w DSK, jest koszmar ze studentami.Moja przyjaciółka z podstawówk, studiująca medycynę, spotakała kiedyś moich rdziców i im przekazała, abym zabroniła kontaktu ze studentami, bo potrafią nawet rąk nie myć po wyjściu z toalety. Na salę mało kto mył i odkażał. Zresztą, co się dziwić studentom, skoro "genialnym" lekarzom osobiscie zwracałam uwagę,że proszę o umycie rąk przed podejściem do mojego dziecka.
Na Litewskiej studenci są w godzinach rannych, czyli wtedy, kiedy rodzicom jeszcze nie można. mi było można być i o 7.00 i o 23.00, bo wiedzieli,że mam kawałeczek drogi do mojej Zuzi,ale o zgrozo, studentki pielegniarstwa będąc na tej największej(pierwszej) sali (dla tzw. starszaków, my tam chyba od 2,5-3 miesiąca życia bylismy) zasuwają od jednego berbecia do drugiego, a to jednemu włoży rurke do tracheo, a to drugie pójdzie odessać, w między czasie rąk nie myjąc...jak to zobaczyłam, to gały mi się wielkie zrobiły, a kopara od podłogi odbiła. Wyraziłam swoje niezadowolenie, a także zakaz zbliżania się do dziecka bez zachowania podstawowych zasad chigieny na OIOM-ie. Bez problemów pozwalałam bez rękawiczek zajmować się moim dzieckiem pielegniarkom, bo zawsze myły ręce i dezynfekowały. Rozumiem to,że bez rękawiczek, bo jest to nie wygodne i nie ma się tak dobrego czucia. W rękawiczkach i to sterylnych zawsze była pielęgnacja wkłucia centralnego (na szczęście chyba niewielu rodziców wie dokładnie jak to wygląda). Przy wkłuciu, ja także miałam rękawiczki.Dużo sama robiłam przy dziecku. Na początku w rękawiczkach, bo tak mi się wydawało lepiej. Aż mnie jedna pielęgniarka oświeciła,że pudełko od bakterii nie chroni, a tylko mi się ręcę pocą i się przez to ślizga bardziej wszystko.TO PRAWDA. Opieka w inkubatorku była różna, w zależności, co było robione. Uwierzcie,że nie ma sensu wymaganie robienia wszystkiego w rękawiczkach takich z pudełka, bo one nie są sterylne. sterylne są takie pakowane pojedynczo. A wykonywanie czynności w takich zwykłych ma na celu bardziej chronienie pielęgniarek. Dla mnie nie używanie rękawiczek jest zrozumiałe, ale nie mycie rąk i nie dezynfekowanie ich, już nie. dalej fartuchu i ochraniacze na buty-siedlisko bakterii. nie będę się na ten temat rozwodzić, bo juz dużo w mediach o tym byłoi na Litewskiej jest (była) taka sama zasada. Ochraniacze mają chronic przed brudem (błotem kurzem, itp.) Można było mieć swoje ciapki na zmianę. Zakaz wchodzenia w kurtkac, bluzach, ubranie, w ktorym się poruszamy po dworze powinno zostać w szatni. Sytuacja nierealna w lecie. tam pielęgniarki i lekarze są zwolennikami przynoszenia domowych bakterii. Z Litewskiej miała młoda (podobnie jak Amelka), pseudomonas aeruginosa oraz klebsiella pneumoniae. Nie da się zapobiec zakażeniu bakteriami szpitalnymi. Jeżeli ma do nich dojść, to dojdzie. Zdrowe noworodki mogą złapać, a co dopiero chore z furtką do organizmu, jaką są rurki intubacyjne, rurki odciągające płyny z płuc, a przy długiej intubacji następstwem jest tracheo, gdzie to już nie problem dla bakterii. Trudne są do wytepienia, ponieważ są bardzo odporne na antybiotyki. Ich całkowite wyleczenie z organizmu może trwać nawet latami. Mogą się aktywować i wówczas potrzebna szybka antybiotykoterapia. "dobre" jest to,że się nie mutuja,więc zaleczanie antybiotykiem, na który organizm już raz zareagował, szybko ponownie przynosi rezultat. Pojawia się nowa innowacyjna metoda leczenia z tych bakterii, ale to później, u dzieci starszych (wybaczcie, ale po dwóch latach umknęło mi, jak to wygląda i nie sprawdzałam,czy obecnie metoda ta przynosi rezultaty, aby dopopać się do tej informacji przewertowałam wiele publikacji, a sam ordynator OIOM-u z DSK Lublin, nie potrafił mi nic powiedzieć,bez uprzedniego zapoznania się z informacjami, które mu przekazałam). mój wniosek jest taki,że nie zapanujemy nad personelem nocą, kiedy nas nie ma. Nie zapanujemy nad innymi rodzicami, którzy różnie podchodzą do mycia rąk,a także do tego,żeby nie dotykać niczego(!!!!)odchodząc już od inkubatorka/łóżeczka swojego dziecka.
Informuję także, że wpis opieram na doświadczeniach i wiedzy zdobytej z publikacjach medycznych, więc żeby nie były traktowane, jako informacje medyczne. Piszę, bo chcę,żeby moje przezycia nie poszły an marne. Wiem,że wiele z Was podchodzi do nich sceptycznie, ponieważ nam się nie udało. Jednak po 9 miesiącach i 1 tygodniu spędzonym na OIOM-ach, chcę się z Wami dzielić ty, czym wiem. Czasami chciałabym wiedzieć więcej. A najbardziej, jak ogromny ból znoszą nasze dzieci dla nas...Bo one nie żyją na razie dla siebie. One to robią dla i z miłości. (Boże, jaka się melancholijna robię, a nie lubie siebie takiej).Buziaki moje Wy super mamuśki. mondziaczku, jeśli do Ciebie jutro nie zadzwonię (bo jak z reguły zapomnę), puść mi sygnał. Bardzo proszę. Mam coś z Tobą do obgadania, albo na gg mnie złap. Dzięki. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|