Zgrywuski zgrywus 15-03-2012 20:38
  Re: a ja nie wierze juz w boga - do Zgrywuski huskuss 16-03-2012 00:54
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora