Podpiszę się rekami i nogami pod tym, co napisałaś. I zadam pytanie. Masz pewność, że Twoje dziecko Cie przeżyje, że jakieś powikłania się nie odezwą, przez które znów może być źle? Dziewczyny, jeśli żyjecie z taką pewnością, to ja Wam szczerze zazdroszczę. Bo ja nie potrafię. Naet z Zuzią, to choć ciągle sobie mówiłam, co trzeba zrobić, aby wyjść ze szpitala i jakoś funkcjonować, to jednocześnie wiedziałam, że może być i w tę drugą stronę, tylko zaślepiona w siłę mojej córeńki, nie wierzyłam, że ona może chcieć odejść. Tak jakby, wiedziałam, ale nie akceptowałam. Żyjąc z chorym dzieckiem, nie da się stawiać pewników! Bo jutro, to może być ogromny krok w przód, niewiarygodny postęp medycyny, albo równie dobrze załamanie organizmu. Poza tym, nigdy nie lubiłam, jak mi ktoś mówił "zobaczysz, będzie dobrze". Wolę konkrety. Jeżeli czujecie się pewnie o swoje dzieci, że im się za Waszego życia nic nie stanie, to piszcie innym, że będzie pięknie. Ja mogę tylko tego życzyć, bo wiedza taka mi nie jest dana.
Asiuniu, ja na "dlaczego"się nie złoszczę. Raz się posprzeczałam z jedną Panią, ale nie na przepuklinkach:)
A tak w ogóle, to myślałam dziś o Was, że jak coś się dzieje, to się odzywasz, a jak sielsko-anielsko, to nic. Focha strzelę. Zadzwonię za pare dni, co byś mi poopowiadała o Cukiereczku. Lubię słyszeć ten Twój rozpływający się głos;) "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|