Joanno, tak to już jest. Oni nie zrozumieją bo patrząc na swoje dzieci w głębi duszy myślą sobie "Boże jak to dobrze że to nas nie spotkało".
Wiesz, ja widzę że moi rodzice cierpią, pamiętają, pamiętają o każdym święcie, nawet dniu dziecka, czasem wspominają. Wiedzą że nas boli, ich też boli choć ból który czujemy jest zupełnie inny.
Nie rozmawiamy o tym w czym się niezgadzamy, bo jeśli rozmawiamy to kończy się to ostrą wymianą swoich poglądów i sprzeczką, oczywiście bez obrażania :)) i fochów :)) Niezgadzamy się chociażby w kwestii wybaczenia - bo mój tata gdyby mógł to by wpadł do szpitala i wyrżnoł tę część personelu medycznego, która zrobiła jego wnusiowi krzywdę. Ja wybaczam choć nie ukrywam że jakiś żal w sercu noszę. Niezgadzamy się w kwestii samej śmierci - mój tata uważa że śmierć jest wynikiem tylko człowieka, ja że jakiegoś zamysłu Bożego w którym człowiek jest tylko narzędziem - może na przykładzie: Jezus nie umarł sam, aby mógł zmartwychwstać musiał umrzeć, żeby umrzeć ludzie musieli go ukrzyżować, żeby go ukrzyżowali musieli go stłuc i osądzić, żeby do tego doszło Judasz musiał go sprzedać - to cały ciąg zdarzeń który musiał się wydarzyć aby coś się stało. I ja uważam że z nami jest podobnie. Ty musiałaś trafić na takiego lekarza, taką salę, ten szpital aby twoje dziecko umarło i poszło do nieba. Ja wierzę że po śmierci wszyscy idziemy do Nieba, że Pieklo to jest życie na ziemi, a Czyściec jest zanim to trafimy. I tu też się nie zgadzam z tatą - on jest z tych "czystych, ślepo zatrzonych" wierzących.
Tata się śmieję, że ja ciągle szukam dziury w całym i próbuję znaleźć usprawiedliwienie na to co się stało. I że kombinuję jak koń pod górkę :)) buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|