rok temu żyłam jeszcze w zupełnej nieświadomości zbliżającego się nieszczęścia, karmiłam Antosia, przewijałam, tuliłam...kochałam tę codzienność...cudowny rozgardiasz domu....
jeszcze tylko ostanie chwile tej codzienności...
za oknem padający śnieg i mój wzrastający niepokój..dlaczego Antos nie zapłakał w czasie przemywania pępka, przecież jeszcze trzy godziny krzyczał wniebogłosy.... Nie nic złego się nie dzieje, przecież je normalnie, nadstawia dzióbek do piersi....nie płacze... noc, gdy obudził się,widzę, że mu ulało się , tylko dlaczego tak dziwnie, taki brunatny kolor...czuje, że coś się dzieje ....czekanie na karetkę..a może to od witaminy k,dałam mu ja po ją po raz pierwszy, jakie bezmyślne pocieszania się.......przecież gdyby go coś bolało to by płakał.. czepiam się tej nadziei jeszcze tam, na izbie przyjęć...trzymam mojego Synka po raz ostatni na rękach....
potem walka o życie...walka z samą sobą...
mija rok, wszystko widać tak wyraźnie..i tak boli.. próbuję to wszystko jakoś poukładać, ale dziś wali się jak domek z kart....
Syneczku, kocham cię....przepraszam, że znowu marudzę... ------------------------ Wiola, mama i Franusia, i Antosia 10.02.2010-24.03.2010, i Jasia http://antosobstawski.pamietajmy.com.pl/index.php
|