Pewnie po części masz rację, ale powidz mi co dziś nie zawiera chemii? Jesteśmy nią szprycowani wszędzie. Dyskutowałam o tym ostatnio z moim teściem, ma działkę na której uprawia warzywa itp. Mówi, że jest super zdrowa, bo nie stosuje nawozów, pytamy się czy używa obornika, tak, a co jedzą zwierzęta od których pochodzi obornik? Cisza. I tak mamy błędne koło. Co do szczepień nie jestem zwolenniczką tak do końca, ale pewna grupa ludzi jest bardziej narażona. I mój syn, gdyby nie został zaszczepiony na grypę pewnie by ją przeszedł chociażby zarażając się ode mnie, a jego organizm jest osłabiony. Musiał zostać oszczepiony na pneumokoki, bo chodzi do przedszkola, ma kontak z dużą ilością i dzieci i dorosłych, ma osłabiony organizm i jest w grupie ryzyka, że mógłby przejść zakażenie. Co do śliwek...nie wyciągaj tak pochopnych wniosków z tego co piszemy, bo każdy przypadek jest inny. Mój syn nie ma zaprać ot tak sobie przypadkowo. U nas jest to złożony problem. Uwierz mi, śliwki i inne tego typu rzeczy próbowaliśmy - zresztą mój Mati uwielbia owoce, warzywa których większość dzieci nie znosi, a zawierają błonnik, ale to nie wystarcza. Było by pięknie, gdyby mógł załatwić się po suszonych śliwkach, ale ma chore jelita a nie tylko zaburzenie czynności wydalania. Jedni ludzie wystarczy że zjedzą śliwki, innym potrzeba leków. Ja już dałam się kiedyś nabrać, że wystarczy "zdrowy rozsądek", zdrowe jedzenie, i zbagatelizowałam pewne objawy, wydawało mi się, że wystarczy, że będę podawała siemienie lniane, wodę z miodem, len i będzie fajnie. Ale pewnych chorób nie wyleczy się w ten sposób. Monika - mama Macia - Żółwiczka 22.02.2007r.
|