trafic na kompetentnych lekarzy to duzo - u mnie wada nie zostala zdiagnozowana, rowniez rodzilam silami natury,Maly kiedy sie urodzil mial niewydolnosc krazeniowo-oddechowa - wygladalo to tak ze dali mi go na brzuch po czym szybko z nim biegli zeby go zaintubowac (na porodowce nie bylo respiratora...).Jak okazalo sie na zdjeciach mMaly mial zupelnie niewyksztalcone plucko lewe a prawe przy porodzie sie zapadlo - uslyszelismy ze wada jest bartdzo rozlegla i ze dziecko z tego nie wyjdzie.Zostal odtransportowany do szpitala dzieciecego gdzie byl operowany w tej samej dobie.po ooperacji musieli go reanimowac.Potem byla dluuuuuga walka z nadcisnieniem plucnym, dwa tygodnie Maly byl pod respiratorem nieprzytomny, dopiero przy trzeciej probie udalo sie go odloczyc i zaczal sam oddychac.To byl koszmar patrzec jak chce jak sie stara i ile wysilku wymaga od niego kazdy oddech...Pozniej byla SEPSA, trzydniowka, non stop ulewanie.ale po dwoch miesiacach bylismy razem w domu - do tej pory a maly ma 17 miesiecy bylismy 7 razy w szpitalu.patrzac na niego nikt nie wierzy w to co przeszedl - ale wiem ze mielismy ogromne szczescie ze nasz synek zyje....
Wszystkim Wam dziewczyny ktorym sie nieudalo zycze zeby te ciaze pewnie okupione ogromnym stresem zakonczyly sie pieknymi zdrowiutkimi maluchami :)))) Ewa - mama Mikolajka 20.03.2008 r. wpp lewostronna
|