Dziękuję Ci, Asiu. Dzięki takim postom uświadamiam sobie, że to co dzieje się w życiu nie jest "nienormalne".
Właśnie takie sytuacje - błahe, codzienne - uświadamiają mi jak wielopłaszczyznowa jest tragedia, przez którą przechodzę. Jest to trudne. Bardzo. Nie jest to pierwsza żałoba po śmierci bliskiej mi osoby, ale zdecydowanie najtrudniejsza.
Teraz mam czas, który spędzam w większości w samotności w domu, na nauce, samorozwoju, na celach, które postawiono mi w pracy. Nie umniejsza to bólu, ale zajmuje czas i myśli, które są dla mnie tak mordercze. Spotykam się tylko z najbliższymi, którzy byli ze mną przez ostatnie miesiące, którzy wspierali... Wiedzą co u mnie, nie dziwią się smutkowi wymalowanemu na twarzy. Nie musze niczego udawać. Mam kilku znajomych, z którymi mam kontakt raz do roku, ale na takie spotkania po prostu nie mam ochoty... Nie chcę opowiadać "co u mnie", nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz. Nie teraz. Nie chce nakładać na usta sztucznego uśmiechu, bo przecież tak rzadko się widzimy i "wypada". Moja Mama mówi, że jeśli jakieś znajomości mają przetrwać to to przetrwają. Nawet jeśli mielibyśmy odnowić kontakt za dłuższy czas. Strasznie przeżywam to co powiedziała mi przyjaciółka. Ona po prostu nie rozumie. Nigdy nie żegnała osoby, którą kochała. Nie mówiąc o stracie dziecka... Wyjdziemy "do ludzi", na imprezy, wrócimy do dawnego życia jak będziemy gotowi, jak przejdziemy przez smutny czas żałoby. Nie wiem ile to potrwa... Miesiąc? Rok? Dwa lata? Do czasu jak, daj Boże, znowu zostaniemy rodzicami? Nie wiem... Jesteśmy w żałobie i chyba mamy prawo ją przeżywać...
PM
|