dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
lidu89  
29-01-2018 18:19
[     ]
     
Witajcie,
postanowiłam opowiedzieć swoją historię, bo boję się, że zduszona w środku nie wyjdzie mi na dobre... Potrzebuję odpowiedzi, kontaktu z kimś kto naprawdę rozumie...
Jestem 3,5 roku po ślubie. Od razu zaczęliśmy się starać o dziecko, przez pierwszy rok na luzie, lekarz był zdania że jest ok i "nic, tylko dzieci rodzić". Niestety, po roku bezskutecznych starań podczas wizyty z bólem jajnika u innego lekarza padła diagnoza: PCOS.
Zaczęło się: leki na wywołanie owulacji, monitoringi USG kilka razy w każdym cyklu, badanie drożności jajowodów i wyczekiwania na koniec każdego cyklu...
Po wielu, wielu miesiącach bezowocnego faszerowania lekami postanowiłam zmienić lekarza.
W kwietniu 2017 trafiłam do lekarza, który przygotował nas do inseminacji w szpitalu. Badania, leki.
5 czerwca zabieg, 20 czerwca dwie kreski na teście ciążowym. UDAŁO SIĘ! Po prawie 3 latach!!! Ja, Lidka, wreszcie będę Mamą, wreszcie będę miała na kogo przelać pokłady macierzyńskiej miłości, której juz od lat miałam w sobie pełno, która czekała na pojawienie się dziecka. To były cudowne dni. 4 lipca mieliśmy rocznicę ślubu - my trzecią a moi rodzice trzydziestą (tak, świadomie wybraliśmy na datę ślubu ich rocznicę). Mieliśmy najlepszy prezent - i dla siebie i dla ukochanych rodziców. Dzień wcześniej byłam u lekarza i mieliśmy pierwsze zdjęcie naszej Kropeczki.
Ciąża przebiegała super, ani razu nie wymiotowałam, czułam się świetnie. Badania wychodziły dobrze, prenatalne też utwierdziły nas w przekonaniu że nasze Dzieciątko rozwija się tak jak należy.
Odliczaliśmy czas, dowiedzieliśmy się w 18 tygodniu, że to będzie Dziewczynka. Minęła połowa ciąży, badanie połówkowe wyszło świetnie, lekarz stwierdził ze "ciąża idealna".
Tak było, naprawdę!
Nauczyłam się rozmawiać z naszą Zuzią, bawić się z Nią, Jej Tata do niej mówił, wygłupial się, śpiewał i łaskotał... Mijały tygodnie, więź z Zuzanką była coraz silniejsza - kochaliśmy Ją całym sercem, śmialiśmy się kiedy miała czkawkę po zjedzeniu przeze mnie czegoś słodkiego... Patrzyliśmy, jak odpowiada kopniakami na nasze zaczepki... Planowaliśmy życie z naszą Córeczką... W 28 tygodniu dowiedziałam się, że mam cukrzycę ciążową. Szybsza wizyta u lekarza, glukometr, przepływy - wyszły ok. Każdy jeden posiłek i glukoza po nim zapisana szczegółowo w specjalnym notesie. Potem były Święta Bożego Narodzenia, w gronie rodzinnym, z prezentami pod choinką dla Zuzanki... Zdjęcia z brzuchem przy choince, rozmowy, że za rok będzie już raczkować i ściągać bombki... Podczas świąt złapałam jakiegoś wirusa - katar, potem ból gardła, potem kaszel. Domowe sposoby dały radę. Po świętach postanowiłam przygotować Jej ciuszki. Wszystko było gotowe - łóżeczko w sypialni, wanienka, rożki, przewijak, pościel... Zabawki, wózek... Malutkie ubranka w rozmiarze 56 wyprane i wyprasowane w komodzie Zuzi, rozmiar 62 na suszarce.
29 grudnia wieczorem jeszcze bawiłam się z Zuzką. Po kolacji fajnie się wierciła, ja głaskałam Ją po wypiętej pupie i łaskotałam.
30 grudnia obudziłam się rano i nie czułam ruchów, ale było wcześnie więc po skorzystaniu z toalety poszłam spać dalej. Potem, po wstaniu nie czułam żeby się obudziła - a zawsze rano kładłam się na płasko i witałyśmy się ze sobą na swój własny sposób... Po śniadaniu - bez zmian... Pojechaliśmy do szpitala. Był 31 tydzień+3dni.
Powiedziałam, że nie czuję ruchów od wczorajszego wieczoru, zrobili mi USG.
Usłyszałam najgorsze słowa, jakie może sobie wyobrazić matka czekająca na dziecko - "SERDUSZKO NIE BIJE".
Szok, niedowierzanie, czarna dziura w sercu i myślach...
Przyjęli mnie na oddział i powiedzieli, że muszę urodzić.
Dostałam osobny pokój. Zuzanka została w takiej pozycji, jaka najbardziej nas kiedyś bawiła, wypięta z lewej strony brzucha.. Niestety, tym razem wiedziałam, że to już nie jest zabawne, że ten bezwładny ciężar w moim brzuchu już się nie odwróci w inną stronę.
Za ścianą co kilka godzin słyszałam KTG i miałam świadomość, że serce mojego dziecka już nigdy nie zabije, że Zuzanna jest we mnie i nie żyje...
Dostałam leki na dojrzewanie szyjki i wywołanie porodu, nielegalne oficjalnie w tym celu...
Drugiego dnia zwijałam się z bólu, cały dzień pod kroplówką bez jedzenia i wody.. To był Sylwester... Mąż od rana do wieczora siedział przy mnie, wspierał... Położne były miłe i cierpliwe.
1 stycznia 2018 o godzinie 8.30 urodziłam Zuzię.
Dziecko, które kochałam, kocham i będę kochać całym sercem, na które czekałam całe życie.
Dziecko, którego nigdy nie nakarmię, które nigdy na mnie nie spojrzy, nie powie "Mamo" ani "Kocham cię". Dziecko, które było ze mną, pod moim sercem 222 dni. Które dało mi najpiękniejsze uczucia i wspomnienia.
Położna, która przyjmowała poród zapytała, jak ma na imię moja Córeczka i czy chcę Ją zobaczyć.
Dostałam Ją na ręce, owiniętą w becik i ubraną w czapeczkę. Mój mały, śpiący, idealny Anioł...
Mąż dotarł, kiedy Maleńka była już na moich rękach. Miała jego usta i ciemne włoski. Ważyła 1830 gram. Dziwne te wszystkie liczby: 01.01.2018, godz. 8.30, 1830 g. Czy to coś znaczy? Nie wiem...
W sali poporodowej byliśmy sami. Po zważeniu
i zmierzeniu przynieśli nam Zuzię, abyśmy mogli z Nią pobyć sami. Położne przyniosły nam kopertę z imieniem naszej Kruszynki i datą. W kopercie były odciski Jej rączek i stópek - teraz najcenniejszy nasz skarb...
Była z nami dwie godziny, leżała obok mnie na łóżku a ja nie mogłam się nadziwić, jak mogliśmy stworzyć tak piękne dziecko...
Pożegnaliśmy się, na zawsze.

