Dziś miałam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś cholernej farsie.
Mąż pojechał po wynik histpat. Przywozi, czytam, fragmenty obumierającej doczesnej. Myślę sobie, kurwa, a gdzie wyniki oględzin płodu, gdzie wymiary, gdzie adnotacja dotycząca wód, łożyska, do cholery, tyle mieli tkanek do badania!!!! dzwonię, najeżona, do sekretariatu, bo może dziewczę nie wydało mężowi wszystkich dokumentów. Co słyszę? Do badania poszły fragmenty uzyskane z łyżeczkowania macicy, a co się stało z płodem ona nie wie!!! rzuciła, że ona tylko wydaje papiery.... Mój ironiczny komentarz w stylu-czy zna farmauceutę wydającego aspirynę, który nie wie do czego ten lek służy, pozostał bez komentarza.
Dzwonię zatem na ginekologię, bo jeśli to dziewczę nic nie wie, to może lekarz powie gdzie jest moje dziecko???? Ok, odstąpiliśmy od pochówku, bo dziecka wielkości śliwki niekoniecznie mam ochotę grzebać, w konkursie na ilość grobów na cmentarzu też nie uczestniczę, więc sorry - jeden nagrobek mi wystarczy, ale do cholery, co zrobili z 17-centymetrowym płodem, którego oględziny były kluczowe dla sprawy!!!! Co słyszę?? Jak pani odstapiła od pochówku, to ordynator prawdopodobnie zdecydował o wyrzuceniu płodu do kosza, a do badania ten płód nawet nie miał prawa powędrować! Mój mąż zaczął mi znad ucha wrzeszczeć, czy to jest zgodne z prawem, przecież miały być badania, przecież tyle materiału, że on idzie do prokuratury... Dzwonie zatem do laboratorium, do którego wysłano moją ową DOCZESNĄ i co słyszę - ale jaki płód, przecież my nie dostalismy żadnego płodu do badania!!! I amok!!! Proszą o oddzwonienie za godzinę, może przeszukają kartoteki, bo może ten płód im się zapodział!!!! Ja w tym czasie jeden drink, drugi, trzeci, i czekam..... Oddzwania mój ginekolog, mówi, że niemozliwe, musieli dostać cały "materiał"... Po magicznej godzinie, dzwonie ponownie do laboratorium i słyszę szczęsliwy głos pani po drugiej stronie:"przepraszam, jest płód, znaleźliśmy w prosektorium!!!!". Brakowało - hurrrraaaaa!! Słysząc mój kategoryczny ton oddała lekarza patomorfologa, który przeprosił za zamieszanie, wyjaśnił, że przy tak małej ciązy i wadze dziecka poniżej 500g nie robi się sekcji zwłok, a oględzin ogólnych dokonuje szpital, więc trzeba zgłosić się tam po kopię dokumentacji medycznej, ggdzie będzie o wiele wiecej danych niż te, które widnieją na formularzu uprawniającym do zgłoszenia martwego urodzenia do usc.
Pomiędzy tym wszystkim wyszłam do szurniętą, która nie chciała pochować swojego dziecka, a robi aferę co zrobili z ciałem!!! To nic, że znam przypadek niezabrania ciała dziecka marto urodzonego w 38tc do pochówku, ważne, że ja się zbuntowałam, bo jak tak można. Mam jedno dziecko na cmentarzu, donoszone, żywo urodzone, i nic mi to nie daje! Nie chodzę do Gabrysia codziennie, bo żyje we mnie, tak jak Mikołaj, grób w ziemi do niczego nie jest mi potrzebny. A do pamięci o tym dziecku już na pewno. Chcę wiedzieć co wynikło z badań małego, bo to co otrzymałam, to absurd.
Po drodze otrzymałam tylko inf, że ustalenie kariotypu jest już niemożliwe, jest za późno, choć jeśli chcemy otrzymać szczątki dziecka do jakichkolwiek dziecka, zawsze chętnie wydadzą.
Mój mąż przypomniał sytuację, kiedy odbierałam wypis. Gdybym nie była uzbrojona w wiedzę od koleżanki, która uprzedziła mnie o dokumentach koniecznych do rejestracji, gdybym się nie upomniała, nikt by nic nie wiedział. Odsyłali mnie po wszystkich pokojach, po lekarzach, rozkładali ręce. Późne poronienie??? Pani, odpieprz się, ja nie wiem, piję kawę.
Szlag!!!!! Hellena, mama Hani (22.05.2012), Aniołka Gabrysia (05.09.2013-06.09.2013)i Aniołka Mikołaja (20tc)
|