Nie potrafię się w tym wszystkim znaleźć. Patrzę na uśmiechniętych ludzi i nie rozumiem już ich. Jeśli się uśmiecham jest to wymuszony uśmiech. Robię to tylko dla mojego drugiego syna. Byłam z nim dzisiaj w kinie na Shreku 3. Poszłam dla Niego, przecież On musi żyć dalej, jak wszystkie dzieci. Wszędzie tylko szczęśliwa młodzież w wieku mego zmarłego syna. Byłby w 2 klasie liceum, tyle nadziei niespełnionych. Pamiętam, że dzień przed śmiercią stał przy mnie i "marudził", że chce robić prawko. Mówiłam mu, że będzie mógł je zacząc robić po wakacjach. Mąż mu tłumaczył, że ma długie życie przed sobą, pokazywał Mu długą linijkę, mówił mu, że jest na jej początku, że zdąży wszystkiego "posmakować". Jakie życie jest ciężkie, niesprawiedliwe. Często pytam się dlaczego i nie znajduję odpowiedzi. Los sobie z nas zakpił, a nie robiliśmy nic złego, po prostu byliśmy za bardzo szczęśliwi!!! Teraz jest pustka, straszna pustka, nie słychać muzyki z jego pokoju... . Boże dlaczego nas tak doświadczasz, czego oczekujesz? My nie mamy już siły. Serce mi pęka, gdy widzę Jego kolegów i koleżanki. Czy to normalne? A msza w Jego intencji od klasy - koszmar. Myślałam, że serce mi pęknie. Hania
|