Też długo nad tym myślałam...Ja rodziłam naturalnie, ale nic nie wiedzieliśmy o wadzie. Poród wywoływali mi, ponieważ było juz po terminie, brak skurczy,brak rozwarcia, wody nie oddchodziły. Założyli pompeczkę i rano akcja. Poród łatwy, prosty i przyjemny:) Nie przesadzam, zawsze powtarzam, że tak to ja mogę rodzić zawodowo. Mati urodził się siniutki, czekanie na jego płacz, na oddech było dla mnie wiecznością. Już wtedy myślałam, że go straciłam...Przyczyna - dwa razy owinięty pępowiną. Tak na marginesie, lekarz i położne nie dały mi ani przez chwilę poznać, że jest coś nie tak, jeszcze w trakcie trwania porodu przecięły pępowinę, wszystko widział mój mąż, był pod wrażeniem jak zrobiły to profesjonalnie, sprytnie, bez ani chwili oznaki, ze coś jest nie tak. Gdy zapytałam czemu nie płacze, one tylko powiedziały, że to tylko tak na filmach jest, i zaraz usłyszę płacz. Pawłowi kazali natychmiast iść za synkiem, żeby był przy nim...Przepraszam, poddałam się wspomnieniom... Problemy oddechowe były usprawiedliwiane właśnie owinięciem przez pępowinę. Mati dostał w sumie 7pkt. Jego stan ogólny był dobry. Wtedy rodziły ze mną dwie dziewczyny, które w końcu miały na żądanie cesarkę. Dzieciaki były strasznie wymęczone, miały wybroczyny, itd. Bardzo długo myślałam o tym czy nie lepiej byłaby cesarka? Kiedyś jeden lekarz powiedział mi, że cesarka także osłabia dziecko, ono też jest poddawane narkozie, a naszym wypadku za kikanaście godzin, za dobe, dwie musi być poddane operacji. Z drugie strony poród naturalny, przejście przez drogi rodne...to także wysiłek dziecka. Co jest lepsze? Pewnie to zależy od konkretnej sytuacji. Może kiedyś doczekamy się rzetelnych badań na ten temat. Czekam na wieści od dziewczym z niecierpliwością. Monika - mama Macia - Żółwiczka 22.02.2007r.
|