dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> PORONIENIE
Nie jesteś zalogowany!       

mój Aniołek [*]Hits: 544
mamma  
10-01-2015 15:23
[     ]
     
W czwartek 08.01.2015 straciłam swoje Maleństwo. Był to bardzo wczesny etap ciąży 4-5 tydzień. Niektórzy mogą powiedzieć, że to przecież tylko zarodek... nie dla mnie. Dla mnie to było życie. O ciąży z mężem dowiedzieliśmy się w niedzielę, 04.01. Jak wielkie było to dla nas zaskoczenie i szczęście. Kilka dni wcześniej miałam dreszcze, uczucie zimna. Pojawiło się też niewielkie brązowe plamienie, które wzbudzało mój niepokój. Postanowiliśmy zrobić test. Wynik: pozytywny. Co za radość. Nasz synek będzie miał rodzeństwo szybciej aniżeli byśmy się tego spodziewali. O naszego synka długo walczyliśmy - mówimy, że to nasz Mały Wielki Cud. Nim pojawił się na świecie przeżyliśmy dwa poronienia. Brakowało nam już sił, szukaliśmy przyczyn dlaczego nie mogę utrzymać ciąży, dlaczego nie mogę zajść w ciążę. Ciągłe badania. W pewnym momencie złe leczenie. W końcu udało się. Po ciąży rodzina mówiła, że teraz z pewnością nie będziemy mieli większych trudności z poczęciem kolejnego dziecka. Niestety... Krwawienie dosyć szybko zaczęło się nasilać. Pojawił się ból - choć nie było to żadne kłucie. Pocieszałam się, że być może taki ból jest czymś normalnym. W końcu każda ciąża jest inna. Pojechałam do szpitala na izbę przyjęć. To był poniedziałek. W macicy nie było widać zarodka, a poziom hcg wskazywał na 4 tydzień. Lekarz pociesza, że ciąża musi być bardzo młoda, więc stąd brak jej na obrazie. Tą myślą pocieszałam się. Nie dostałam żadnych leków na podtrzymanie, bo w końcu nie było widać czy jest co podtrzymywać. Święto Trzech Króli. Czuję większy ból, w tym samym miejscu. Pod wieczór wszystko uspokoiło się. Krwawienie występowało nadal, ale nie było w jakiś ogromnych ilościach. Następnego dnia miałam ponownie udać się na izbę przyjęć. Pojechaliśmy z mężem. Akurat był to dzień, w którym najwyraźniej wszystkim kobietom ciężarnym po terminie porodu, kazano pojawić się na izbie przejęć. Oczekiwanie na badanie wydłużało się, ale nadeszła i moja kolej. Pobrano mi krew. Poziom hormonu podniósł się. Cóż za zaskoczenie. Jest jeszcze nadzieja. Lekarz kazał pojawić się ponownie w piątek i wtedy ocenimy co robimy dalej. W środę popołudniu ponownie ból, czwartek przespałam i przeleżałam cały dzień - i ból i łzy. Już chyba przeczuwałam, że to się jednak nie skończy dobrze. Miałam rację. W piątek okazało się, że poziom hcg zaczął spadać.. Miałam ze sobą element tkanki, choć nie pokazałam jej lekarzowi, gdyż najpierw chciałam spytać. Chciałam poprosić o badanie histopatologiczne. Lekarz pobłażliwie na mnie spojrzał i powiedział: "to z pewnością skrzep. Wam kobietom to wydaje się, że to dziecko, że znacie już płeć itd.". Zatkało mnie. Nie potrafiłam się z nim nawet kłócić. Ja przecież wiem jak wygląda zwykły skrzep. Mam świadomość, że być może zarodka w tym elemencie już nie ma, ale może na podstawie badań będzie można cokolwiek wywnioskować. Dzwoniliśmy jeszcze w dwa inne miejsca, aby spytać czy są w stanie przebadać taką tkankę. Wszędzie odpowiedź odmowna. Wyobrażacie to sobie. A może to coś ze mną jest nie tak... nie wiem, nie wiem. Najbardziej zadziwia mnie fakt, iż w medycznej dokumentacji nie ma mowy o poronieniu, a jedynie o "niezidentyfikowanym plamieniu z dróg rodnych". Ponieważ po poprzednich stratach Aniołków poczytałam trochę o prawach kobiety po poronieniu - teraz miałam pełną świadomość co mi przysługuje. Niestety nie jestem typem wojownika, wolę przeczekać, przecierpieć w cichości. Mogę podzielić się mym smutkiem tutaj na forum, porozmawiać z mężem.. Zadziwia mnie ta obojętność w szpitalu. Brak zrozumienia. Dla lekarzy to tylko płód, dla osób, które nigdy nie przeżyły poronienia - to tylko "przypadek", bo przecież następnym razem się uda. A ja.. Ja zaczynam mieć wątpliwości czy chęć posiadania rodzeństwa dla synka nie będzie kolejną długoletnią walką... Nie chcę się poddawać, ale po ostatnich wydarzeniach - widzę, że wcale nie jest łatwiej, bo jestem po jednej donoszonej ciąży...
I wiecie co... 31.12. leżąc w wannie nagle ogarnął mnie ogromny smutek, zaczęłam płakać, przypominając sobie stratę mojego pierwszego Aniołka. Poczułam wszystkie emocje, które towarzyszyły mi przy Jego stracie. Czy to był jakiś znak? Może.
Życzę nam wszystkim Mamom Aniołków, abyśmy doczekały zdrowego i silnego potomstwa tu na ziemi. Bo tam na górze, "nasza niebiańska armia" czuwa [*]

Mama Aniołków

Aniołek [*] 10.10.2010 [*]
Aniołek [*] 03.09.2011 [*]
Aniołek [*] 08.01.2015 [*] 


  Temat Autor Data
*  mój Aniołek [*] mamma 10-01-2015 15:23
  Re: mój Aniołek [*] Ania E. 10-01-2015 22:37
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora