Droga Umo, przejrzałam raz jeszcze własne wypociny i naprawdę zgryźliwa byłam tylko wobec mojego biednego proboszcza i wyznawców narodowego katolicyzmu – być może rzeczywiście ci poczciwi ludzi na to nie zasłużyli… Chyba nie dziwisz się, że jestem nieufna w stosunku do tak nacechowanych słów jak „adepci”? Po prostu nie wiem, co ono w tym kontekście miałoby znaczyć – myślałam, że mi wyjaśnisz. Najwidoczniej rozpisałam się za bardzo o moich odczuciach i rozmysły się gdzieś najważniejsze sprawy. Chodziło mi oto, żeby pokazać, że „prawie” robi wielką różnicę. Jeśli ktoś mówi piękne słowa o człowieczeństwie Jezusa, ale nie wierzy, że był Bogiem i że zmartwychwstał, to przekreśla wszystko, czym Jezus żył i co mówił, a także co zrobił dla nas i dla naszych dzieci. Czy nie przeraża Cię fakt, że Hitler i Stalin dla wielu byli „dobrymi ludźmi”? Jakie konsekwencje ma sprowadzanie (na Zachodzie) Kościołów chrześcijańskich do roli organizacji charytatywnych? Czy uciekanie w aktywizm dobrych uczynków kosztem pogłębionej osobistej modlitwy podoba się Bogu, czy może komuś innemu?
No właśnie, i co z tym innym? Jest inteligentnym osobowym złem? Coś mi się wydaje, że napiszesz, że nie…
Umo, ja naprawdę nie żywię żadnych negatywnych uczuć względem Ciebie – wiem, że jesteś jedną z nas, współczuję Ci bardzo z powodu śmierci Syna. Po prostu się martwię, bo spirytyzm jest grzebaniem w najgłębszych sferach ludzkiej psychiki, co nie może nie mieć żadnych konsekwencji. Naprawdę wystarczy poczytać w internecie świadectwa osób, które się tym zajmowały (nie chodzi tylko o seanse).
Z pozdrowieniami i modlitwą
Kasia, mama Hanulki (12.06.2009 – 18.01.2010), a także Jerzyka i Stefka.
|