Rozumiem.
Jest zatem trochę tych kontroli. I jak to wszystko zrobić??? Mąż marynarz, a pod pachą półtora roczne, starsze dziecko.... I żadnego wsparcia w rodzinie, jesteśmy zdani sami na siebie.
Zaskakujące jest to płuco! Myślałam, że jeśli nie rozwiną się w życiu płodowym, to dupa, ale gdzieś właśnie też doczytałam, że pod respiratorem, po operacji, płuco potrafi urosnąć i się dokształcić. Właśnie to lewe mnie bardzo martwi, na razie na usg go nie widać, ale jest jeszcze za wcześnie. Z drugiej strony wiem też, że usg to obraz pozorny, czasem z obrazu wynika, że dziecko ma 80% szans na przeżycie, a po porodzie okazuje się, że stan jest tragiczny i tak naprawdę te szanse są minimalne. Więc walczyć, ale mieć świadomość, że dopiero po porodzie będzie możliwa rzetelna ocena stanu dziecka.
Z tego, co słyszałam będę rodziła w wawie na Karowej, w szpitalu tej Pani Profesor. Tam podobno mają najbardziej specjalistyczny sprzęt do podtrzymania życia dzieciom z takimi wadami, ale sama operacja odbędzie się chyba w szpitalu kliniczny dziecięcym na Litewskiej. U Was nie było problemu z tymi jakimś oscylatorem an tlenek azotu, żeby płuco małej rozprężało się powoli???
Teraz najbardziej martwię się chyba tymi badaniami genetycznymi. Babeczka w rejestracji mówi, że częściej spotyka się je przy wadach typu wpp, ale nie traktować tego jako wyrok. Po prostu bywało tak, że w ekstremalnych sytuacjach rodzice nie decydowali się na genetykę, lekarze ustalali ścieżkę działania po porodzie, a tu stan dziecka pogarszał się nieoczekiwanie. Zanim te badania zrobiono i postawiono diagnozę czas nieubłaganie płynął, a szanse dziecka spadały. Dlatego raczej nie mam wyjścia, robić i się nie zastanawiać. Hellena, mama Hani (22.05.2012), Aniołka Gabrysia (05.09.2013-06.09.2013)i Aniołka Mikołaja (20tc)
|