dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ARCHIWUM
Nie jesteś zalogowany!       

Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
EwaSw  
02-12-2009 06:21
[     ]
     
Jestem tutaj nowa. Ostatnio czesto mysle o dziecku ktore poronilam.

Mam wyrzuty sumienia ze nigdy nie przezywalam tego za bardzo. Poronilam w 10 tyg, wg. usg

ciaza przestala sie rozwijac w 8 tyg. Jak sie dowiedzialam poplakalam sie ale pozniej chyba

juz nie plakalam (nie pamietam). To byla wpadka z moim bylym, bylam w toksycznym zwiazku,

mialam niecale 20 lat, wiedzialam ze byly nie jest materialem na meza, ze bede tkwila w

toksycznym zwiazku sluchajac obelg i niewiadomo co jeszcze. Jednym slowem ciaza byla

ostatnia rzecza jaka mi byla wtedy potrzebna, ale mimo wszystko chcialam urodzic. A potem

poronilam. Uslyszalam od kilku osob ze moze to i lepiej, ze bede miala dziecko w przyszlosci

z odpowiednia osoba itd.
Ja sie nie rozczulalam, skupilam sie na tym by wyrwac sie z

toksycznego zwiazku. Uznalam ze tak mialo sie stac i nie ma co myslec i sie gnebic.
Moje

dziecko skonczyloby w grudniu 6 lat gdyby urodzilo sie w terminie. Nadal nie przezywam tego

jakos bardzo mocno ale mysle czasami o tym dziecku (dla mnie to jest coreczka i nadalam jej

sama dla siebie imie Patrycja).
Teraz mam synka skonczyl 21 miesiecy, jest przecudownym

dzieckiem i kocham go nad zycie. Mam meza (i nie jest to byly) ktory mnie szanuje itd.

Jestem szczesliwa, tylko czasami nachodza mnie mysli ze chyba jestem nieczula, ze nie

przezylam tamtej straty tak bardzo.
Chcialam to tylko wyrzucic z siebie bo z nikim o tym

nie rozmawiam. Z nikim nie rozmawiam na temat tamtej ciazy chociaz moi bliscy wiedza. Moze

dlatego to wydaje mi sie jakby przydarzylo sie komus innemu, nie ma rozmow o tym, nie jestem

z tamtym facetem, nie ma zadnych "pamiatek", nic co by mi przypominalo. I ja nie

mam zamiaru tego rozdrapywac tylko czasami mam wyrzuty sumienia ze jestem taka jakas

nieczula pod tym wzgledem.
Nie wiem czy ktokolwiek tak mial ale chyba nie bo normalnie

to sie przeciez bardzo przezywa 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
jolek  
02-12-2009 07:30
[     ]
     
Twoja córeczka Jest w Twoim sercu .
Każdy ma prawo

przeżywać odejście na swój sposób .
Kiedy odeszła Twoja córeczka -nie miałaś świadomości

jak wiele Tracisz miłości -dzisiaj wiesz bo masz synka i kochasz .
Dla Patrycji zapalam

światełko (*)(*)(*)(*)(*)(*) 
mama Kasieńki

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
beti23  
02-12-2009 09:10
[     ]
     
U mnie było tak, przed ciąża z Adasiem przechodziłam dwukrotnie

puste jajo płodowe. Oczywiście przeżywałam to ale nie tak bardzo jak stratę Adasia. Z nikim

nie rozmawiałam na ten temat tylko z mężem. Tłumaczyłam sobie- puste jajo - więc dziecka nie

było. Robiłam chyba tak dlatego by tak bardzo nie cierpieć... Mam do siebie pretensje , że

przeżywałam to w taki sposób,... Dopiero gdy urodziłam Adaśka, któremu jednak nie było dane

poznać tego świata( żył tylko chwilę) zrozumiałam co straciłam. Teraz po prawie dwuch latach

od pierwszej ciąży coraz bardziej tęsknię za tymi istotkami, które się nawet we mnie nie

rozwinęły...
Przytulam Cię <<*>> <<*>> <<*>> Dla

Aniołeczków tych malutkich i troszkę więkrzych... 
-------------------------------------------------------------------
Fasolka 5tc 12.2007, Fasolka 5tc 04.2008, Adaś ur.zm.w 23tc. 27.01.2009r
"Tak bardzo chcę być z Tobą, czuć Twego serca bicie, za każdą z takich chwil oddałabym całe życie&
Ostatnio zmieniony 02-12-2009 09:12 przez beti23

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
Wera  
02-12-2009 09:48
[     ]
     
Nie jesteś nienormalna, to nasze społeczeństwo nie pozwala nam na

przeżywanie poronienia tak jak straty dziecka, bo przecież dla nich to nie było dziecko, nie

przywiązałyśmy się to nie ma za kim rozpaczać, do takiego dochodzę wniosku.
Tymczasem w

nas narasta ból, żal, złość nawet czujemy się wyrodnymi matkami bo tak szybko zapomniałyśmy.

My pamiętamy i mamy te maleństwa w sercu. Poczytaj w tym poście (
Href="http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_strata&key=1255682832&first=

90"

target="_blank">http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_strata&key=1255682832&

amp;first=90
) wypowiadałyśmy się nt. poronienia, reakcje na poronienie bywają różne.

Pozdrawiam.
Dla małych niebiańskich dzieciątek (*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
koraliki1981  
04-12-2009 12:34
[     ]
     
a co ma do tego społeczenstwo..bo nie rozumiem

...to kwestia nas ...a nie ludzi wokół i tego co oni akurat mysla...albo sie w kobiecie

budzą uczucia albo nie a jakis Kowlaski czy Nowak o tym nie przesadza czy my bedziemy płakać

czy zapomnimy czy cokolwiek ....to kwestia nas samych !!!

Mama Aniołka Liwii i Skarba

pod sercem 
Mama Aniołka Liwii i ziemskiej Marysi

http://liwiaannaszymanska.pamietajmy.com.pl


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
tacozapomniała  
02-12-2009 09:49
[     ]
     
Ewo, ja także poroniłam w 10 tc. I podobnie , jak

Ty, nie miałam i nadal nie mam specjalnych uczuć, związanych z ta stratą. Czytam wypowiedzi

dziewczyn po poronieniu, widzę,, jak cierpią, i jedynym moim uczuciem w zwiazku z tym jest

wyrzut sumienia, że ja nie cierpię tak, jak powinnam. A powinnam, poniewaz kilka miesięcy

przed poronieniem zmarł nasz 4-miesięczny synek i to dziecko miało być pociechą, ratunkiem,

"powrotem" tego utraconego.Bardzo chciałam tej ciąży, ale moj organizm widocznie

byl mądrzejszy ode mnie...Po poronieniu,. gdy doszłam do siebie, jakos nigdy nie

rozpamiętywałam. Dopiero teraz, gdy jestem na forum, staram sie czasem poświęcić temu

maleństwu kilka chwil, mysli, ale ono pewnie tak daleko odeszło, ze nie mogę sobie nawet go

wyobrazić...Tak, jakby nigdy nie istniało. A miałoby teraz 28 lat. 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
Agnieszka Busko Kaliszczyk  
03-12-2009 14:41
[     ]
     
dziewczyny,nie obwiniajcie się,że nie wyłyście po swoich

aniołkach.czasami lepiej jest wyprzeć z myśli śmierć własnego dziecka tylko po to żeby nie

zwariować.to że nie płaczemy,nie znaczy,że nie kochałyśmy.
straciłam pierwszą ciążę w

1999 w 6tc,nie płakałam w ogóle.nawet nie wiedziałam,że jestem w ciąży...w 2006 poroniłam

ponownie w 8tc-płakałam w samotności.w lutym poroniłam bliźniaki w 12tc-boże jak mi było

ciężko,ale płakałam tylko w szpitalu przed i po łyżeczkowaniu.najbardziej byłam zżyta z

Jasiem którego nosiłam pod sercem tylko/aż 23tygodnie.wyłam,wiszczałam,słałam obelgi pod

adresem wszystkich-lekarzy,boga,swoim.dziś jestem na etapie nie płakania na samo wspomnienie

Synka.kocham,kochałam i kochać go będę.jak wszystkie swoje dzieci.
wszystkie aniołkowe

mamy przechodzą przez piekło,tylko czy w nim zostaną to już zależy od nich... 
______________________________
27/04/96 Dominik
26/01/98 Mateusz
09/02/09 Oliwka i Filipek 12tc(*)
25/09/09 Jaś Kazimierz 23tc(*)
21/12/09 Aniołek(*)
17/09/10 Gabrysia 27tc

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
mice'owa  
03-12-2009 15:03
[     ]
     
Ja myślę, że nie można popadać w żadną

skrajność, każdy przeżywa żałobę po swojemu. Kiedyś była "moda" (nie umiem znaleźć

lepszego słowa) na nie przeżywanie poronienia, zabranianie mówienia o tym, wmawianie że to

nie było dziecko. Teraz jest chyba odwrotnie - teraz chyba "wypada" przeżywać

poronienie. Nie mówię o osobach, które autentycznie rozpaczają po poronieniu, ale jest gro

osób i to chyba więcej niż myślimy, które AŻ TAK nie przeżywają i stąd te posty o wyrzutach

sumienia. Wiem, bo sama też takie mam. W 2006 roku straciłam córkę, zmarła w 41 tyg. ciąży.

Rozpacz moja była ogromna. W listopadzie tego roku poroniłam Janka w 11 tyg. ciąży. I widzę

duuużą różnicę. Płakałam właściwie tylko po usłyszeniu diagnozy, potem trochę w domu no i

poryczałam się jak bóbr na cmentarzu w czasie pogrzebu - szlochałam głośno. Poza tym żyję i

funkcjonuję jak zawsze (mam też żyjące dziecko). I tez sobie myślałam, że ze mną coś nie

tak: że albo po pierwszej stracie się "uodporniłam", albo jeszcze nie zdążyłam się

zapoznać z tym dzieckiem we mnie (choć ciąża była jak najbardziej planowana). Trzecia

możliwość jest taka, że włączył mi się jakiś podświadomy mechanizm obronny i że jeszcze

żałoba mnie dopadnie.

A może po prostu tak to przeżywam....
Ale kocham Was mocno

moje dzieci :*

Agnieszka
mama Julki (*+ 41 tydz.)
Pawełka - 1,5 roku
i Janka

- (*+ 11 tydz.) 
Agnieszka
mama Julki (*+ 41 tydz.), Pawełka (2 latka), Janka (*+ 11 tydz.) i jeszcze Kogoś - grudzień 2010



Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
jola746  
03-12-2009 16:49
[     ]
     
ja po śmierci Zuzi też zaszłam w ciąże,na

początku się bałam ale potem zaczęłam się cieszyć,niestety w 10 tygodniu straciłam tą ciąże

i nie uroniłam ani jednej łzy,poszłam na zabieg i wróciłam z niego jakby nigdy nic,może

dlatego że po tym co przeszłam to było dla mnie za szybko.teraz tak myślę.. moje dziecko

miałoby miesiąc ale tak miało być..... 
malczak

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
EwaSw  
03-12-2009 18:26
[     ]
     
Dziewczyny dziekuje bardzo za odzew. Nie spodziewalam sie takiego

zrozumienia chociaz powinnam bo podczytuje Was od jakiegos czasu i widze jak wspanialymi

osobami jestescie.
Moze faktycznie presja spoleczenstwa plus to ze nie zdarzylam sie

"zzyc". Ale czytam tez osoby ktore stracily "mloda" ciaze i dla nich to

jest tragedia, stad wyrzuty sumienia.
W ciazy z synkiem na pierwszych usg czekalam z

zapartym tchem czy serduszko bije bo balam sie powtorki. Potem jak juz sie ruszal to

panikowalam strasznie jak kilka razy dluzej sie nie ruszal. Wiem ze to wplyw poronienia ze

balam sie ze to drugie tez strace.
i dlatego pojawiaja sie wyrzuty sumienia ze tak

bardzo martwilam sie o ta ciaze a przy pierwszej troche to po mnie splynelo mozna powiedziec

a przeciez to takie same dzieci tylko jednemu przyszlo dane sie urodzic a drugiemu nie.



czytalam ten link o DDU i pomyslalam o traktowaniu w szpitalu. u mnie bylo tak ze

krwawilam i dlatego pojechalam do szpitala. lekarz zrobil mi usg, pokazal nozki, raczki itd

po czym zorientowal sie ze cos nie tak i zawolal innego lekarza do konsultacji. po tym padlo

pytanie czy planowalam ta ciaze. na moja odpowiedz ze nie chyba im ulzylo bo spokojnie

powiedzieli ze plod jest martwy i rozwoj zatrzymany jest na 8 tc.

bylo mi przykro po

tym jak zobaczylam glowke, raczki nozki ze po tym mi powiedzieli. to byl pierwszy raz jak

zobaczylam to dziecko na usg i ostatni. chyba wolalabym nie widziec.

meczylam sie

strasznie w bolach od popoludnia do polnocy a pozniej zalalam im krwia cale lozko, pokoj i

korytarz bo poszlam poszukac pielegniarki. dziwi mnie ze tam nikt w ogole nie zagladal do

nas, a bylo nas tam 3-4 osoby.
jedna z dziewczyn (ukrainka chyba) poraniala sama w

lozku, dali jej naczynko metalowe i ona sie tam meczyla. nie wiem czy to traktowanie jej

wyniklo z tego ze nie byla polka czy z tego ze podobno nie pierwszy raz tam byla bo sama

brala cos na poronienie a pozniej przychodzila do nich na czyszczenie.
byla tez

dziewczyna ktorej mowili ze plod martwy i rano bedzie miala zabieg a ona dzwonila po innych

lekarzach i powiedzieli jej ze moze jeszcze za "mloda" ciaza i ze niech czeka.

wypisala sie na wlasne rzadanie i poleciala do kliniki jakiegos innego lekarza.
ja sie

wtedy balam ze moze myla sie co do mojej ciazy ale ja mialam bole i krwawienie. pozniej w

duchu ucieszylam sie ze sama poronilam bo przynajmniej wiedzialam ze nie usuneli mi zywego

plodu.

przepraszam ze sie tak rozpisalam ale widocznie otworzylyscie jakies drzwi.

nigdy nie mialam o tym z kim porozmawiac.

mam zal do swojej mamy ze jak sie

dowiedziala o poronieniu to powiedziala: moze to i lepiej. wiem ze ona sie martwila o mnie,

ze wiedziala ze to nie byl odpowiedni facet, ale i tak spodziewalam sie troche wiecej

smutku, zrozumienia.
mialam wrazenie ze nikt sie nie przejal. nikt.

dzis po

takim czasie patrze na blizniaki kuzynki (5,5 l) i mysle sobie czasem ze moje dziecko

mialoby juz 6 lat. az trudno mi w to uwierzyc bo mam wrazenie ze to dziecko nigdy nie

istnialo.

zastanawialo mnie kilka lat temu co sie dzieje z takim dzieckiem. gdzie

idzie? przeciez nie bylo nawet ochrzczone. czy mialyscie takie mysli kiedys?

jeszcze

raz przepraszam ze sie tak rozpisalam

po raz pierwszy to robie gdziekolwiek dla

niej:
Patus (*) 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
Agnieszka Busko Kaliszczyk  
04-12-2009 08:52
[     ]
     
Dla Aniołka \*/
Życzę ci zaakceptowania śmierci

dziecka i wytrwałości w powrocie do normalności.
Nie jesteś sama :-) 
______________________________
27/04/96 Dominik
26/01/98 Mateusz
09/02/09 Oliwka i Filipek 12tc(*)
25/09/09 Jaś Kazimierz 23tc(*)
21/12/09 Aniołek(*)
17/09/10 Gabrysia 27tc

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
EwelinaW  
04-12-2009 14:41
[     ]
     
U mnie sytuacja była taka,że 2 miesiące po śmierci córki zaszłam w

ciążę. Zarodek się nie zagnieździł, poroniłam w 6tc. Nie przeżyłam i nie przeżywam tego.

Zrobiło mi się wtedy smutno, ale nie odczułam tego jako tragedie. Wiem,że to była reakcja

obronna mojej psychiki. Boję się,że za pare lat przyjdzie żałoba, żal po tamtej ciązy, bo

tak bardzo często jest. Nie miej wyrzutów sumienia,że wtedy nie przeżywałaś może jak

"powinnaś". Ja nie chcę przeżywać kolejnej żałoby, nie chcę tkwić w rozpaczy. Może

to powód, dla którego wyparłam się faktu,że po raz kolejny straciłam dziecko, to za bardzo

by bolało. 
"Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
patrycja grzybowska  
04-12-2009 15:00
[     ]
     
dla ANIOŁKA (*) kazdy przezywa strate na swój

sposób 
mama- ANDRZEJKA ur.w 24 tyg.ciązy (ur.30.11.2006- zm. 3.12.2006)
mama 6 letniej Amelki
i malutkiego Antosia

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
mama24  
11-12-2009 23:05
[     ]
     
Moja ciąża również nie była planowana. Nie mam męża, chociaż

ojciec dziecka zdążył mi się oświadczyć. Byłam załamana przez pierwsze dwa miesiące. Nie

chciałam dziecka. Wtedy myślałam, że "nie jestem na to gotowa", a może po prostu

myślałam, że lepiej (wygodniej) byłoby dla mnie gdyby ciąża zniknęła. Bałam się wszystkiego,

ale jak zobaczyłam na USG w 12tc rączki, nóżki i bijące serduszko popłakałam się ze

wzruszenia. Nie rozumiałam dlaczego. Później usłyszałam, że to najprawdopodobniej będzie

dziewczynka i wybrałam imię Zosia. Strach minął. Rodzina i przyjaciele cieszyli się razem ze

mną. Gdy pierwszy raz w 25 tygodniu trafiłam do szpitala lekarze podejrzewali, że dziecko

jest za małe. Ostatecznie nic nie zdiagnozowali, bo mieściło się to w granicach normy, ale

ja chciałam mieć już duży brzuch, który z dumą mogłabym pokazywać, jak inne mamy w 7

miesiącu. Dwa tygodnie później, znów szpital i tym razem stwierdzono głęboką hipotrofię

(była za mała o 6 tygodni) i smutek, strach o Zosię. Niestety łożysko nie odżywiało i nie

dotleniało jej dobrze. przez tydzień obserwowali tętno, gotowi mnie pokroić i wyciągnąć

dziecko, gdyby trzeba było ratować jej życie. Niestety serce przestało bić, gdy odłączyli

mnie od KTG i nic nie można było już zrobić. Urodziłam córeczkę siłami natury, w 28tc. To

było miesiąc temu, a ja bardzo tęsknię. Bardzo. Tęsknię za wszystkim - powiadamianiem

przyjaciół, o tym, że jestem w ciąży, za ich radością i ciepłymi słowami, za wizytami u

lekarza (chociaż moja pani doktor miała dość specyficzne poczucie humoru, którego nie

rozumiałam), ale przede wszystkim tęsknię za Zosią.

Życie jest prawdziwe i czasami

przerażające, ale jest na poważnie. Jest jedno. Niepowtarzalne. Darowane każdemu

pojedynczemu i niepowtarzalnemu człowiekowi, który pojawia się na tym świecie. Wierzę, że ja

przeszłam pozytywnie pewną próbę, że pojawienie się Zosi było częścią planu, najważniejszą

jak dotychczas częścią mojego życia. Byłyśmy (ja i Zosia) zapewne rzadkim przypadkiem,

jednym na wiele szczęśliwych porodów dzieci żywych, zdrowych i donoszonych, ale byłam mamą i

Bóg wie co robi. Teraz już się nie boję. Trzeba dużo stracić, żeby zyskać jeszcze więcej.

Pozwólcie, że napiszę jeszcze, że troska o nasze, tylko własne życie to za mało.

Lekceważenie najważniejszych momentów życia, dużo kosztuje. Zawsze i wszędzie. Nawet, a może

przede wszystkim wtedy, kiedy najmniej jesteśmy świadomi, tego co robimy.
Nieplanowane

ciąże często kończą się aborcją, a to jest dopiero prawdziwy dramat. Ja nie zamieniłabym

czasu z Zosią na nic innego.
Dowiedziałam się, że bycie mamą to super sprawa! I

uwolniłam się od moich najgorszych koszmarów, kiedy śniło mi się, że jestem w ciąży sama,

zrozpaczona, opuszczona i śmiertelnie przestraszona. Zosia była błogosławieństwem.



Nasze dzieci są u Taty! Tylko za nie dziękujmy. Bóg daje życie każdemu człowiekowi w

łonie matki. Dzieci idą do nieba, gdzie nie ma już śmierci, chorób i cierpienia. Wierzę, że

w niebie moja Zosia żyje i jest zdrowa, i jest tam właśnie takie szczęście, jakie tutaj, gdy

rodzi się kolejne żywe i zdrowe dziecko. Dla mnie to jest wielka obietnica tego, że jeśli

wierzymy, spotkamy się ze swoimi dziećmi, i że będziemy żyć u Boga. 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
EwaSw  
12-12-2009 05:00
[     ]
     
Mama24 czyli Twoje poczatki byly takie jak moje. Niepewnosc, strach

ze sobie nie poradze, ze to jeszcze nie jest odpowiedni momet i ze to nieodowiedni partner.

Po kilku tygodniach zaczelam na to patrzec innaczej, w jakis sposob cieszyc sie tym

dzieckiem ale wlasnie wtedy okazalo sie ze dziecka nie bedzie. Nie dane mi bylo sie z nim

zzyc i chyba troche odetchnelam ze jednak jeszcze nie bede musiala brac odpowiedzialnosci za

dziecko. To nie byla moja decyzja by pozbyc sie ciazy, samo przyszlo ze nie dane mi bylo

miec tego dziecka. Ale przykro mi na dzien dzisiejszy ze chyba nie przezylam tej straty tak

jak powinnam byl smutek i ulga jednoczesnie.
Na dzien dzisiejszy mysle wiecej o tym

dziecku bo mam synka i on mi przypomina ze mialabym juz prawie 6-cio letnie.
Po tym jak

sie tutaj troche wygadalam zaczelam rozmawiac troche z mezem na ten temat i on tez

powiedzial ze nie mialam czasu zzyc sie z tym dzieckiem, nie mialam namacalnych dowodow ze

to dziecko jest, istnieje (nawet brzuch mi jeszcze nie rosl - 10 tydz) i dlatego nie

odczulam straty.
Moja mala Patka nie miala nawet szans by stac sie namacalna istota za

ktora sie teskni :( Wierze ze jest szczesliwa po drugiej stronie. Ale zastanawiam sie czy

fakt ze nie zostala ochrzczona moze cos zmieniac? Nawet nie wiem co sie stalo z jej

cialkiem/plodem. nie byli nawet w stanie okreslic czy chlopiec czy dziewczynka bo bylo za

wczesnie. 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
Magdalena87  
12-12-2009 08:12
[     ]
     
ja straciłam swoje maleństwo w 7tc ale w ogóle go

nie widziałam bo nie miałam w szpitalu żadnego usg.... ale zawsze jakoś wiedziałam, może w

swojej świadomości, że znajduje się we mnie taka cząstka mnie

ja też nie miałam wtedy

męża, tak samo jak ty sie ogromnie bałam jak ja dam rade sobie z tym wszystkim , jak to

zaakceptuje moja rodzina. Mam 22 lata a wszystko wydarzyło się w tym roku w kwietniu. Może

już tak często nie płacze ... ale czasem jest mi poprostu smutno ..... bo miało by miesiac

gdyby się urodziło albo nie kilka tygodni.... według mnie to sprawa indywidualna każdej z

nas:) nawet jesli sie nie cierpi tak bardzo to zawsze zostaje ślad w twoim sercu:) i to jest

chyba najważniejsze:)

powiem szczerze ja też sie nad tym zastanawiałam.. wtedy byłam

w takim szoku... a nikt mi nie doradził co mam zrobić.. więcnie wiem gdzie są takie malutkie

ciałka ... ale wierze ze tak niewinne aniołki wszystkie na pewno są w niebie niezaleznie od

chrztu :):):)
trzymaj się i pozdrawiam :):)

