Hej :) Nie wiem czy ktoś mnie pamięta. Pisałam tutaj jakies dwa lata temu. Moja przyjaciółka dowiedziała się wtedy,że jej synek jest chory. Radziłam sie Was jak z nią rozmawiać, bo to na początku było bardzo trudne, ale pomalutku coraz częściej z nią rozmawiałam i wspierałam. Oni też nie zakwalifikowali się na operację za granicą. Cała "akcja" była przeprowadzana w Poznaniu. Mały na początku miał małe szanse, co nas troszkę podłamało. Ale przed porodem w trakcie badań cały czas lekarze twierdzili,że tu chyba działają cuda :) Małemu troszę się polepszyło i dostał szansę na przeżycie. I tak jak wcześniej ktoś tu pisał, zawsze mówili,że wszystko się okaże podczas operacji. I znowu było zaskoczenie, gdyż po otwarciu całego brzuszka okazało się,że nie jest taki zły stan jak na to wskazywałyby badania, prześwietlenia i usg zrobione zaraz po porodzie. Malutki urodził się rano, a operację miał kilka godzin po tym. No parę ładnych dni żyliśmy w strachu. Ale muszę Wam powiedzieć,że takie dzieciaczki to mają ogromną chęć do życia, są dzielne i walczą!!! Był bardzo ruchliwy, aż musieli mu dawać leki na uspokojenie. Któregoś dnia sam się odłączy od respiratora. Cała ekipa oczywiście się zleciała. Powiedzieli,że jak sam zacznienie bez większych problemów oddychć to już go nie będą podłanczać. No i tak się stało :) Mały nabierał sił. Teraz ma niecałe dwa latka i jest przesłodki i baaaardzo kochany. Tak jakby to wszystko chciał wynagrodzić swoim rodzicom :) Troszeczkę choruje, częściej łapie jakieś wirusy niż inne dzieci, ale jakoś walczą z tym dzielnie. Mają duuuużo sił. Podziwiam ich za to. No i trzymam kciuki za Was wszystkich. Myślcie pozytywnie, bo to baaardzo dużo daje...
|