Napiszę ze swojego podwórka:
byłam u psychologa raz (tylko i aż), pół roku po stracie córeczki. O dziwo, pomogło, oczyściło atmosferę - po tej wizycie m.in. zrozumiałam, że nie jestem pępkiem świata, że obok mnie jest facet, który tak samo cierpi. Zamiast użalać się nad sobą - zaczęłam się temu facetowi baczniej przyglądać. ;)
|