Pamiętam radość,dwie kreski na teście-Nasze Szczęście.. Zdarzyło się niemożliwe,i nie mogłam uwierzyć.. tak bardzo chciałam i tak bardzo nie wierzyłam że to się dobrze skończy (przeczucie?,strach?-nie wiem) zjadały mnie nerwy,w pracy,w domu,wszędzie potem bóle brzucha,bieganie po lekarzach,ale uspokajali ze wszystko jest dobrze no-spa jedyne zalecenie. wyjechałam,mąż wysłał mnie z nadzieją że odpoczne,miał przyjechać za pare dni.... leżałam w łóżku gdy poczułam lekki ból taki jak podczas miesiączki..i plamkę krwi... potem szpital,lekarza i brak we mnie wiary że bedzie dobrze chwile pózniej słowa doktora."." i nagle zostałam sama,zaczęło się.. Pamiętam okropny ból,pustą sale,i korytarz chodziłam miedzy pustą salą,korytarzem i łazienką prosiłam "maluszku żyj"choć wiedziałam że to koniec.. wiem że był ze mną mąż,to on pamięta moją histerię.. Pamiętam zniecierpliwienie ludzi którzy mieli przeprowadzić zabieg.. pamiętam jak ściągałam z twarzy maskę z tlenem,i próby ucieczki z tego okropnego łóżka.. a potem nic,czy ja wogóle żyłam? To wszystko docierało do mnie z wielkim trudem,powoli i barzdo długo.. i zostałam sama w wielkim nieogarniętym haosie.. dzisiaj nikt nie chce pamiętać i tak naprawde nikt nie wie jak to wszystko mnie zabija,codziennie,co miesiąc,na nowo.. i czuje się jak schizofrenik,który chwilami powraca do normalności taka jest moja rzeczywistość,w której jednak chwilami marzę i liczę na cud to już jedenaście miesięcy,i dzisiaj jest ten dzień w którym brakuje mi tych niespełnionych marzeń,dzień w którym każdy drobny szczegół pamiętam tylko ja dzień w którym wszystko powraca jak niechciany bumerang.. 28/29.06.2006(*) "Robaczku",dla Ciebie(*) od Mamy(*) od siostrzyczki(*) od Taty(*) mycha
|