Wczoraj gdy byłam w kościele upłakałam się jak bóbr. Gościnie był jakiś człowiek który wychwalał Boga, bo pomogl mu w dziecinstwie wyjsc ze smiertelnej choroby. Plakalam nad losem tego czlowieka ale bardziej nad tym ze mojego Kacperka nikt cudownie nie uzdrowil a teraz juz go nie mam przy sobie. To wydawlo mi sie cholernie niesprawiedliwe. Cuda sie zdarzaja ale innym!