dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> CIĄŻA PO STRACIE
Nie jesteś zalogowany!       

Ciężko mi się cieszyć...Hits: 825
MonikaTCH  
14-03-2016 14:12
[     ]
     
W zeszłym roku w czerwcu, po 9 godzinach na ziemi zmarł nasz synek. To była i piękna, radosna, a od momentu wiadomości o chorobie w 5mc heroiczna, waleczna ciąża. Po roku, uważam, że dobrze przeżytej żałoby zaczęliśmy się starać o kolejne dziecko. Nadzieja, oczekiwanie, ekscytacja, aż się w końcu udało i... i co? I tak pięknie jak poprzednio cieszyłam się dokładnie pół dnia, a później przyszło jakieś zastygnięcie. Zamrożenie radości, nadziei. Jestem raczej zgaszona. Nic mnie nie cieszy, wszystko nudzi i nuży. Łapię się na myślach o poronieniu, bo jeśli znowu ma być źle to niech czym prędzej. Mam poczucie winy, że nie pragnę tego dziecka tak jak bym chciała... Mam straszne sny. Wiem jak wspaniałym czasem może być ciąża, nie chcę go stracić i stresem szkodzić dziecku. Gdzie mogę znaleźć dla siebie ratunek? Proszę o pomoc – tak zaczęłam szukać pomocy. Otrzymałam informacje o spotkaniach grupy, ale ostatecznie postanowiłam radzić sobie sama.
Teraz robię drugie podejście. Potrzebuję wsparcia rodziców po stracie.
Rozpoczęła się druga połowa mojej ciąży, czyli dokładnie ten czas (21tc) kiedy dowiedziałam się o chorobie synka. Zupełnie przypadkiem, podczas USG kiedy leżałam na zapalenie układu moczowego w szpitalu. Okazało się, że coś mu wyrosło w klatce piersiowej. Żaden z lekarzy nie potrafił powiedzieć co to za chrząstki i koście. Wysłali mnie na UGS do ultrasonografa w Warszawie. Na tą wizytę jechałam po nadzieję, a wyszłam z diagnozą teratomy - nowotwór potworniak, bardzo bardzo rzadka kazuistyczna zmiana, odkształcenie klatki piersiowej, chaotycznie ułożone żebra, pokrzywiony kręgosłup, wielkie guzy, garb, narządy poprzesuwane. Przepraszam – celowo piszę tak obrazowo, by pokazać skalę mego przerażenia. Lekarz tak mi zobrazował sytuację, że zaczęłam pytać czy ma twarz, ręce, nogi, czy przypomina dziecko, bo powiedział mi: „To jest potworne”.
A był najpiękniejszy na świecie! ......
Widziałam Go, tylko buzię, bo bałam się potrzeć na tego guza. Nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia. To był 30 tc, cięcie cesarskie dla ratowania w Matce Polce w Łodzi. Rysowałam Go więc z pamięci. Zarówno w trakcie ciąży i po niej radziłam sobie pisząc i rysując, malując co czuję. Bardzo dużo mówiłam o swoich przeżyciach. Głównie rozmawiałam z koleżankami, które straciły swoje dzieci na różnych etapach, czułam się rozumiana. Dałam sobie pełen rok na żałobę, nie miałam pracy, stresów i przypadkowych ludzi w koło. Kiedy po tym roku podjęłam pracę i trafiłam w iście męski zespół, doznałam szoku, że raptem jestem tabu. Ja i moje macierzyństwo, utracone, ale dla mnie wciąż żywe emocje, wspomnienie ciąży i wszelkich wydarzeń to temat NIEISTNIEJĄCY, niewygodny, paraliżujący. Nawet, gdy coś niekiedy lekko napomknęłam – tylko przerywałam wartką do tej pory rozmowę. Było mi ciężko. Płakałam. Nie raz krzyczałam na nich. W końcu napisałam „listo do kolegów z pracy”. Dwóm osobom go wręczyłam. To bardzo pomogło. Moja terapeutka wzięła go za moim pozwoleniem, aby służył pomocą innym. Bo tak, właśnie. Była też psychoterapia, krótko, ale pomogła mi przeżyć żałobę. Symbolicznie zakończyłam ją publicznych wystąpieniem na spotkaniu dla kobiet na bardzo uroczej imprezie. Ponad sto kobiet i ja na scenie opowiadająca swoją historię. Podkreślałam wagę wparcia kobiet, które potrzebne są nam do pomocy, kiedy urodzi się dziecko, ale i wtedy kiedy zdarzy się, że go zabraknie. Myślę, że powiedziałam głosem wielu pań które popłakały się słuchając, powiedziałam to co same kryły przed innymi by ich oszczędzić, tym samym zadając sobie dodatkowego cierpienia. Mam treść tego wystąpienia. Zrobiłam wtedy też wystawę swoich prac przedstawiających Henia i moje przeżycia. Gromkie brawa i słowa uznania, a we mnie poczucie spełnienia. Tak jakby dopełniła się ta żałoba.

Dzisiaj nabieram mądrości, że niczym, nawet przynoszącym największa ulgę nie wyleczę tej dziury w sercu. Poza tym... to jeszcze niecałe dwa lata dopiero.. nowe życie we mnie, znowu synek. Obserwuję się przez kalkę tamtej ciąży. Jest ok, póki siedzę w domu, ale... zapisałam się do szkoły rodzenia. Dziś byłam pierwszy raz. Wcześniej dwa razy na jakiś innych spotkaniach dla mam w ciąży. Po każdym płaczę... Dlaczego? Bo widzę wokół siebie rozanielone kobiety w bańkach mydlanych, a moja beztroska dawno pękła. Bo boję się mówić o sobie, by nie straszyć tych pań, a mam cholerną potrzebę rozwinąć temat po pytaniu: Która to ciąża? Bo czuję się niewygodna i niewpasowana. Bo nie mam w sobie siły i woli walki z personelem w szpitalu o dziecko położone na piersi ciało do ciała na 2 godziny po porodzie, o dogodne pozycje, nienacinanie krocza i inne dogodności, które sprawią,że poród będzie cudownym wspomnieniem, bo ja tylko chcę jednego. Chcę by żyło! 


  Temat Autor Data
*  Ciężko mi się cieszyć... MonikaTCH 14-03-2016 14:12
  Re: Ciężko mi się cieszyć... hyziek 15-03-2016 00:03
  Re: Ciężko mi się cieszyć... Wera 15-03-2016 09:36
  Re: Ciężko mi się cieszyć... zuzia777 29-03-2016 23:27
  Re: Ciężko mi się cieszyć... akemii 10-04-2016 16:35
  Re: Ciężko mi się cieszyć... hanna38 05-04-2016 22:20
  Re: Ciężko mi się cieszyć... MonikaTCH 06-04-2016 13:06
  Re: Ciężko mi się cieszyć... asia87 10-04-2016 14:46
  Re: Ciężko mi się cieszyć... nandu 10-04-2016 20:44
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora