Zgodnie z planowanym cięciem we wtorek 8 października pojawił się na świecie nasz wyczekiwany Syn. Cięcie przebiegło bez problemów, planowane, trwało całe 20 minut :) To wszystko co działo się przed i po porodzie to osobna historia... Jak wcześniej pisałam, ze szpitala pobyt tam to była katorga, ponad dwa tygodnie przed porodem, mnóstwo historii, warunki "polowe" wszystko kumulowało moje złe emocje. Później ustalony termin, ciśnienie niby zeszło, bo już wiemy co i jak... i wtedy się zaczął buntować organizm. Ogromna migrena jako odreagowanie stresu. Ból głowy nie do opanowania, aż sama ordynatorka do mnie zaglądała. Kroplówki na złagodzenie tego bólu... Strach przed cięciem związany z niejedzeniem, (tak niby pierdoła, ale bardzo mnie to męczyło, gdyż wcześniej podjadałam w nocy, a tu nagle zakaz jedzenia...) popijałam sobie wodę, co odbiło się później podczas zabiegu. Jak pewnie wspominałam, lub mnie znacie, nie chciałam wnikać głęboko w historie innych mam w szpitalu, nie interesowałam się dokładnie jak ma przebiegać cięcie, co powinnam mieć po porodzie, co dla mnie dla dziecka itp... Czułam, że jestem w ciąży, ale nie czułam, że będę mamą... ten strach :( Rano cięcie - planowane, pierwsza w kolejce na 8:30, dzień wcześniej na moją prośbę zapodali mi Relanium, odpłynęłam i wiem jedno... to była fantastyczna decyzja. Dziewczyny jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, bóle, itp. wołajcie leki, jakiekolwiek, na uspokojenie, na ból poporodowy... należą Wam się po przespanej nocy, rano przed cięciem zamieszanie jak to przed obchodem, szybko zawożą mnie na salę operacyjną, a tam z 20 studentów... mi to nie przeszkadzało, w końcu muszą się gdzieś nauczyć zawodu... cięcie robiła moja doktorowa, która prowadziła ciąże, żarty rozluźniające atmosferę podczas zabiegu pozwalały odciągać myśli... ale tak jak pisałam wszystko trwało 20 minut. Pamiętam jak mnie otworzyli i miałam nudności, ze względu na pitą w nocy wodę ( nie podano mi nic antywymiotnego) podali w trakcie porodu zastrzyk, 10 sekund nudności odeszły, no i później ten strach bo wiem, że Go wyjęli a tu cisza.......................... ja w płacz krzyk mój - czy Synek żyje... no i On też w płacz, Dziecko spało, dlatego od razu nie było słychać jego głosu... najlepsze momenty rozładowujące całą atmosferę... nie odcięta pępowina - a Młody już osikał Panią doktor, to, że Pani stróżująca w szpitalu powiedziała teściowej i mojemu tacie, że cięcie trwa 7 godzin... więc oni się rozsiadli w poczekalni... a mój mąż już leci, że Młody się urodził... to, że moja Doktorowa godzinę po cięciu przychodzi i mówi: no tak tamta blizna wycięta, nowa rana bardzo ładna, wszystko ładnie zszyte, za dwa lata możecie starać się o dziecko.... a mi krew odpłynęła na samą myśl.... :) później całe 6 dni na porodówce bo Młody dostał żółtaczkę, oddawałam Go na noc do pielęgniarek, bo schodziły emocje stres, miałam wrażenie że jestem złą matką, ale chciałam dojść do siebie, wziąć leki... oswoić się... miałam wrażenie ze na tej porodówce każdy dzień pod górę, a to żółtaczka, a to moje stany depresyjne - jakaś su*a pieprzyła, że ja to ta która nie chce karmić piersią, a ja mówiłam, nie że nie chce tylko biorę antydepresanty jeśli któraś z Was ma jakieś techniczne pytania chętnie pomogę ogólnie dochodzę do siebie, fizycznie śmigam, parę godzin po cięciu już się przekręcałam na boki, bolało jak cholera, ale dzięki temu teraz jestem naprawdę sprawna, aż sama się sobie dziwię
NASZ SPEŁNIONY CUD Franek urodził się 8 października ważył 3710 gram i mierzył 55 cm, ciąża na dużej dawce hydroxyzyny, poza tym nadciśnienie, leczenie Clexane, mnóstwo badań, stresu, zajadanie ciut słodyczami, mc donaldem i piciem pepsi... Dziecko zdrowe, zdrowiutkie, piękne i kochane Mam nadzieję, że mój chaotyczny wpis pomoże mamom, które mają wątpliwości, lęk czy strach... UDAŁO SIĘ !!!!
Szymon ur/zm 20.03.2012 - 38 tc www.zawszepamietam.blog.pl
|