Śmierć przeraża. Szczególnie śmierci własnego dziecka nie da się przyjąć i przejść nad tym do porządku dziennego. Nie ma większej tragedii dla Matki jak pochować własne dziecko. Nie ważne, czy miało kilka dni, miesięcy, kilka lub kilkanaście lat czy dopiero miało się narodzić. Każda matka przeżywa największy ból, ogarnia ją czarna rozpacz. Nie umiem znaleźć słów, bo cóż można powiedzieć Matce, pod krzyżem Jej własnego dziecka? Nie płacz?! Jak nie płakać, skoro z bólu umiera serce?! Czas leczy rany?! Nie takie. Owszem leczy, ale takiej blizny nie duszy nic nie zatrze. Płacz? Tak. Płacz i wykrzycz krzywdę Twojego dziecka i Twoją! Chcę przytulić do serca wszystkie zrozpaczone Mamy. Zwykle pojawia się w kolejnej fazie rozpaczy pytanie „Gdzie był Bóg?”. „Co to za Bóg, który kazał umrzeć dziecku?”. „Dlaczego moje dziecko?” Nie warto się nad tym zastanawiać. Dlaczego moje dziecko? Może lepiej, gdyby inne. Czy byłoby lepiej gdyby zmarło dziecko kuzynki, sąsiadki, czy może tej wstrętnej Iksińskiej, której tak nie lubię albo tej z sąsiedniego bloku, bo ona i tak się nim nie zajmuje należycie. Egoizm jest poniekąd usprawiedliwiony, byleby w parze z nim nie szła nienawiść do drugiego człowieka. I byleby nie nakręcać tego egoizmu własną rozpaczą. Gdzie był Bóg? Bóg jest z nami zawsze, chociaż niekiedy trudno w to uwierzyć, szczególnie, gdy dzieje się tragedia. Bóg jest. Kocha nas i opiekuje się nami, nawet, gdy jest to trudna miłość, a opieki nie widać. Bóg jest najbliżej ludzi chorych, biednych, niesprawnych, głodnych - fizycznie i psychicznie. Im bardziej cierpisz, tym bliżej Ciebie jest Bóg. Co to za Bóg? Ten sam, który kazał umrzeć własnemu dziecku. Okrutny? Nie! Choć trudno w to uwierzyć – jest miłosierny i kochający. Może to dziwny przykład - Kiedy matka karci swoje dziecko? Czy wtedy, gdy go nie kocha? Wtedy jest jej wszystko jedno, co robi, gdzie i z kim jest, o której wróci. Matka karci dziecko, gdy je kocha. Martwi się o nie. Czemu zabraniamy, krzyczymy, niekiedy damy klapsa? Bo kochamy, bo się troszczymy i boimy, by nie zrobiło sobie krzywdy. Kara dla dziecka zawsze jest przykra. Nikt nie lubi być skarcony, ale jest to dowodem miłości rodzica. Na pytanie: dlaczego ja? – każdy musi odpowiedzieć sam. Czego Bóg chciał mnie nauczyć, bo przecież nie tylko pogrążyć w rozpaczy. Najlepiej odnieść Mu to z powrotem. Oddać. Niech coś zrobi z bólem, żalem, rozpaczą. Gdzie jest moje dziecko? W niebie, tam gdzie każdy chciałby być i gdzie wszyscy zmierzamy. To okrutne, ale każdy z nas rodzi się, by umrzeć. Dlaczego Bóg zabrał moje dziecko w tak młodym wieku? Pomyślcie, czy matka 40latka mniej boleje nad śmiercią swojego dziecka? Czy gdyby TO dziecko żyło kilka lub kilkanaście lat dłużej, to łatwiej byłoby się pogodzić Matce z Jego śmiercią?! Bzdura! Nigdy nie jest odpowiedni czas na umieranie. I nigdy nie jesteśmy do niego odpowiednio przygotowani. Wymądrzam się, bo moje dziecko żyje! Tak. Udało nam się zachować naszego jedynego syna przy życiu, ma 15 lat. A bywało różnie i rokowania były różne. Ale żyje! Więc, czy mam prawo pisać o śmierci dzieci. Pewnie nie, chociaż otarłam się o nią. Tak tylko pomyślałam… i napisałam. A wszystkim, których bliscy odeszli bardzo, bardzo współczuję. A dla aniołków światełka (***).
|