W piątek podjechałam do mojego lekarza po skierowanie do genetyka w celu dalszego pokierowania na amnio. Ponieważ brzuch stawiał się przez ostatnie dwa dni dość boleśnie mimo łykanego magnezu, poprosiłam o zbadanie, bałam się, że szyjka może się skraca. Doktor odpalił jeden ultrasonograf, zamarł, stwierdził, że nie widzi akcji serca małego ani ruchów, przeszliśmy na drugi , włączył dopplera - czarno. Dostałam skierowanie do szpitala na wywołanie poronienia.
W szpitalu zrobili usg. Akcji serca nie było. Teoretycznie zaczęłam 20tc, a Mikołaj w zupełnym buncie wymiarowym. Główka na etapie 18tc, brzuszek i kość udowa 16tc, waga 140g czyli około 17tc, wzrost tylko 8-9cm, czyli 13-14tc. Po analizie naszego wywiadu lekarka rzuciła tylko, że musiała być wada genetyczna, skoro u Hoppego te wymiary nie zgadzały się, a pappa wyszedł tak źle.
Tak jakby u Leszczyńskiej mały albo nagle podgonił albo nic nie zauważyła. Nie wiem kiedy mały umarł we mnie. Miałam wrażenie, że ruchy czuję, ale z tego wypada, że byłam trumną przez dwa-trzy tygodnie. Organizm nie dał żadnego znaku, tylko te dwa dni lekkich skurczów.
PO trzech tabletkach poronnych niby nic się nie działo na przestrzeni trzech godzin, potem nagle bardzo mocne skurcze, co minutę, i po półtorej godziny urodziłam małego, w całości, w worku owodniowym. Widziałam nóżkę i stopę, nie widziałam ciałka, nie widziałam żadnych deformacji, nie było to możliwe.
Wiem, że histpat może nic nie wykazać, choć tkanek do badań trochę jest. Wiem też, że musimy sami zrobić genetykę i to też może nie dać odpowiedzi. tak jakby problem był na etapie płodzenia chłopców.
Mam dość. Hellena, mama Hani (22.05.2012), Aniołka Gabrysia (05.09.2013-06.09.2013)i Aniołka Mikołaja (20tc)
|