dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> CHORE DZIECKO
Nie jesteś zalogowany!       

Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszyHits: 1887
ewamonika1  
27-12-2005 20:48
[     ]
     
[ciąg dalszy z poprzedniego postu]


Joanna: w 32 tygodniu

Joanna zaczęła się rodzić spektakularnie, w teatrze, na premierze. Jej mama, Teresa, jest aktorką. W siódmym miesiącu ciąży wybrała się z Warszawy do Gdańska, służbowo. Sama, bo ojca dziecka już wtedy z nimi nie było. Nie było też lekarskich przeciwwskazań do podróży. Podczas premiery zaczęły odchodzić wody płodowe. Potem wszystko działo się szybko: karetka, szpital, zakażenie, gorączka, szybki poród.
- „Powiedzieli, że mam dziewczynkę. Że waży półtora kilograma, mierzy jakieś 40 cm. Powiedzieli, że mam szczęście. Po słynnych gdańskich pięcioraczkach został pięciokomorowy, sponsorowany inkubator. Tam położą moje dziecko. Nie przewidzieli moich wizyt. Oglądałam córkę zza szklanych drzwi szpitalnego oddziału. Nie wzięłam jej w ramiona, nie karmiłam piersią. Po tygodniu wypisali mnie ze szpitala, powiedzieli, żeby w sprawie córki dzwonić. Z wielu względów byłam przeraźliwe samotną matką”.
Teresa pamięta jeszcze, że podpytywała położną, jak wygląda córka. Ta zmiękła na chwilę: „Usteczka ma jak ptaszek”. Ale nic więcej nie powiedziała. Po miesiącu zawiadomiono Teresę, że dziecko jest gotowe do zabrania.
Córka Teresy urodziła się w stanie wojennym. Ma już 24 lata, studiuje kulturoznawstwo. Ale tamto doświadczenie przerażenia i kompletnej bezradności jest dla Teresy nie do zapomnienia. Mimo że od czasu, kiedy rodziła się Joasia, szpitale przestały bronić się przed rodzinami małych pacjentów, niewiele się w psychice rodziców zmieniło.
Gdy Grażyna Kmita, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Matki i Dziecka, spotyka się z rodzicami przedwcześnie urodzonych dzieci, te rozmowy bywają szczególne. Niejedna matka zdrowego, radosnego kilkulatka, gdy zaczyna mówić o porodzie i o pierwszych tygodniach walki o życie swoje4go dziecka – płacze. Przeżycia zostają w rodzicach na wiele lat.
Gdyby bowiem Joasia przyszła na świat dziesięć lat później, neonatolodzy słyszeliby już prawdopodobnie o idei szpitala przyjaznego dziecku. W takim szpitalu na oddziałach położniczych matkom nie zabrania się kontaktu z dzieckiem. Namawia się je na karmienie piersią. Gdy oddech dziecka choć trochę się stabilizuje, pozwala się wziąć je w ramiona. Grzać własnym ciałem. Jednak na początku lat 90. neonatolodzy nie wzięliby tej idei całkiem do siebie. Oddziały intensywnej opieki dla noworodków uważaliby wciąż za pole zaawansowanej, wysoce technologicznej walki o życie noworodka, w którym matka, ze swoim poczuciem winy, histerią i płaczem, mogłaby jedynie skomplikować sprawę. Pętać się pod nogami, przeszkadzać.
Zamknięte w szklanych pułapkach inkubatorów wczesne noworodki dojrzewały więc w samotności. Pod okiem personelu, dotykane kilkunastoma parami rąk, często w świetle żarówek, bez znieczulenia, bo długo trwano w przekonaniu, że noworodek, a na pewno wcześniak, nie czuje bólu.
Piętnaście lat temu neonatolodzy w Polsce zaczynali powoli rozumieć paradoks. Zachęca się do karmienia piersią matki zdrowych dzieci, a zakazuje wstępu i karmienia matkom znacznie słabszych wcześniaków, które mleka matki i czułości potrzebują szczególnie. Bożena, neonatolog, mama Oli, wie, że jej zamknięta w inkubatorze córka dojrzała szybciej dzięki ściąganemu i podawanemu jej matczynemu mleku. Kiedy stan wcześniaka stabilizuje się wreszcie, nie ma niczego bardziej wartościowego, łatwiej przyswajanego. Bożena niemal widziała ten moment. Dziecku wychudzonemu kroplówkami, skórce wręcz i kościom, jednego dnia wypełniają się policzki. To jest moment, kiedy matka może odetchnąć.