światełko dla twojej kruszynki

(*)

Mama Aniołka Maleństwa 7tc ......... i skromnej Nadzieji pod serduszkiem 16 tc 
Mama Aniołka Marysi 7tc 8/9 kwietnia 2009 i Franka ur. 19.05.2010

Magda

Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
mama24  
12-12-2009 14:55
[     ]
     
W szpitalu, gdzie urodziłam, martwe dzieci powyżej 22tc z

góry przekazuje się rodzicom do pochowania. Ciała młodszych, do 22tc, również przekazuje się

rodzicom na ich prośbę, ale jeśli nie ma takiej zgody, to chowane są przez zakład opieki

społecznej. Kochane mamy, to co dzieje się tutaj już nie jest tak naprawdę ważne.

Najważniejsze, że pamięć o naszych dzieciach nosimy w sercach, a one są w najlepszym

miejscu. U katolików chrzci się już malutkie dzieci, a dziecko musi być żywe. Ja wierze, że

wszystkie dzieci idą do nieba, bez względu, czy zdążyło się je ochrzcić czy nie. Ja

pragnęłam, żeby moja Zosia kiedyś pokochała Boga, i żyła z Bogiem. Dziwię się sama tym

uczuciom, o których piszą niektóre z nas, ale ja też niejednokrotnie myślałam o tym, że

gdybym odeszła do Boga teraz, to nie byłoby to straszne. Mam 24 lata. Wierzmy, żebyśmy żyli,

nawet gdy umrzemy. 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego do mama 24
Ewa Romańska  
12-12-2009 15:56
[     ]
     
Bardzo pięknie napisałaś. ja straciłam mojego synka w

37 tc i tez tak myślę ze j ty ze nasze dzieci trafiają do nieba i nie cierpią i są

szczęśliwe.

ewa mama Filipka(5,11,2009)
9122173 to moj nr gg gdyby ktoś chciał

porozmawiać to z miła checią 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego
EwaSw  
13-12-2009 07:18
[     ]
     
Tez wierze ze sa w niebie szczesliwe.
dla wszystkich naszych

maluszkow ktore odeszly zbyt wczesnie (*) (*) (*)

tylko ze dreczy mnie troche ze sie

nie zainteresowalam wtedy co zrobia z cialkiem/plodem. dopiero teraz zastanawiam sie co sie

z nia dalej dzialo :( 


Re: Poronilam kilka lat temu ale nie przezywalam tego - EwoSz!
mama24  
14-12-2009 18:18
[     ]
     
(Dużo tego, ale przeczytaj proszę) Myślę, że

wszystkie nasze decyzje w "tamtym" czasie były dobre. Ja wcześniej też nic nie

wiedziałam o tym, że ciąża może skończyć się porodem martwego dziecka i chociaż w szpitalu

od razu mówili mi, że może skończyć się śmiercią córeczki to do końca w to nie wierzyłam.

Byłam ponadto przekonana, że uwierzę w moją ciąże dopiero jak urodzę, usłyszę pierwszy krzyk

Zosi i wtedy gdy położą mi ją na brzuchu. Myślałam (i nadal tak myślę), że to musi być

najszczęśliwszy moment w życiu. Bardzo więc czekałam na styczniowy termin, bo wcześniej

jakby nie czułam się mamą, aż w szpitalu, chciałam żeby mój brzuch wreszcie urósł, jak

przystało na 7. miesiąc i nie mogłam doczekać się córeczki. Po tym jak Zosi przestało bić

serduszko, a mi na drugi dzień podano tabletkę na wywołanie porodu, bardzo się bałam.

