Witaj Sylwia,
To prawda. Ból jest miazdzacy, wręcz fizycznie odczuwalny... Widzę, że wszystkie Aniolkowe Mamy przeżywają wszystko bardzo podobnie... Chyba tak to właśnie jest. Tego bólu nie da się usmierzyc. Go trzeba przeżyć, przetrwać i nauczyć się z nim życ. A po czasie wyciągać z naszych doświadczeń to co najlepsze... tak jak Ty to robisz. Tak naprawdę nie dziwie się zachowaniu ludzi wokół mnie. Może niektóre rzeczy mnie bola, ale nikomu się nie dziwię... Ja tez z trudem patrzyłam w oczy ludziom, których spotkały tragedie. Jedyne co potrafiłam to ich wysciskac. Nie wiedziałam co powiedzieć. Chyba w pewnych momentach nie da się pocieszyć. Można po prostu być i dzielić ten ból z cierpiącą osoba ...
Pozdrawiam Cie serdecznie PM
sylwia l-s napisał(a): > Dokładnie tak samo odczuwałam świat "świeżo" po stratach jak Ty teraz. Jest to całkowicie normalne. Żałoba i tęsknota robią swoje. Niestety to wszystko trzeba przeżyć , przynajmniej z mojej perspektywy tak to wygląda. Po 11 latach od pierwszej straty mogę napisać z pełną odpowiedzialnością : czas leczy rany. Dziś wiem , że Ci wszyscy ludzie którzy unikali tematu moich dzieci nie byli w stanie , nie chcieli nas ranić. Na swój sposób na pewno chcieli pomóc , ale nie wiedzieli jak. Większość ludzi po prostu nie jest w stanie wyobrazić sobie tego ogromu bólu po stracie dziecka. Boją się bo jak powiedzą coś to pewnie zranią , a jak nie mówią to też ranią. Po latach rozumiem to doskonale. Pamiętam ból który miażdżył mnie za każdym razem. Wspomnienia wracają. Ale dzisiaj cieszę się że moje dzieci były , są i będą. Rozmawiam dużo z mężem. Zastanawiamy się ciągle jak my przeżyliśmy w ogóle te straszne lata. Mimo wszystko jest dobrze. Chociaż nie raz serce zaboli z tęsknoty.
|