Następnego dnia po porodzie wróciłam do domu - bardzo chciałam jak najszybciej wyjść ze szpitala.
Kolejne dwa dni spędziliśmy na przygotowaniach do pogrzebu, mimo mojego stanu fizycznego i psychicznego chciałam wszystkiego dopilnować, żeby mojej Córeczce w ostatniej drodze niczego nie brakowało.
Uszykowałam ubranka, które dostała od mamy naszego kolegi na chrzciny - śliczna, własnoręcznie zrobiona biała sukieneczka, czapeczka i buciki, białe rajstopki i najmniejsze jasne body, jakie mieliśmy dla Niej w domku. Mąż kupił miękki beżowy kocyk...
W moje urodziny, 5 stycznia odbyła się sekcja. Zuzię odebrała i ubrała firma pogrzebowa - Mąż pojechał potem sprawdzić, czy wszystko jest tak jak trzeba i czy ubrali Zuzankę tak jak chciałam. Przykryli Ją beżowym kocykiem.
Najgorszy był czas do pogrzebu - musieliśmy czekać do 9 stycznia, bo trafiło na czas kolędowy i księża nie mieli czasu...
Pochowaliśmy Zuzię w mroźny dzień.
Słońce pięknie świeciło, wierzę, że Niebo pięknie powitało naszą Zuzankę.
Dziś mijają 4 tygodnie od porodu.
Myślałam, że się trzymam, ale znowu jest mi źle. Odwiedzam Ją prawie każdego dnia.
Nie wiemy, co było przyczyną śmierci naszego Dziecka. Może nigdy się nie dowiemy...
Na pewno nie toksoplazmoza i pępowina.
Wyniki sekcji za kilka dni... Nie wiadomo, czy cokolwiek nam powiedzą.
Tęsknię i boję się tego, co będzie dalej.
Musiałam gdzieś zostawić po nas ślad, po sobie i mojej kochanej Zuzance. Potrzebuję świadomości, że ktoś pozna naszą historię... Świadomości, że ktoś rozumie bo przeżył to co my...
Dlatego postanowiłam tu napisać. 

Ostatnio zmieniony 29-01-2018 18:39 przez lidu89

Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama.Jasia  
29-01-2018 19:15
[     ]
     
Jutro mija 9 tydzień od porodu mojego Aniołka. Mój Jaś odszedł w 30 tygodniu ciąży, również bez znanej bliżej przyczyny. Doskonale wiem co czujesz... Z tego co piszesz, uważam, że jesteś silną osobą. Ja nie miałam tyle odwagi, żeby pożegnać mojego synka. Szargały mną złość, rozczarowanie, szok. Nie brałam żadnych leków, nie chciałam psychologa i na pogrzeb poszłam o własnych siłach. Wyłam, ale wyłam z siłą - dla Niego. Jeśli po 4 tygodniach jesteś w stanie opowiedzieć swoją historię, to dobrze. Trzeba żyć. Na swoim przykładzie powiem Ci, że to ciężki czas, przeróżne myśli, które wpływają na to jak upłynie dzień. Mój mąż to najlepszy terapeuta. Pomimo tego, że minęły dopiero 2 miesiące, potrafię się uśmiechać, wychodzę do ludzi, żartuję. Wróciłam też do pracy, ale w pierwszym dniu po powrocie zostało wręczone mi wypowiedzenie - tak się kopie leżącego, cóż.
Nigdy nie zapomnisz o swojej córci. Głęboko wierzę, że nasze osobiste Aniołki czuwają nad nami i nie pozwolą by stała się nam krzywda. Wystarczająco już wycierpiałyśmy.
Życzę Ci dużo wewnętrznego spokoju. Uśmiechaj się często dla swojej córeczki. Jest tu dużo dziewczyn, które wspierają, więc pisz jeśli Ci to pomaga - mi pomaga bardzo.

(*) - światełko dla Naszych Aniołków 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Wera  
30-01-2018 18:50
[     ]
     
Witaj, bardzo Ci współczuję straty córeczki.
Ja dopiero po stracie zauważyłam jak wiele nas jest niestety...i każdego roku przybywa kolejnych mam. To forum jest miejscem dla nas, tu możemy o wszystkim pisać, zwłaszcza o miłości do naszych dzieci i o ich (za)krótkim istnieniu, jest do wyrażania naszych emocji i uczuć. A tego niestety nikt kto nie przeżył straty nie zrozumie...
Mocno Cię przytulam.
Twojej córeczce zapalam światełko (*)
Moja Helenka odeszła 9 lat temu - jej serce przestało bić w 36tc. - czekałam na nią 5 lat... 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Agni  
31-01-2018 11:22
[     ]
     
Witaj,
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Złoszczę się na Boga za każdym razem kiedy trafia tutaj kolejna mama. Rozumiem co czujesz kochana, mój synek Noah odszedł 9 miesięcy temu, a ja wciąż zadaje sobie pytanie dlaczego? Nie pogodziłam się z jego śmiercią ale powoli uczę się z nią żyć. Choć był ze mną tylko 3 dni, bardzo wiele mnie nauczył i jestem mu za to wdzięczna.Dał mi tyle miłości, sprawił, że jestem lepszą osobą, bardziej doceniam życie oraz bliskich mi ludzi.
Bardzo mnie wzruszyła Twoja historia, ciesze się, że miałaś szansę pożegnać swoją córeczkę i trafiłaś na tak wspaniałych lekarzy i położne, to bardzo pomaga przejść przez to wszystko. Ja mam zdjęcia z moim synkiem, jego czapeczkę i odciski rączki i stópki, możesz mi wierzyć, że jest to dla mnie największy skarb dzisiaj.
Od śmierci Twojej córeczki minęło bardzo mało czasu i uwierz mi, że jedyne co może uśmierzyć Twój ból to czas, z własnego doświadczenia wiem, że najgorsze były pierwsze 6 miesięcy. Pozwól sobie na żałobę, płacz, mów o tym, pisz tutaj do nas, nie zamykaj się w sobie. Zobaczysz, że za jakiś czas znów będziesz się uśmiechać, a Zuzia napewno Ci w tym pomoże.

Ściskam Cię mocno,
Agnieszka, mama Noah 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
PM  
04-02-2018 02:56
[     ]
     
Kochana Lidu,

Bardzo mi przykro przez to co Cię spotkało... Nasze historie są do siebie bardzo podobne. Po Twoim nicku domyślam się że jesteśmy ten sam rocznik, ślub też miałyśmy w podobnym czasie. My również z mężem walczyliśmy o dzieciatko kilka lat. Ja zawsze zdrowa - dowiedziałam się że mam PCOS. U nas, z dodatkowych względów, jedynym rozwiązaniem było IVF. Zakończone sukcesem.... mój Synek przyszedł na świat przedwcześnie w 23 tc. Żył zaledwie kilka godzin... Po porodzie nie mogłam się nadziwić jak pięknego chłopca urodziłam. Pamiętam ciepło Jego ciała, Jego spokój ... Mam wspaniałego Synka, który dodaje mi sił i dla którego walczę. A walka jest dla mnie przeżywanie każdego kolejnego dnia.
Urodziłam pół roku temu. Miewam gorsze i lepsze dni. Staram się cieszyć z drobnych rzeczy, doceniać ludzi których mam wokół siebie.
Lidu, zostałaś Mamusia i z całego serca gratuluję Ci pieknej córeczki. Walcz dla niej dzień po dniu. Walcz o uśmiech swój i swojego męża.

Ściskam Cię mocno. Bądź silna.
PM

lidu89 napisał(a):
> Witajcie,

> postanowiłam opowiedzieć swoją historię, bo boję się, że zduszona w środku nie wyjdzie mi na dobre... Potrzebuję odpowiedzi, kontaktu z kimś kto naprawdę rozumie...

> Jestem 3,5 roku po ślubie. Od razu zaczęliśmy się starać o dziecko, przez pierwszy rok na luzie, lekarz był zdania że jest ok i "nic, tylko dzieci rodzić". Niestety, po roku bezskutecznych starań podczas wizyty z bólem jajnika u innego lekarza padła diagnoza: PCOS.

> Zaczęło się: leki na wywołanie owulacji, monitoringi USG kilka razy w każdym cyklu, badanie drożności jajowodów i wyczekiwania na koniec każdego cyklu...

> Po wielu, wielu miesiącach bezowocnego faszerowania lekami postanowiłam zmienić lekarza.

> W kwietniu 2017 trafiłam do lekarza, który przygotował nas do inseminacji w szpitalu. Badania, leki.

> 5 czerwca zabieg, 20 czerwca dwie kreski na teście ciążowym. UDAŁO SIĘ! Po prawie 3 latach!!! Ja, Lidka, wreszcie będę Mamą, wreszcie będę miała na kogo przelać pokłady macierzyńskiej miłości, której juz od lat miałam w sobie pełno, która czekała na pojawienie się dziecka. To były cudowne dni. 4 lipca mieliśmy rocznicę ślubu - my trzecią a moi rodzice trzydziestą (tak, świadomie wybraliśmy na datę ślubu ich rocznicę). Mieliśmy najlepszy prezent - i dla siebie i dla ukochanych rodziców. Dzień wcześniej byłam u lekarza i mieliśmy pierwsze zdjęcie naszej Kropeczki.

> Ciąża przebiegała super, ani razu nie wymiotowałam, czułam się świetnie. Badania wychodziły dobrze, prenatalne też utwierdziły nas w przekonaniu że nasze Dzieciątko rozwija się tak jak należy.

> Odliczaliśmy czas, dowiedzieliśmy się w 18 tygodniu, że to będzie Dziewczynka. Minęła połowa ciąży, badanie połówkowe wyszło świetnie, lekarz stwierdził ze "ciąża idealna".

> Tak było, naprawdę!

> Nauczyłam się rozmawiać z naszą Zuzią, bawić się z Nią, Jej Tata do niej mówił, wygłupial się, śpiewał i łaskotał... Mijały tygodnie, więź z Zuzanką była coraz silniejsza - kochaliśmy Ją całym sercem, śmialiśmy się kiedy miała czkawkę po zjedzeniu przeze mnie czegoś słodkiego... Patrzyliśmy, jak odpowiada kopniakami na nasze zaczepki... Planowaliśmy życie z naszą Córeczką... W 28 tygodniu dowiedziałam się, że mam cukrzycę ciążową. Szybsza wizyta u lekarza, glukometr, przepływy - wyszły ok. Każdy jeden posiłek i glukoza po nim zapisana szczegółowo w specjalnym notesie. Potem były Święta Bożego Narodzenia, w gronie rodzinnym, z prezentami pod choinką dla Zuzanki... Zdjęcia z brzuchem przy choince, rozmowy, że za rok będzie już raczkować i ściągać bombki... Podczas świąt złapałam jakiegoś wirusa - katar, potem ból gardła, potem kaszel. Domowe sposoby dały radę. Po świętach postanowiłam przygotować Jej ciuszki. Wszystko było gotowe - łóżeczko w sypialni, wanienka, rożki, przewijak, pościel... Zabawki, wózek... Malutkie ubranka w rozmiarze 56 wyprane i wyprasowane w komodzie Zuzi, rozmiar 62 na suszarce.

> 29 grudnia wieczorem jeszcze bawiłam się z Zuzką. Po kolacji fajnie się wierciła, ja głaskałam Ją po wypiętej pupie i łaskotałam.

> 30 grudnia obudziłam się rano i nie czułam ruchów, ale było wcześnie więc po skorzystaniu z toalety poszłam spać dalej. Potem, po wstaniu nie czułam żeby się obudziła - a zawsze rano kładłam się na płasko i witałyśmy się ze sobą na swój własny sposób... Po śniadaniu - bez zmian... Pojechaliśmy do szpitala. Był 31 tydzień+3dni.

> Powiedziałam, że nie czuję ruchów od wczorajszego wieczoru, zrobili mi USG.

> Usłyszałam najgorsze słowa, jakie może sobie wyobrazić matka czekająca na dziecko - "SERDUSZKO NIE BIJE".

> Szok, niedowierzanie, czarna dziura w sercu i myślach...

> Przyjęli mnie na oddział i powiedzieli, że muszę urodzić.

> Dostałam osobny pokój. Zuzanka została w takiej pozycji, jaka najbardziej nas kiedyś bawiła, wypięta z lewej strony brzucha.. Niestety, tym razem wiedziałam, że to już nie jest zabawne, że ten bezwładny ciężar w moim brzuchu już się nie odwróci w inną stronę.

> Za ścianą co kilka godzin słyszałam KTG i miałam świadomość, że serce mojego dziecka już nigdy nie zabije, że Zuzanna jest we mnie i nie żyje...

> Dostałam leki na dojrzewanie szyjki i wywołanie porodu, nielegalne oficjalnie w tym celu...

> Drugiego dnia zwijałam się z bólu, cały dzień pod kroplówką bez jedzenia i wody.. To był Sylwester... Mąż od rana do wieczora siedział przy mnie, wspierał... Położne były miłe i cierpliwe.

> 1 stycznia 2018 o godzinie 8.30 urodziłam Zuzię.

> Dziecko, które kochałam, kocham i będę kochać całym sercem, na które czekałam całe życie.

> Dziecko, którego nigdy nie nakarmię, które nigdy na mnie nie spojrzy, nie powie "Mamo" ani "Kocham cię". Dziecko, które było ze mną, pod moim sercem 222 dni. Które dało mi najpiękniejsze uczucia i wspomnienia.

> Położna, która przyjmowała poród zapytała, jak ma na imię moja Córeczka i czy chcę Ją zobaczyć.

> Dostałam Ją na ręce, owiniętą w becik i ubraną w czapeczkę. Mój mały, śpiący, idealny Anioł...

> Mąż dotarł, kiedy Maleńka była już na moich rękach. Miała jego usta i ciemne włoski. Ważyła 1830 gram. Dziwne te wszystkie liczby: 01.01.2018, godz. 8.30, 1830 g. Czy to coś znaczy? Nie wiem...

> W sali poporodowej byliśmy sami. Po zważeniu

> i zmierzeniu przynieśli nam Zuzię, abyśmy mogli z Nią pobyć sami. Położne przyniosły nam kopertę z imieniem naszej Kruszynki i datą. W kopercie były odciski Jej rączek i stópek - teraz najcenniejszy nasz skarb...

> Była z nami dwie godziny, leżała obok mnie na łóżku a ja nie mogłam się nadziwić, jak mogliśmy stworzyć tak piękne dziecko...

> Pożegnaliśmy się, na zawsze.

>

> Następnego dnia po porodzie wróciłam do domu - bardzo chciałam jak najszybciej wyjść ze szpitala.

> Kolejne dwa dni spędziliśmy na przygotowaniach do pogrzebu, mimo mojego stanu fizycznego i psychicznego chciałam wszystkiego dopilnować, żeby mojej Córeczce w ostatniej drodze niczego nie brakowało.

> Uszykowałam ubranka, które dostała od mamy naszego kolegi na chrzciny - śliczna, własnoręcznie zrobiona biała sukieneczka, czapeczka i buciki, białe rajstopki i najmniejsze jasne body, jakie mieliśmy dla Niej w domku. Mąż kupił miękki beżowy kocyk...

> W moje urodziny, 5 stycznia odbyła się sekcja. Zuzię odebrała i ubrała firma pogrzebowa - Mąż pojechał potem sprawdzić, czy wszystko jest tak jak trzeba i czy ubrali Zuzankę tak jak chciałam. Przykryli Ją beżowym kocykiem.

> Najgorszy był czas do pogrzebu - musieliśmy czekać do 9 stycznia, bo trafiło na czas kolędowy i księża nie mieli czasu...

> Pochowaliśmy Zuzię w mroźny dzień.

> Słońce pięknie świeciło, wierzę, że Niebo pięknie powitało naszą Zuzankę.

> Dziś mijają 4 tygodnie od porodu.

> Myślałam, że się trzymam, ale znowu jest mi źle. Odwiedzam Ją prawie każdego dnia.

> Nie wiemy, co było przyczyną śmierci naszego Dziecka. Może nigdy się nie dowiemy...

> Na pewno nie toksoplazmoza i pępowina.

> Wyniki sekcji za kilka dni... Nie wiadomo, czy cokolwiek nam powiedzą.

> Tęsknię i boję się tego, co będzie dalej.

> Musiałam gdzieś zostawić po nas ślad, po sobie i mojej kochanej Zuzance. Potrzebuję świadomości, że ktoś pozna naszą historię... Świadomości, że ktoś rozumie bo przeżył to co my...

> Dlatego postanowiłam tu napisać. 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mamusia Pawełka  
07-02-2018 20:37
[     ]
     
Czytam historię Zuzanki a przed oczyma mam mojego Pawelka... Nasza historia jest niemal identyczna...
W naszym przypadku sekcja zwłok nic nie wykazała. Do dziś żyjemy w przeświadczeniu ze to był nieszczęśliwy wypadek. Tylko ze o nieszczęśliwym wypadku mówi się gdy ktoś złamie noge, a nam zawalił się świat...

Mamusiu Zuzanki - życzę Wam dużo sił, będą potrzebne.

Z perspektywy czasu mogę tylko poradzić żebyście wspierali się wzajemnie, przyjmowali pomoc, która oferują inni i nie zamykali się w swoim bólu. Ludzie wokół wcale nie zapominają, tak jak większość z nas myśli na początku, oni poprostu nie wiedzą jak sie zachować, czego nam potrzeba w tym tragicznym dla nas czasie... 

***Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.***
Mamusia Pawełka *+10.01.2015

Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
lidu89  
16-02-2018 08:52
[     ]
     
Dziękuję Aniołkowe Mamy za odpowiedzi.

[*][*][*][*][*]
Zapalam światełka dla naszych Małych Cudów tam w Niebie <3

W poniedziałek odebrałam wyniki sekcji mojej Zuzi - niestety (albo stety) nic nie wykazały. Z wynikami pojechałam na wizytę do mojego lekarza. Powiedział, że nie ma wyjaśnionej przyczyny, że nie mógł to być żaden wirus ani nic z tych rzeczy, bo byłoby widać na grudniowej wizycie, że coś niedobrego się dzieje no i badania krwi w szpitalu też by na to wskazywały... Powiedział, że nie ma tu wpływu cukrzycy ani ciśnienia. Przynajmniej wiem, że niczym nie zaszkodziłam Zuzance.
Jedyne co zasugerował, to badania genetyczne w kierunku trombofilii, być może jakieś mikrozakrzepy czy coś w tym rodzaju mogły mieć wpływ na to, co się stało.
Chcemy się szybko starać o dziecko, nie po to żeby zastąpić Zuzię, tylko po to, bym znowu miała cel w życiu.
Lekarz po badaniu powiedział, że mamy się zacząć starać po najbliższym okresie (pierwszy po porodzie miałam po 4,5 tygodnia i właśnie się skończył kiedy miałam wizytę). Tym bardziej, że nie wiemy ile czasu nam to zajmie z moim PCOS. Znowu czeka nas walka od nowa - leki na wywołanie owulacji, zastrzyki na pękanie pęcherzyków, inseminacja... Ale pierwszy cykl lub dwa chcemy spróbować w domu, może akurat się uda... Pan Doktor obiecał, że urodzę zdrowe dziecko! Mówił, że w kolejnej ciąży będę przyjmować zastrzyki z heparyny i że zakończymy ją wcześniej - 37/38 tydzień. Opowiadał mi o kobiecie, która dowiedziała się o obumarciu ciąży u niego w gabinecie... Teraz ma kolejne dziecko i po raz trzeci jest w ciąży... To daje nadzieję, że pewnego dnia i ja zostanę ziemską mamą!
Codziennie wieczorem proszę Zuzankę, żeby wyprosiła nam u Boga młodsze rodzeństwo niedługo :) wiem, że ucieszy się, kiedy będzie mogła zostać starszą siostrzyczką!
26 lutego wracam do pracy. Jestem nauczycielką w młodszych klasach, więc liczę się z tym, że bardzo trudno tak na zaraz znaleźć cały etat dla nauczyciela, który miał wrócić do pracy w marcu 2019 po prawdziwym urlopie macierzyńskim i z rocznym dzieckiem w domu... Na szczęście moja dyrekcja coś tam wygrzebała dla mnie, bo w domu do końca sierpnia chyba bym zwariowała.
Trudny czas przyszedł... Myślałam, że dobrze się trzymam, że będzie ok... Niektóre dni mijają bez łez. Od kilku dni mam niestety kryzys - wszystkie koleżanki i znajome, które miały termin porodu w okolicy mojego (03.03 wg karty ciąży, 28.02 wg usg) już rodzą albo się przygotowują. Mam sąsiadkę, która jest równo 10 lat młodsza (ma 19 lat!) i miała termin porodu dzień przede mną - wczoraj urodziła... A ja płaczę z żalu i tęsknoty, maluję na biało tymczasową obudowę grobu mojego dziecka i myślę, jaki stroik się Zuzi najbardziej spodoba... Chce mi się wyć!!!!!
Dziękuję, jeśli ktoś miał cierpliwość przeczytać wszystko do końca. Dobrze jest mieć gdzie wyrzucić myśli... Ściskam Was mocno! 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
eeewa5  
04-03-2018 20:46
[     ]
     
Doskonale Cię rozumiem! My również staraliśmy się o dziecko kilka lat w końcu udało się za pierwszym razem z inseminacji. Moja ciąża też przebiegała idealnie.Cała wyprawka była gotowa. Ale 19 grudnia przestałam czuć ruchy małej pojechaliśmy do szpitala i lekarz powiedział że malutkiej serduszko przestało bić. w nocy z 19 na 20 grudnia 2017 urodziłam naturalnie malutką w 37 tygodniu ciązy, niestety mi nie dano mi jej przytulić, pamiętam tylko tyle że pielęgniarka przystawiła ją koło mnie i coś do niej mówiłam, ale teraz za chiny nie mogę sobie przypomnieć co. Tak strasznie żałuję że jej nie przytuliłam i nie ucałowałam, widziałam ją może 2 minutki. To były najgorsze święta. Moje życie rozpadło się na kawałki. Z badań histopatologicznych nic nie wyszło z sekcji tak samo. Do lekarza dopiero idę, gdyż nie miałam odwagi i sił iść wcześniej. Również jak TY pracuje w przedszkolu. rodzina mnie nakłoniła i mąż z dyrekcją abym wróciła. Nie powiem Bo ciężko jest i było są momenty że trzymam się dobrze ale są momenty że łzy płyną same. Bałam się ludzi co beda gadać. Są dni kiedy potrafię nie płakać ale sa dni że po pracy ryczę jak bóbr. Chciałabym drugie dziecko ale boję się tego wszystkiego, i najgorsze robienia sobie nadziei. Życie nauczyło mnie aby już nic nie planować! Jak dałas radę w pracy? 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama.Jasia  
05-03-2018 19:52
[     ]
     
Życie mojego Synka zakończyło się w 30 tygodniu ciąży, 3 miesiące temu. 23 stycznia wróciłam do pracy,bo tak samo jak Ty nie wyobrażałam sobie dłuższego siedzenia w domu. Dodam,że także jestem nauczycielką (przedszkola). Wróciłam i nie zdążyłam się rozebrać,a od razu dyrektorka wręczyła mi wypowiedzenie. Na dzień dzisiejszy czuję się okropnie. Ciagne zwolnienie lekarskie,bo nie wyobrażam sobie teraz iść do pracy po tym jak zostałam potraktowana. Straciłam ukochane,upragnione dziecko, po czym straciłam pracę. Siedzę w domu i nie mam celu.
Ale...powinnam Cię wspierać i pocieszyć dobrym słowem... Dlatego napiszę, że mimo tego wszystkiego, nadal gdzieś w środku jest wiara i nadzieja na lepszy czas. Musismy być silne, żeby móc zostać ziemskimi mamami i żeby nasze Aniołki byłby z nas dumne. Ściskam Cię mocno. 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama Zuzanki  
20-03-2018 18:12
[     ]
     
W pracy czas mija szybciej, myśli są zajęte czymś innym... Ale w trudniejszych chwilach myślę o tym, że nie powinno mnie tam być, że powinnam właśnie siedzieć w domu z maleńką Córeczką, że to Ona powinna zajmować całą uwagę - moja Zuzia, nie obce dzieci!
Jestem już po drugim okresie po porodzie i właśnie mam owulację - coś dziwnego biorąc pod uwagę bezowulacyjne cykle przed ciążą.
Staramy się o dziecko, dużo ludzi się za nas modli. Ja też modlę się codziennie o to, żeby Zuzia mogła zostać starszą siostrzyczką i dbać z Nieba o młodsze rodzeństwo. Jesteśmy twardzi i dzielni - nie spodziewałam się, że będzie w nas tyle siły!
Nie poddam się. Jeśli teraz się nie uda to w przyszłym cyklu podchodzimy do inseminacji. Wierzę, że niedługo się uda! W końcu mamy tam na Górze wspaniałe wsparcie :)
Podobno każdy z nas dostaje w życiu taki krzyż, jaki jest w stanie unieść. Ja uważam, że powinnyśmy w tym wszystkim być dumne, że cząstka nas jest Aniołem i już na zawsze będzie w Niebie. Nie jestem jakaś nawiedzona, nie myślcie sobie, nie było mi wcześniej po drodze do codziennej modlitwy i kościoła - ale wiem już, że jeśli nie będę wierzyć w TO, to nie uwierzę już w nic... A tak, jakoś lepiej mi ze świadomością, że moja Córeczka nad nami czuwa - no i umierać też będzie nam później łatwiej ze świadomością, że Zuzia czeka tam na nas :) trzymajcie się Kochane, bądźcie twarde - i tak już nie nie zmienimy tego, co się wydarzyło, musimy żyć!
P.S. Trzymajcie za nas kciuki!
Zapalam światełka dla naszych kochanych Aniołków [*][*][*][*][*][*] 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
jolek  
01-04-2018 14:27
[     ]
     
***-(\(\
***-(=':')
***(..(")(")..
☀️ะ̭̌«̭☘️»̭̌ะ ะ̭̌«̭☀️»̭̌ะ ะ̭̌«̭☘️»̭̌ะ☀️
Wielkanocne światełko dla Ciebie Zuzanko

Twoim bliskim życzę spokojnych, zdrowych Świąt
i będę trzymać mocno kciuki za ,, rodzeństwo'' 
mama Kasieńki

Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama Zuzanki  
15-04-2018 17:31
[     ]
     
Jest mi źle...
Bardzo źle... Przechodzę załamanie nerwowe... Praca miała mi pomóc, ale mam wspomaganie u dziecka które mało brakuje a zacznie się rzucać na mnie z pięściami... Jest piękna pogoda, powinnam spacerować z Zuzią a nie myśleć, czy istnieje jakikolwiek sposób na wypełnienie pustego czasu...
Moja przyjaciółka 27.04 jest umówiona na CC.
Ona zaraz zostanie matką, a ja nie będę w stanie spotkać się z nią i zobaczyć jej dziecka. Ostatnim Maleństwem, jakie widziałam była moja Córeczka... Nie płakała. Nigdy nie zapłacze... Za to ja płacze kilka razy dziennie, w pracy, w domu, w samochodzie...
Czuję, że moja egzystencja ma sensu zero. ZERO!
Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama.Jasia  
16-04-2018 14:39
[     ]
     
Mój Jasio miałby już dwa miesiące i gdy widzę te wszystkie kobiety z wózkami na spacerze to ściska mi serce,bo nasz wózek stoi zakurzony w piwnicy. Nawet nie mam siły,żeby go porządnie zabezpieczyć przed brudem...Zamiast z Jasiem, spaceruje z psem i zastanawiam się jak mogło mnie to spotkać. Coraz częściej myślę o tym,że chyba powinnam skorzystać z pomocy psychiatry. Najgorsze jest myśl, że nigdy nie będę w stanie pogodzić się z odejściem mojego Aniołka i boję się, że jeśli zostanę ziemską matką,to nie będę w stanie pokochać tego maleństwa. To straszne co dzieje się w naszych głowach. Smutne jest też to,że już wszyscy myślą, że skoro minęło 5 miesięcy to zapomniałam, że już nie boli... 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Oli  
15-04-2018 21:50
[     ]
     
Witam, ja tez 6.03.2018 zostalam mama Aniołka w 24 tc. To smutne ze jest nas tak wiele a dzieciaczki odchodzą gdy w domach i w sercach wszystko przygotowane na narodziny. Odchodzą cichutko bez wyraźnego powodu, przyczyny. I teraz jak żyć, skąd brać siły. Ja za 2 tyg wracam do pracy a tak jak Wy jestem nauczycielem i choć obecnie pracuje w żłobku niewiem jak to bedzie. Lidu trzymam kciuki za Was. Światełka dla naszych Aniołków. 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Ania2310  
15-05-2018 18:39
[     ]
     
Zgadzam się, że to okropne, że jest Nas tak wiele. Ja też straciłam swojego Aniołka Olusia 20.04.2018, był to 22 tyg ciąży. Nic nie wskazywało na to, że dzieje się coś niedobrego. Wyniki miałam w porządku, prenatalne, potem połówkowe. 17 kwietnia poszłam na kolejną wizytę do ginekologa, na USG całkowite bezwodzie, 2 dni później serduszko mojego Maleństwa przestało bić. Mam nadzieję, że tam gdzie jest mój i Wasze Aniołki, że są szczęśliwe...że jeszcze będzie dane Nam je zobaczyć, przytulić... 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama Zuzanki  
28-09-2018 21:54
[     ]
     
Kochane Aniołkowe Mamy... Jak sobie radzicie? Czy zaświecił już u Was chociaż mały promyczek nadziei na przyszłe dni?
U mnie totalna kicha. Walczymy o rodzeństwo dla naszego Aniołka odkąd tylko dostaliśmy zgodę na starania od lekarza po porodzie, mamy za sobą dwie imseminacje, badania, kupę leków na wywołanie owulacji i kupę nerwów, nie mówiąc o pieniądzach...
Wszystko na nic, PCOS jest gorsze niż przed ciążą, nie działają nawet zastrzyki stosowane przy in vitro. Nie mam już sił... W styczniu mam mieć laparoskopię.
W pracy też ciężko, pracuję w mojej szkole już siódmy rok i miałam mieć swoją klasę I, ale dostała ją synowa dyrektorki, która świeżo zrobiła podyplomówkę z wczesnoszkolnej. Ja mam świetlicę i tak jak kiedyż uwielbiałam swoją pracę tak teraz po prostu jej nie lubię.
Niestety, dziś leżącego się kopie... Przykre to wszystko.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę szczęśliwa, zapomniałam już jakie to uczucie.
Powinnam spacerować z wózkiem a nie walczyć z obcymi dziećmi...
Nie tak miało być!
Chcę wrócić do dni, w których Zuzanka była z nami, wtedy ostatni raz byłam SZCZĘŚLIWA

Kocham Cię Córeczko i strasznie tęsknię. Chcielibyśmy z Tatusiem patrzeć jak się rozwijasz. Miałabyś dziś już prawie 8 miesięcy Kluseczko <3
Nigdy nie zapomnimy!
Światełko na cmentarzu zawsze się pali, Mamusia pilnuje, żeby nie zgasło. [*] 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Ania2310  
29-09-2018 11:09
[     ]
     
Wierzę, że Zuzanka tak jak i mój Oluś czuwają nad Nami, abyśmy mogły doczekać się rodzeństwa dla Nich, musimy mieć nadzieję. Trzymam za Was kciuki z całych sił. Swiatelka dla Naszych Aniołkow (*)(*) kocham, tęsknię i pamietam... 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
Mama.Jasia  
01-10-2018 12:31
[     ]
     
Kochana Mamo Zuzanki, straciłam Jasia miesiąc wcześniej w 30 tygodniu. Minęło równe 7 miesięcy w dniu, w którym dowiedziałam się,że jestem w ciąży. Stwierdziliśmy,że to dobry czas. 7 miesięcy Jasia w brzuchu, 7 miesięcy żałoby. Aktualnie 17 tc. To ogromny strach. Codziennie odpalam detektor tętna i sprawdzam. Za każdym razem z duszą na ramieniu. Ciąża daje mi dużo siły,żeby wierzyć,że mój Aniołek jest szczęśliwy i czuwa nad braciszkiem w brzuszku. Wiem, że wszystko będzie dobrze. Kochana, być może, że musi przyjść Twój czas na ciąże. Każda kobieta, która przeszła przez takie piekło, zasługuje na szczęście. I musisz w to uwierzyć. Nie poddawaj się. Twoja córcia jest przy Tobie. Trzymam mocno kciuki, żeby wszystko było dobrze! 


Re: Zuzanka - urodzona dla Nieba (*+01.01.2018)
BeataJ  
30-09-2018 16:54
[     ]
     
Witaj, bardzo mi przykro że dołączyłaś do nas. Co do promyku nadzieji...jest, u mnie minęło 7 lat od śmierci synka. Płakałam tak jak Ty, ale z roku na roku rzadziej, mniej, po prostu umiem z tym żyć. Ty też się nauczysz. Ale na to potrzeba czasu. Ja po śmierci mojego synka zaszłam szybko w ciąże kolejną, dokładnie miesiąc później, i równo 10 miesie y po smierci Ksawusia urodziłam Kacperka. To bylo dla nas wybawienie. Zawsze mówimy że on jest za dwóch. Co do pracy, dziwne ale duzo tu mam pracuje z dziecmi. Ja tez pracuje na swietlicy. Ale wrocilam do pracy zawodowej dopiero po 6 latach od smierci. Wczesniej poszlam do korporacji, wiesz balam sie, bo mialam ochote rozszarpac kazde napotkane dziecko. Teraz jest inaczej i wrocilam do pracy z dziecmi. O synku nigdy nie zappmne, nie przestane kochac, ale wiem ze z czasem juz nie potrzebuje chodzic codziennie na cmentarz. Wiem ze on jest przy mnie caly czas. Badz dzielna, swiatelko dla Twojej Zuzi. 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora