Aniu jak ja dobrze Cię rozumiem. Kobiety w ciąży omijam szerokim łukiem, na spacery nie wychodzę bo wszędzie albo kobiety w ciąży albo pary z wózeczkami. Zawsze chętnie chodziłam na spacery nad Maltę, teraz już tam nie chodzę bo widząc dziewczyny z brzuszkami uśmiechającymi się i głaszczącymi te brzuszki mam ochotę zrobić komuś albo sobie krzywdę.... Ponad miesiąc temu wróciłam do pracy, wszystko sobie poukładałam, zaczynałam jakoś funkcjonować aż do wczorajszego dnia. Poszłam na wizytę do ginekolog. Czekałam na wizytę ponad godzinę a tam same kobiety w ciąży, wychodzące z gabinetu z uśmiechem na twarzy, trzymające w ręce usg swojego dzidziusia... i ja tam między nimi, trzymająca w ręce teczkę z wynikami sekcji mojego synka. Myślałam, że oszaleję, że zacznę krzyczeć w tej poczekalni, że mój synek nie żyje. Wchodzą do gabinetu nie zdążyłam nawet powiedzieć dzień dobry tylko wybuchłam wielkim płaczem. Mam w sobie tyle złości, tyle negatywnych emocji. Wiem, że muszę to gdzieś rozładować bo jeśli tego nie zrobię to albo to wpłynie bardzo źle na moją psychikę albo coś złego mogę sobie zrobić. Mam zamiar pojechać jutro na działkę, wziąć siekierę i powycinać drzewa żeby jakoś rozładować te negatywne emocje. Cały dzisiejszy dzień w pracy przepłakałam... widzę, że przestałam sobie radzić. Czuję się taka "naznaczona", że ludzie na mnie patrzą i mimo, że mnie nie znają mam wrażenie że sobie myślą- to ta, której umarło dziecko :( Strasznie mi ciężko i źle.
Jasiulku tak bardzo tęsknię. Kocham Cię nad życie. mama cudownego Jasia *24.11.2014 +28.11.2014 i malutkiej Kropeczki [*] 21.09.2015
|