Napisałam to do Myszki, na innym forum, ale może i Tobie się przyda.. Z perspektywy czas, co czułam (nie potrafię określić ile dni, czy tygodni): -rozpacz, rozgoryczenie, żal, wściekłość, samotność -pustka, obojętność na świat i innych, tęsknota -narastająca tęsknota, wyrzuty sumienia -analizowanie każdego szczegółu, całej dokumentacji fragment po fragmencie. Po tym znów pojawiały się jeszcze większe wyrzuty -"gdybanie", co mogłam zrobić inaczej -akceptacja sytuacji, bez analizowania. Po prostu ciągłe powtarzanie sobie "tak miało być". -zaprzestanie szukania przyczyny i zadawania pytań bez odpowiedzi -analizy pt."co mi dała Zuzia". starałam się nie analizować "co mi zabrał Bóg". Do tej pory w taki sposób nie chcę nawet myśleć, bo się prezwrócę i znów poobijam. -szukanie sensu tego, co się stało (znalazłam) -odszukanie celu nowego życia -docenienie tego, co mam
Mi moja Natalka nie zastepuje Zuźki nawet w minimalny sposób. Ale jak widzę, jak rozwija się zdrowe dziecko, to czuję jeszcze większą ulgę...I dojrzałam w końcu, że Zuzia cierpiała. Ta prawda mnie niesamowicie boli. Chyba lepiej mi było mysleć inaczej, oszukiwać siebie troszeczkę. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|