Kochana Martusiu, synek mojej koleżanki chorował na raka, żyje! Ma dzisiaj 16 lat, ale nigdy nie pojechałam do tego szpitala. Same opowieści były zbyt bolesne. A najgorsze było to, że dzieci, które zostawiali rodzice samych sobie, z buziami przys szybie czekały na swoich rodziców, którzy nigdy ich nie odwiedzali... i oni przeżywali. A inne, których rodzice umierali z bólu, biegali za lekarzami, błagali o najmniejszy nawet cieb nadzieji, dawali łapówki, zanosili kwiatki i czekoladki... ich dzieci odchodziły... Dlaczego!!!! Jedno z dzieci po operacji mimo monitów lekarzy nie miało być przez kogo zabrane... po prostu rodzice nie przyjeżdżali. Podczas, gdy inni wyrywali sobie serce inni nie byli nawet zainteresowani i pewnie nie zrobiłoby na nich wrażenie, że dziecko nie żyje. Dlaczego więć, świat jest tak skonktruowany???!!! Nie ma prostych pytan i odpowiedzi, ale wiem jedno, że ukochane dzieci odchodzą, dlaczego one? Nie wiem! Może te łzy wylane są potrzebne, aby bezpiecznie przeszły na drugą stronę... może. Trzymaj się Martusiu! Bądź silna! Zapalam śiatło dla Twojego dziecka (***) Piotrusiu ochraniaj swoją mamusię...
|