też nie bałam się,że wada się powtórzy, tylko że może jakieś inne cholerstwo się przyczepi. Każde usg było dla mnie stresujące. Raz z wrażenia zapomniałam pinu do telefonu i po wizycie nie mgłam włączyć. Dwa lata ten sam miałam!!I tak o dziwo, nie latałam ciagle na usg, nawet do Roszkowskiego ani razu się nie wybrałam. Najgorsze były różne rocznice, smierci, urodzin, wtedy mi serducho zaczynało szaleć i moment jak się dowiedziałam o paciorkowcu i jak po porodzie Natalkę zabrali, bo ją ta bakteria zaatakowała na skórze. Jak ja się wtedy bałam. Pomyślałam nawet,że może ona też umrze,że mam nie mieć dzieci. Po godzinie wzięłam się w garść i dałyśmy radę. Za parę miesięcy będziemy się starać o trzecie dzieciątko. Marzą mi się bliźniaki....;) A oto dowód,że po chorym dziecku, można mieć zdrowe i jakie ładne..;) http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/07ed92c8ff13e6ba.html http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a5d449556fda6b42.html http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/10382433597ad312.html
My planowaliśmy rodzeństwo dla Zuzi,mimo jej choroby. Chcielismy tylko, aby sama oddychała. Bo że sprawna nie będzie, to zdawaliśmy sobie sprawę. A rodzeństwo, to najlepsze, co mogłaby mieć. Po pierwsze dlatego,żeby nasz świat nie kręcił się tylko wokól Zuzi i jej choroby,że wprowadzić do domu więcej "normalności". Po drugie, super rehabilitacja dla Zuzi,zarówno fizyczna, jak i emocjonalna. Wiedzieliśmy,że byłoby ciężko, ale bardzo chcieliśmy.Myślę,że drugie dziecko uczy inaczej, nie żyć tylko zyciem tego chorego brzdąca. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|