Bardzo Ci współczuje, że musisz przez to przechodzić. Z mojego doswiadczenia wiem, ze na Karowej bardzo ciezko o cesarke, wpp nie jest do niej wskazaniem, ja szukalam znajomosci, chodzilam prywatnie do dyrektora szpitala, prosilam, jednak to nie zmienialo ich zdania, ze cesarka to operacja, moze niesc ze soba powikłania itd.itd. A ja po prostu chciałam by jak najszybciej zintubowali Mariczke i przewiezli na Litewska, tak to sobie wyobrazalam. W kolejną ciąze zaszlam po niecalych 7 miesiacach, ze wzgledu na to ze mam obciazony wywiad polozniczy, zdecydowalam, ze tą ciaze bede rowniez prowadzic na Karowej, gdyz dr zna nasz przypadek. Narazie wszystko wskazuje na to, że mam rodzić naturalnie, mimo tak małego odstepu czasu. Ja bym wolala sn, poniewaz bardzo zle przeszlam cesarke, nie chce znow tego powtarzac, jednak ufam lekarzom, jak zadecydują tak będzie. Podobnie jak Ty o wpp Mariczki dowiedziałam się na usg połówkowym, które miałam w rodzinnym miescie daleko od Warszawy, bo tam mialam zamiar rodzić. Oczywiscie najpierw był szok, wielka niewiadoma co to jest i niedowierzanie, ale po minie lekarza wiedzielismy ze jest to na prawde cos powaznego. Ze łzami w oczach wsiedlismy w samochod i przyjechalismy do Warszawy, na drugi dzien udało mi się dostać do dr Dębskiej, która niestety potwierdziła wpp i dała skierowanie na kordocenteze do Szpitala Bielańskiego, póżniej wizyta u doc Dangel, pozniej nastepna w 26 tyg. LHR od poczatku było małe, bo zaledwie 0,5 w 26 o,65. Wtedy trafiliśmy na Karowa i tam chodzilam na wizyty.My nie zdecydowalismy sie na Belgie, gdyż tak podpowiadało mi serce, nie chciałam narazac córci na dodatkowy stres, cieszyłam się kazdym dniem z brzuszkiem, mówiłam jej, ze musi być dzielna, tlumaczylam, ze bedzie miala operacje, ale po miesiacu wroci do domku itd. Mocno wierzylismy, ze tak własnie będzie, choc ten okres zapewne, kazda z nas, która to przezyla wie, że byl bardzo bardzo cieżki... Ostatnie echo i usg u doc Dangel mielismy miec 30 marca, 2 tyg przed porodem. Niestety u nas oprocz wpp doszla moja kolka nerkowa przez ktora trafilam do szpitala, ale to dluga historia. Pewnego dnia z Lindleya pojechalam na Karowa w celu sprawdzenia objetosci wod,kiedy zobaczyla mnie dr i zrobila usg, postanowila ze mam zostac. Wiedzialam ze cos jest nie tak. Mąż szybko po rzeczy na Lindleya i z jednego szpitala znalazlam sie w drugim, ale cieszylam sie, wiedzialam ze jestem pod dobra opieką. W między czasie miałam usg u dr Kuran (polecam) i doc Dangel. Okazalo się, że stan Mariczki nagle się pogorszył, miała ona płyn w brzuszku i była opuchnięta. Doc Dangel powiedziala mi wprost, że jest po prostu bardzo zle i nawet sama nie wiedziała, dlaczego tak nagle sie stało. Ze mna nie bylo lepiej oprocz kolki, mialam zwiekszone wody, nadcisnienie, nie moglam juz chodzic, bralam duzo kroplowek i ciagle pod ktg. Tak na prawde tracilam juz sily i chcialam byc po wszystkim. A oni chcieli mnie dalej trzymac, odciagac wody i czekac normalnie na porod. Az pewnego wieczora znow trafilam na dr Kuran, zrobiła usg, nastepnie przyszla po jakims czasie i zapytala czy zgadzam sie na cesarke, bylam w szoku bo nie liczylam na to, ale bez zastanowienia sie zgodziłam. Nie bede opisywac tego co działo się dalej.... :((((
Życzę Tobie dużo,dużo siły, wiary i przede wszystkim zdrowia dla dzidziusia! Mama Mariczki ur.zm.15.03.2012 (35tc) i Martynki ur.09.07.2013
|