Witam wszystkich Aniołkowych rodziców! Jestem mamą malutkiego Aniołka Piotrusia, ale może od początku. Pod koniec września tamtego roku ujrzałam na teście dwie śliczne wyczekiwane kreseczki. Jestem w ciąży! Wspaniałe uczucie, pierwsze dziecko, obawy też były ale to normalne. W naszych domach ogromna radość. Pierwsze miesiące były trudne, poranne mdłości, wymioty, brak apetytu, odruch wymiotny już na widok samej lodówki. Ciężkie trzy miesiące. Później było już dobrze, dużo sił, zapału i chęci do remontu małego kolorowego pokoiku, tyle pomysłów i marzeń. Brzuszek powoli się zaokrąglał, poczułam pierwsze ruchy mojego maleństwa. Nowy Rok nie przyniósł tego szczęścia z tych wszystkich życzeń noworocznych. 28 stycznia 2010 - data, której nigdy nie zapomnę. Standardowa wizyta u Pani doktor, na korytarzu emocje wzrastały bo pewnie poznamy już płeć, w końcu to już 19 tydzień. Tak, będziemy mieć synka to była ta dobra wiadomość, zła jest chory. Rozpłakałam się, zaczęłam się trząść ze strachu, nie wierzę... Później poszło lawinowo, podejrzenie dysplazji tanatoforycznej, czyli śmiertelnej, wizyta w klinice ginekologii. Usłyszałam w takiej sytuacji ma pani prawo do terminacji ciąży. Jak mogłabym wyrazić zgodę na śmierć własnego dziecka, przecież jestem Jego mamą i muszę Go chronić tak długo jak tylko będę mogła, do końca. Każdą noc płakałam, tak trudno było w to uwierzyć, tak mało informacji o jednostce chorobowej mojego synka. Postanowiliśmy z mężem, że będziemy starać się wykorzystać czas ciąży na to wszystko czego nie uda nam się zrobić później. Nie łatwo było robić bałwanka w śniegu i mówić Piotrusiu to Twój pierwszy bałwanek... Ciąża nadal nie była łatwa, wylądowałam w szpitalu z kolką nerkowa, wielowodzie, to już nie tylko ból psychiczny, dołączył się ból fizyczny. Ale nadal chciałam się dla niego starać. 25 maj 2010 - wstałam rano z dziwnym uczuciem, to będzie dziś albo jutro. Nie myliłam się. Po południu zaczęły się skurcze. Mąż wrócił z pracy i postanowiliśmy jechać to sprawdzić w końcu to 36/37tydzień ciąży. Poród się zaczął, Piotruś leżał pośladkowo, cc i 5min po północy, już 26 maja, w Dzień Matki ujrzałam swoje maleństwo! Trzęsłam się ze szczęścia i ze strachu o niego zarazem. Niestety szczęście nie trwało długo. Piotruś żył zaledwie 2godz i 15min. Za sprawą cudownego personelu dane mi było mieć Go na rękach. Trzymałam Piotrusia do chrztu, byliśmy z mężem z nim do końca. Odszedł na moich rękach, w naszej obecności, słysząc nasze słowa, czując nasze pocałunki. Zdążyliśmy powiedzieć mu żeby się nie bał, że bardzo Go Kochamy. Serduszko za które gotowi byliśmy życie oddać przestało bić... Dziś nadal jest ciężko, pewnie nigdy nie będzie łatwo. Bardzo mi Go brakuje, chciałabym żeby mi się przyśnił, żeby powiedział czy mnie Kocha, czy pamięta nasze wspólne śpiewanie z tatą, czy jest ze mnie dumny. Mam 25 lat i nie boję się śmierci, bo chcę się spotkać z własnym dzieckiem, upragnionym dzieckiem, wymarzonym dzieckiem, z moim Piotrusiem. mama Aniołka Piotrusia ur.zm.26.05.2010 http://piotrusciebiera.pamietajmy.com.pl/ i ziemskiego Szymcia ur.29.05.2011r
|