Zuzia: w 31 tygodniu

Dziesięć lat temu na oddziałach neonatologicznych, z inicjatywy prof. Janusza Gadzinowskiego z Akademii Medycznej w Poznaniu, pojawiła się broszura, której pierwszym celem było zmniejszenie poczucia wyobcowania matki. Napisali ją wcześniej neonatolodzy z Chicago i Paryża. Narrator „Opowieści wcześniaka” tłumaczy więc swoim rodzicom o możliwych problemach z pracą płuc, serca, mózgu, jelit, o żółtaczce. I o bólu: „Mówi się, że niewiele wiadomo o mojej sprawności intelektualnej (…). Jedyne, co mogę naprawdę powiedzieć na temat mojego układu nerwowego, to fakt, że jest on na tyle dojrzały, abym mógł odczuwać ból. A wiele rzeczy, które lekarze robią dla mojego dobra, bardzo mnie boli. Nie lubię rurki wkładanej do tchawicy. Nie lubię też być skrępowany i nie móc rozkopać się swobodnie. Proszę o tym pamiętać”.
Grażyna Kmita, psycholog, mogłaby w jego imieniu dodać: „Przeraża mnie nadmiar światła, hałasu i tłumy ludzi wokół inkubatora”.
Więc Zuzia, od miesiąca mieszkająca na oddziale neonatologicznym Instytutu Matki i Dziecka, oprócz pokarmu dostaje zapewne także delikatne środki przeciwbólowe.
Joanna, czuwająca codziennie mama Zuzi, i tak widzi, kiedy córka bywa niezadowolona. Teraz krzywi się trochę. Znów trzeba przenieść ją na oddział intensywnej terapii, bo ma infekcję. Lekarze muszą znaleźć dobre, nowe miejsce na wkłucie igły. Joanna to wie: Zuzia nie lubi być noszona z miejsca na miejsce.
Grażyna Kmita: - „Nawet tak małe dziecko ma pewną podstawową umiejętność wchodzenia w kontakt z innymi ludźmi i potrafi często w bardzo subtelny sposób wiele nam o sobie powiedzieć. Komunikacja wcześniaka ze światem jest bardzo subtelna. Potrzeba uważnego patrzenia i słuchania, żeby ją uchwycić”.
Wcześniak z „Opowieści” nic nie mówi rodzicom o tym, że chciałby być kangurowały. Kiedy zaczęły się problemy z łożyskiem i wiadomo było, że Zuzia urodzi się wcześniej, Joanna wybrała szpital, w którym zezwala się na tę formę opieki.
Kangurowanie odkryto w Kolumbii 28 lat temu. Zainspirowany sposobem, w jakim samice opiekują się swoimi młodymi, sfrustrowany brakiem inkubatorów lekarz pediatra kazał matkom wcześniaków brać dzieci na ręce, przytulać ciało do ciała i trwać. Znacznie zwiększał ich szanse na przetrwanie. W krajach bogatszych od Kolumbii przytula się dzieci kilka godzin dziennie. Jako uzupełnienie inkubatorowej opieki, nawet gdy dziecko podłączone jest do respiratora. Jeśli szpital jest przyjazny matce i dziecku.
Kangurowanie dla Joanny to czas, kiedy czuje, że jest córce potrzebna. Uspokaja wtedy własne emocje. Lekarze w szpitalach, powtarzają psychologowie, często nieświadomie odbierają matkom kompetencje. Matka jest przerażona, najczęściej obwinia siebie za stan swojego dziecka, a w szpitalu czuje się zbędna w konfrontacji z fachowym personelem. Grażyna Kmita: - „Długo w szpitalach nie doceniano faktu, że psychika nawet tak niedojrzałego, czasem bardzo chorego człowieka rozwija się w kontakcie z bliskimi osobami. Przychodząc na świat za wcześnie doznaje nieporównywalnego z niczym psychicznego wstrząsu. Dziecku nie jest wszystko jedno, kto je dotyka. Potrzebuje, żeby to rodzice do niego mówili, przytulali je”.
Czasem lekarze mają problem z nieregularnym oddechem wcześniaka. Do inkubatora podchodzi mama, kładzie rękę na brzuszku dziecka. I oddech się uspokaja. Zupełnie nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje.
Prof. Katarzyna Kornacka z Kliniki Neonatologii Akademii Medycznej w Warszawie powtarza swoim studentom: „noworodek nie jest małym niemowlakiem, a tym bardziej wcześniak różni się znacznie od dziecka urodzonego o czasie. Każdy jest tajemnicą, trzeba dać mu wielką ważność, szacunek i nadzieję”.

----------------
Ewa Winnicka
Artykuł pochodzi z „Polityki” nr 51 – 52, z 24 – 31.12.2005 r. 
---------------
http://www.wady-dloni.org.pl/


  Temat Autor Data
  "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki ewamonika1 27-12-2005 20:47
*  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy ewamonika1 27-12-2005 20:48
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy zorka 28-12-2005 09:11
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy mika10 29-12-2005 11:07
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy zorka 31-12-2005 08:58
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora