Przypomniała mi się dzisiaj ta historia: "Był sobie pewien biedny, ale odważny człowiek imieniem Ali. Pracował dla Ammara, starego i bogatego kupca. Pewnej zimowej nocy Ammar powiedział: „Nikt nie jest w stanie spędzić nocy na szczycie góry bez okrycia i jedzenia. Ale ty potrzebujesz pieniędzy i jeśli tego dokonasz, zostaniesz sowicie nagrodzony. Jeśli ci się nie uda, będziesz pracował za darmo przez następny miesiąc”. Ali odparł: „Jutro podejmę się tej próby”. Jednak gdy wyszedł ze sklepu, poczuł lodowaty wiatr i przeraził się. Postanowił więc zapytać najlepszego przyjaciela Aydiego, czy ten zakład nie jest szaleństwem. Aydi po chwili zastanowienia odpowiedział: „Pomogę ci. Jutro, gdy będziesz na szczycie góry, spójrz przed siebie. Będę tam, na szczycie sąsiedniej góry i spędzę noc przy ognisku rozpalonym dla ciebie. Patrząc na płomień, będziesz myślał o naszej przyjaźni i to cię ogrzeje. Uda ci się, a ja kiedyś poproszę cię o coś w zamian”. Ali przeszedł zwycięsko próbę, wziął pieniądze i udał się do domu przyjaciela. „Powiedziałeś mi, że chcesz czegoś w zamian”. Aydi chwycił go w ramiona: „Tak, ale nie chcę pieniędzy. Obiecaj mi, że gdy kiedyś zimny wiatr powieje w moim życiu, zapalisz dla mnie ogień przyjaźni”. /autor nieznany/
Na fora dla rodziców po stracie - dlaczegowe i poronienie.pl - trafiłam po raz pierwszy właśnie w okolicy DDU. Wtedy rzeczywiście czułam się właśnie tak jak ten człowiek z opowieści, zmrożona lodowatym wiatrem rozpaczy i niepodzielnej samotności, zmęczona bólem i rozrywającą tęsknotą, i takim trudnym już nie pasowaniem do świata... Każda opowieść, którą przeczytałam, każde życzliwe, pełne zrozumienia i wsparcia słowo były i są jak te ognisko rozpalone przez przyjaciela. Pomagały przetrwać i uczyć sie żyć na nowo i pomagają nieustannie, dziękuję :)
Dziś moje pierwsze DDU bez wyjścia na cmentarz, oparzona stopa uniemożliwia nałożenie buta... Ale mimo to, jakoś tak mi blisko do moich dzieci i do Waszych dzieci, i do Was wszystkich. Wysyłam do Waszych popękanych,zbolałych, tęskniących serc płomyk modlitwy, ciepła, dobrych myśli... niech ogrzeje, niech niesie ukojenie, nadzieję. I też proszę o taką duchową transfuzję, bym miała wystarczająco dużo sił i przestrzeni, żeby każda z mam, które z nami usiądą do lepienia solnych motyli, wróciła do domu choć trochę ukojona, pokrzepiona, wysłuchana, choć trochę lżejsza o ten niepodzielny ciężar.
Jeśli ktoś chciałby jeszcze dołączyć do motylowych warsztatów to zapraszamy w najbliższą niedzielę o godz.16 http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_strata&key=1443539571&first=30 Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
|