Witaj!! Jestem mamą synka chorego na gładkomózgowie. Kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie synka podjeliśmy decyzję że nie bedziemy stosować żadnych "uporczywych" terapii, które moga przedłużyć mu życie, terapii, które nie zagwarantują że nie będzie cierpiał. Do dnia dzisiejszego tego się trzymamy. Czytam tutaj różne posty, czasami jestem zdumiona, czasami wzruszona. Niektóre mamy piszą, że nigdy by sobie nie wybaczyły, że nie zrobiły wszystkiego. Kierują uwagą na siebie, sobie by nie wybaczyły, a może dziecko nie może nam wybaczyć że przedłużamy jego cierpienia, męki. Największy wyraz miłości to dać dziecku odejść kiedy przyjdzie jego czas. Nasz synek jest pod opieką hospicjum, lekarz poinformował nas co należy robić kiedy np. podczas ataku padaczki przestanie oddychać, czasami wystarczy dmuchnąć mu na twarz i powinien wrócić, ale też mozemy nic nie zrobić, możemy pozwolić mu odejść. Nie byliśmy jeszcze w takiej sytuacji, chociaż Bartusiowi ostatnio się pogorszyło, staramy się ze wszystkich sił żeby nie cierpiał, gdyby jednak jego stał wymagał reanimacji nie pozwoliłam by na nią.
JA MATKA KTÓRA KOCHA SWOWEGO SYNA NAD ŻYCIE POZWOLIŁABYM MU ODEJŚĆ
Obejrzałam film, jest piękny, prawdziwy, wzruszający. Utwierdził nas w naszym przekonaniu.
Niech się nikt nie obraża, każdy ma prawo do swojego zdania, każdy inaczej odbiera rzeczywistość.
Pozdrawiam jj
|