W sobotę przeżyłam chwile ogromnego strachu! Od środy byłam z mężem i znajomymi w Karpaczu, tak żeby troszkę odpocząć, zrelaksować się. Lekarz prowadzący ciążę zgodził się na wyjazd. W czwartek chyba przesadziłam z pieszą wycieczką bo byłam po niej padnięta i od tego dna nasza córcia jakoś mniej zaczęła się ruszać. W piątek zauważyłam malutką brunatną plamkę na bieliźnie, więc zaczęłam świrować. Kiedy w sobotę nie czułam ruchów małęj mąż zadecydował, że natychmiast jedziemy do szpitala. I tak wylądowałam na IP w szpitalu w Jeleniej Górze. Jadąc tam zastanawiałam się, które imię wybrać dla córeczki gdyby stało się najgorsze. Myślałam, że umrę! Oczywiście cała popłakana trafiłam na ktg i w momencie kiedy się połozyłam dziecko zaczęło się ruszać! Zaczęłam wyć z radości tym razem, bo okazało się, że serduszko bije prawidłowo, maleństwo fika. Położne wypytały mnie o wszystkie ciąże, uzupełniały dokumentację, były naprawdę wyrozumiałe. Gdy przyszedł lekarz (może kilka lat starszy ode mnie) zaczął wrzeszczeć po mnie, że przeze mnie mają niepotrzebną papierkową robotę, że skoro nie mam zamiaru kłaść się do szpitala to po co "zmuszam" położne do uzupełniania całej dokumentacji, że dziecko w tym tyg ciąży nie jest jeszcze na tyle duże żeby non stop je czuć. Ogólnie był tak chamski że znów zaczęłam płakać. Zbadał mnie, ale z wielką łaską. Kiedy połozne powiedziały że z powodu wcześniejszych niepowodzeń mam prawo reagować nerwowo, pożal się Boże doktor, trochę spuścił z tonu ale i tak potraktował mnie jak rozhisteryzowaną idiotkę. W sumie, to reakcja lekarza jakoś po mnie spłynęła, bo najważniejsze, że dziecko żyje, ale tak sobie myślę jakim trzeba być chamem żeby się tak zachować...
Aniołek Adaś (*+ 27.05.2010 r. 38tc) Aniołek (+21.12.2011 r. 9tc) Aniołek (+29.09.2012 r. 10tc) Pola (*27.11.2013 r. 39tc)
|