przeniesiono mnie do osobnej sali, przyszła pani psycholog i to ona zaczęła mówić mi co może

się wydarzyć. Mówiła mi, żebym pomyślała nad tym, czy będę chciała widzieć Zosię po

porodzie, przytulić ją, przyjąć kartkę z odciskami stópek. Powiedziała też, że zwłoki można

będzie odebrać i pochować dziecko. W tym szpitalu to standardowa procedura. Wtedy pierwszy

raz dotarło do mnie, że czeka mnie pogrzeb mojego dziecka. Ja kierowałam się wewnętrznym

przekonaniem. Od razu wiedziałam, że nie będę chciała widzieć córeczki, że lepiej będzie,

gdy będę ją mieć w sercu, nie we wspominaniu widoku jej gdy już nie żyła. Bałam się myśli o

tym, że będę ją widziała martwą. Po porodzie, za kilkukrotną namową położnej, zgodziłam się

przyjąć kartkę z odciskami stópek. Pani bardzo namawiała, powiedziała, że jeśli nie teraz to

będę chciała zobaczyć kartkę jutro, za tydzień, za rok, albo za 5 lat. I się zgodziłam.

Zrobiłam to prawie wbrew sobie, bo stwierdziłam, że wszystkie "ziemskie" pamiątki

nie są w stanie "zapamiętać" mojej Zosi, że zrobię to tylko ja, w moim sercu.

Kilka dni później zobaczyłam ślady malutkich stópek, które prześwitują trochę przez kopertę,

ale koperta nadal jest zaklejona. Wtedy byłam przede wszystkim w szoku. Myślę, że dopiero

drugiego dnia po porodzie, gdy zadzwoniłam, żeby mnie stamtąd zabrać, wszystko powoli

wracało. Wcześniej nie przeszkadzało mi, że leżę na sali z kobietą, która również urodziła w

28tc, ale jej dziecko żyło. Mój poród był dramatem, dla położnych również, chociaż obeszło

się bez krojenia i innych komplikacji. Poród martwego dziecka jest nie do opisania. Po

wszystkim czułam przede wszystkim ulgę, usłyszałam, że byłam dzielna, więc nawet czułam

dumę, że sobie poradziłam. Wszystkie smutki przyszły następnego dnia i wątpliwości, czy

dobrze zrobiłam nie chcąc jej zobaczyć. Pojawiły się też obawy, czy aby nie zraniłam się

bardziej, bo usłyszałam, że większość kobiet chce widzieć swoje dzieci, pożegnać je,

przytulić. Nie zniosłabym też widoku malutkiej białej trumny. Prochy Zosi zostały złożone w

urnie. Po wyjściu ze szpitala chciałam tam wrócić i nadal mieć Zosię w brzuchu. Zaczęłam

bardzo tęsknić i to trwa do dzisiaj. Pamiętam, że powiedziałam znajomej, że chcę pochować

moje dziecko, ale nie chcę, żeby to był pogrzeb. Dość absurdalnie to musiało zabrzmieć. To

wszystko działo się ze mną i z Zosią, ale wtedy jakby nie czułam, że gramy główną rolę.

Czułam się bardziej jak widz. Wiem, że było to właściwe, tam i w tamtym momencie. Najlepiej

nie zarzucać sobie niczego, nie żałować. Nic nie zależy wtedy od nas samych. Ja miałam panią

psycholog, która w szpitalu jest 24g/h i ona uprzedziła zdarzenia, bo sama nie

przewidziałabym niczego. Ten szpital bardzo polubiłam, to ważne. Myślę, że będę z nim

związana w związku z moimi następnymi porodami, gdyby Bóg dał mi kolejne dzieci. Wszystkie

nasze decyzje w "tamtym" czasie były dobre. Nie martw się teraz o zwłoki Twojej

Patrycji. Pamiętaj jednak o niej i rozmawiaj jeśli poczułaś teraz, że chcesz. 

Ostatnio zmieniony 14-12-2009 18:44 przez mama24

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora