"Antoś poświecił swoje życie, aby nic gorszego się nie stało". Takie oto zdanie padło niedawno z ust spotkanej osoby, w sumie bliskiej...Nie mam siły już tłumaczyc tym ludziom, że dla mnie juz stało się najgorsze, że moje dziecko nie jest żadnym męczenikiem...że dobija mnie takie gadanie, a może powinnam sie zapytac, czy może jej dziecko powinno się poświęcic, czy też by tak mówiła... Nie mam siły...Ostatni okres jest fatalny. Juz myślałam, że jakoś zrobiłam kilka małych kroczków do przodu, a teraz mam wrażenie, że cofnęłam się o tych kilka kroczków...Drepcę w miejscu i boję się, nie chcę iśc dalej...ciągle myślę, że mój Synuś leży w tej białej trumience, przywalony ziemią, pomnikiem, jest mu zimno...nie ma mnie...swojej mamusi... przeraża mnie to, co się dzieje z jego ciałem,...ktoś mi powiedział to tylko ciało...ale , cholerka, dla mnie to nie bezosobowe ciało, to moje dziecko....Szamoczę się w tej otchłani, która mnie ogarnia.Boję się przyszłości, nie marzę, nie planuję.... Mam wrażenie, że nikt mnie już nie rozumie, bo " trzeba zyc normalnie", " tyle czasu już minęło". W ciągu dnia funkcjonuję niby "normalnie", dla mojego urwiska dwuletniego Franusia, ale, gdy śpi (tak jak teraz) albo w nocy, rozklejam się całkowicie...Nie chcę, żeby widział mnie płaczącą....Niech chociaż on żyje radośnie i w zabawie... ech...
Kocham Was, moi Synkowie....
Antosiu, pod powieką w kropli łzy... ------------------------ Wiola, mama i Franusia, i Antosia 10.02.2010-24.03.2010, i Jasia http://antosobstawski.pamietajmy.com.pl/index.php
|