No cóż. Artykuł z kategorii ciężkich. Z jednej strony kto dał nam prawo zabijać, z drugiej strony kto dał nam prawo ratować. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Niestety. Bo myślę, że artykuł de facto o odłączeniu aparatury nieuleczalnie choremu dziecku. Budzi to mój moralny sprzeciw, ale nie wobec rodziców kochających dzieci i podejmujących taką pewnie trudną decyzję, a wobec niesprawiedliwego cierpienia "nic nie budzi takiej niesprawiedliwości jak krzywda dziecka". Rodziców nie ocenię. "Znamy się na tyle na ile nas sprawdzono". Wielu mówiło nigdy, a potem robiło co innego.I nie jest to zarzut wobec kogoś, a jedynie weryfikacja historii ludzkości i mechanizmów zachowań. Zupełnie ogólne stwierdzenie nie dotyczące bezpośrednio nikogo ani z forum ani globalnie. "Dziś podjęta decyzja, nie musi być taka sama podjęta w "przyszłości". Dlatego nie mnie jest oceniać, mogę współczuć jedynie. To zbyt mało, ale to mogę na pewno. Nie obiecuję, że zrozumiem, bo każdy jest inny. Kto ją ma naprawdę? Nie wiadomo.Ja dziś uważam, że np. nie zrobiłabym aborcji i w przeszłości mogłam, byłam w ciężkiej sytuacji, a nawet i byłyby wtedy wskazania. Nawet koleżanki mnie namawiały. Dodam, że nie chodzi o terminację. Czy postąpiłabym podobnie przy drugiej ciąży? Wydaje mi się, że tak. Ale w niej nie jestem, nie stoję drugi raz przed takim wyborem i będąc szczerym i zgodnym z własnymi przekonaniami, gdyby ktoś spytał powiedziałabym Nie wiem. Każdy ma inną psychikę, inne przekonania, inną rację. Czasem inny czas, miejsce, stan.. Dlatego terminacja, odłączenie aparatury, próba ratunku - akceptuję wszystko, w sensie nie oceniam. Eutanazję poprzez wstrzyknięcie czegoś jedynie zostawiam ludziom dorosłym, którzy podejmują decyzję sami za siebie.
Chciałabym dodać, że ratowanie wcześniaków to inny problem. Moja koleżanka urodziła w 24 tygodniu w Irlandii i dziecko jest 100% zdrowe, a każdy (oprócz rodziców) chciał żeby umarło bo pewnie będzie roślinką. EM http://www.mikew.e-blogi.pl/
|