Patrząc na to co się stało mam mieszne uczucia. Oceniając sytuację z perspektywy szczęścia mojego syncia to Bóg dobrze zdecydował o jego losie i cieszę się że oszczędził mojemu dziecku tego piekła jakim jest życie na ziemi. Oceniając sytuację z perspektywy matki - serce pęka mi z bólu i tęsknoty za Tomciem, brakuje mi wszystkiego co jest z nim związane. Chciałabym cofnąć czas i znów go tulić w ramionach... nie ważne czy byłby zdrowy czy byłby "warzywkiem". Ale dla kogo byłoby to szczęściem. Dla mnie i Tomcia? Czy tylko dla mnie? Raczej tylko dla mnie. I to jest egoistyczne? Ta chęć trzymania cierpiącego dziecka w ramionach jest egoizmem. Bezgraniczną miłością jest pozwolenie dziecku odejść na tamten świat zanim się nacierpi. buleczka