Haniu doskonale Cię rozumiem...
Ja naprawdę bardzo ze sobą walczę, żeby osiągnąć choć na chwilę spokój...spokój, który od śmierci Lilianki jest dla mnie na wagę złota. Ja również miewam huśtawki nastroju...i bardzo często kiedy wydaje mi się, że osiągnęłam "szczyt tej paskudnej góry" na którą się tak mozolnie człapałam z hukiem lecę w dół...i wtedy to boli bardzo boli...wszystko powraca jak bumerang.
Bardzo często śni mi się poród, bardzo często widzę we śnie moją Liliankę i tak bardzo chcę ją przytulić i kiedy prawie już mi się udaje... sen nagle się kończy...Ciągle czuję niedosyt, ciągle tęsknię, tak cholernie mocno tęsknię...
Tak bardzo chciałabym się pewnego ranka obudzić i powiedzieć..."o rany ale miałam straszny koszmar"...Ale wiem, że to się nie stanie...
Staram się walczyć o swoje "szczęście"...walczyć dla siebie, dla męża dla najbliższych...Jak płaczę to głownie w samotności, do poduszki...nie chcę żeby ktoś mnie taką oglądał...nie chcę nikogo martwić...
Chcę pewnego dnia tak jak napisała mi kiedyś EwelinaW "ulepić sobie nowe życie z pamięcią i miłością do córeńki"
I Haniu życzę Ci siły...tak mocnej i ogromnej jak miłość do Majeczki...
Pozdrawiam i światełka dla Majeczki (*)(*)(*)(*)
A buziaczki dla Zuzi i Mikołajka ------------------------------------------------------------------- "Czas upływa... Z róż opadają płatki, ale nie ciernie."
Kocham i tęsknię...
|