Arturze, moja córka odeszła ponieważ przegrała z rakiem. Miała niespełna 24 lata. Kiedy przed chwila przeczytałam Twoja wypowiedź rozpłakałam sie. Wiesz na moja córkę tez jedna osoba mówiła Pysia-jej Chłopak. W kuchni na półce stoi kubek, który jej podarował. Umiał malować graffitti i napmalował na kubku napis PYSIA. Z powodu przyjmowanych leków miała często tachykardię i wtedy jej serduszko tez biło jak oszalałe, tak jak Twojej córeńki. Arturze, piszemy że nie jestes sam mając na mysli, ze ktos zawsze\tu Cie wysłucha i razem (choc Ty tego nie widzisz) z Toba płacze. A co do samotności, to niestety kazdy człowiek ze swoim bólem i cierpieniem jest sam. bo tylko On wie co w sercu, głowie. Jakby sie nie starał nie potrafo do końca innym przkazać tego co czuję. Arturze chciałabym Ci napisać wiecej jak powoli wychodze z cierpienia. JA wiem, ze Ty na razie tego nawet nie chcesz.Ale za jakiś czas trzeba, choćby dla tego aby Wasza ćóreczka, Wasz skarb była o Was spokojna, aby mogła szczęśliwie, spokojnie zająć się swoimi sprawami po tamtej strone. Arturze proszę Cię napisz na mój e-mail.halas1961@o2.pl Chciałabym Ci cos wysłać. Halina-mama Agatki
Artur Lech napisał(a): > Witam ponownie. Piszecie prawie wszyscy, że nie jestem sam. A czuję się jakbym był jedyną istotą we wszechświecie. Może dziś choc skończę to co zacząłem parę dni temu. Moja Pysia... Była trzynastoletnią prześliczną dziewczynką, o której marzyłem i czekałem całe życie. I to marzenie spełniło się 17-04-1996r. Była naszym (moim i mojej żony Kasi) upragnionym dzieckiem. I dawała nam przez 13 lat 1 miesiąc i 12 dni same radości i szczęście (ja byłem wręcz wniebowzięty kiedy wychodziłem gdzieś z nią na spacer, czy też jechaliśmy na zakupy do Kielc albo i nawet wtedy gdy zwalniałem ją z lekcji w-fu, bo nie chciało się jej cwiczyc. Chorowała chyba tyle co inne dzieci. Aż do 15-04-2009r. Wtedy to trafiła do szpitala na oddział hematologiczno-onkologiczny z podejrzeniem małopłytkowości. Szybko poszukałem wtedy w internecie co to za choroba i trochę chyba odetchnąłem. Dopiero gdzieś po tygodniu postawili ostateczną diagnozę - SAMOISTNA APLAZJA SZPIKU - postac ciężka. I znów internet. I wtedy ogarnęła mnie zgroza (leczenie surowicą, sterydami, skutki uboczne - była jedynaczką więc odpadał przeszczep szpiku). Ale szybko przewieźliśmy ją z Kielc do Warszawy na Litewską i miałem nadzieję że wszystko będzie ok. Na początku maja zaczęło się leczenie surowicą. Ja przyjeżdżałem do nich (obie z żoną miały osobną "sterylną" salę w szpitalu) w każdy weekend albo zostawałem na kilka dniz Pysią, żeby żona mogła odpocząc. I w końcu, ok. 24 maja stało się to czego obawiałem się najbardziej - infekcja. Nie wiadomo co to była za bakteria czy wirus. Paulinka, w związku z tym że jej szpik nie produkował krwi, nie miała żadnych swoich płytek, krwinek czerwonych czy białych, a co za tym idzie była całkowicie bezbronna wobec najmarniejszej bakterii. Dlatego brała całą masę antybiotyków co jednocześnie wykluczało wykrycie jakiejkolwiek bakterii w badaniach posiewowych. Infekcja przeszła błyskawicznie w zapalenie płuc - 27 maja trafiła na OIOM po trzeciej z kolei operacji - drenażu płuc. 28 w nocy płyn zaczął się zbierac w worku osierdziowym co było przyczyną zatrzymania serca na 8 minut i jednoczesnego rozległego zawału serca (ok. 01:00 w nocy). Ale jej serduszkoznów zaczęło pracowac. I tak przez 12 następnych godzin. Chyba już Paulinka była zmęczona tym (od 2 dni była w śpiączce farmakologicznej pod respiratorem, pełno rurek w ciele - dreny, wlew centralny, sonda, cewnik) i chyba wstydziła się gdyż leżała na wpół rozebrana a tam tylu mężczyzn. Nawet wcześniej jak robiła siku do basenu bo już nie mogła wstawac to tylko ja ją mogłem wycierac, myc. 29 maja gdy z żoną poszliśmy do niej na OIOM to było wida że chce wyrwac te wszystkie rurki ze swego ciałka. Ok 13:00 Pysia zbuntowała się - pomimo ośmiu prób reanimacji jej serduszko odmówiło posłuszeństwa. Zdążyliśmy się jeszcze z żoną pożegnac z nią - serce biło wtedy jak oszalałe 180 razy na minutę. Jeszcze dziewiąta próba reanimowania - i koniec. Umarła moja córeczka ukochana. Odeszła największa miłośc mojego życia. nie mogę już. Halina-mamaAgatki
|