Kochane, wczoraj straciłam chyba 5 lat życia z nerwów... :( siadam po godz.22 na toaletę, patrzę, a majtki całe brązowe.. W poprzedniej ciąży nie miałam nigdy żadnych plamień.. Nawet nie jestem w stanie opisać skali przerażenia :( pojechaliśmy z mężem na ostry dyżur.. Po drodze w mojej głowie tylko setki czarnych scenariuszy.. I zobaczyłam TĄ izbę przyjęć, tam gdzie dowiedziałam się, że moja ukochana Córcia nie żyje, kolejka ogromną.. Szybko pojechaliśmy stamtąd.. Na szczęście. Na szczęście też ostry dyżur jest u nas w trzech szpitalach, wiec wybraliśmy ten, w którym planuję rodzić. Człowiek w strachu czeka na badania. A tu najpierw ten okropny wywiad.. Która ciąża, co, jak, dlaczego? Umierałam ze strachu. Mój mąż siedział blady, ręce mokre, koszmar. Cały czas prosiłam Córcie, prosiłam Pana Boga, żeby uchronili to maleństwo. Prosiłam Dzidzię, żeby była silna, żeby walczyła. Skończyło się na strachu. Serduszko bije :) końska dawka luteiny, duphastonu.. I leżę. Staram się oszczędzać jak mogę, żeby nie zaszkodzić Dzidzi. Może komuś wydać się to śmieszne, niejedna dziewczyna plami w ciąży.. Ale po naszych przejściach.. Tak bardzo się bałam, że tracę ten Cud ;( Dzięki Ci Panie Boże, dziękuję Malwinko ukochana nasza :* że udało się uchronić to Maleństwo przed złem. Jestem bardzo dumna z naszej silnej, dziennej Kruszynki w brzuszku :* Kocham Was, moje Dzieciaczki :* . Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc) i Martynki w brzuszku
"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."
|