dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Czerwcowe lilie
T.A.M.  
23-07-2014 19:05
[     ]
     
Czerwcowe lilie kojarzyły mi się zawsze z moją ukochaną ciocią Wierą. Zarastają jej ogród łanami, gdy kołyszą się na wietrze przypominają stada pomarańczowo złocistych motyli :)

Teraz czerwcowe lilie kojarzą mi się też z naszą Nastką. Zaczęła się nam w czasie, gdy rozkwitały pierwsze pąki. W czasie "być może" - gdy już wiedziałam, że miesiączka spóźnia się kilka dni, ale jeszcze nie zrobiłam testu - niemal cały dzień robiłam zdjęcia czerwcowych lilii. Potem codziennie, gdy mijałam lilie rosnące przy wejściu do naszej klatki, uśmiechałam się i do Maleństwa, które zamieszkało pod moim sercem. Gdy wróciłam ze szpitala już bez Nastki, wśród pożółkniętych suchych łodyg były już tylko ostatnie zasychające kwiaty. A ja tak pożółkła, sucha czułam się bez tej malutkiej iskierki życia pod moim sercem.

Pamiętam jak bardzo zdziwiona byłam, gdy ciocia któregoś razu powiedziała, że każdy kwiat rozchyla się o poranku, kwitnie przez cały dzień, a wieczorem stula się i to już koniec jego życia...
Tak jak moje dzieci... choć w porównaniu z czasem Nastki, która ledwie musnęła nas swoim pojawieniem się, czas Teo był niemal całą epoką.
Tak jak nasze wszystkie dzieci, które jak to ktoś kiedyś powiedział odeszły o całe życie za wcześnie.

W moim wewnętrznym kalendarzu już od sześciu lat oprócz zimowego i letniego przesilenia jest jeszcze lipcowe przesilenie.
Czas między 15 a 22 lipca - czas kiedy urodził się Teo, walczył o życie, poleciał jak strzała w wieczność, a my złożyliśmy malutką białą trumienkę do grobu.
W zeszłym roku ten czas nabrał dodatkowego wymiaru - gdy w dzień urodzin Teo trafiłam z krwawieniem do szpitala, a dwa dni później Nastka dołączyła do Teo.
W tym roku te dni były przepełnione zadziwiającym spokojem, "wdzięcznością, która przemienia ból wspomnienia w cichą radość"...

Tak inna jest strata Nastki...

''Strata tak ulotna jak kwiatów lęki
przed kroplami deszczu majowego
taki chłód i czułość twego snu wiecznego
co rani na wieki"
J.W.F. Werumeus Buning

Tak inny był czas żałoby po Nastce, jeszcze w szpitalu byłam w kontakcie z terapeutą, który towarzyszył mi po śmierci Teo (po śmierci Teo przez trzy miesiące próbowałam być dzielną i brałam się w garść, aż mój organizm w końcu powiedział dość i przestałam spać).
W czasie Teo bardzo mocno poraniłam się w kontaktach ze środowiskiem medycznym, pobyt w szpitalu w czasie Nastki był przez to jeszcze trudniejszy, ale dzięki dwójce lekarzy, którzy byli ze mną, gdy się okazało, że Nastki już z nami nie ma, mam wrażenie, że coś bardzo ważnego się uzdrowiło... choć niestety duża tego była cena.
Ważne okazało się, że dostałam do wypełnienia ankietę oceniającą jakość opieki na oddziale... przez przypadek (tak myślę ) bo inne dziewczyny po poronieniu nie dostawały... mogłam wywalić cała frustrację, rozczarowanie, żal, które mi się nagromadziły w czasie pobytu w szpitalu, to było niezwykle uwalniające.

Po odejściu Nastki miałam w sobie dużo większą łagodność dla samej siebie, zgodę na ból, na to, że żałoba, gojenie potrzebuje czasu. I choć oczywiście były chwile kryzysu, więcej było we mnie zaufania, że najtrudniejszy czas przerażającej pustki i beznadziei, szalejących, przytłaczających uczuć minie. Cierpliwie uczyłam się nowej siebie, nowych nas, jeszcze innego wymiaru macierzyństwa bez kolejnego dziecka obok mnie, które pojawiło się powołane na świat przez nas, ale przecież nie dla nas... i tak szybko wyruszyło swoją drogą...

Przypominają mi się słowa Joanny Woźniczko - Czeczott, które jakiś czas temu czytałam

"Czy jestem matką spełnioną?
Spełnioną aż przepełnioną.
To, co się przepełniło ulałam.
I wypełniam misę (misję) dalej."

Ciągle zdarzają się dni, gdy tęsknota rozrywa serce w kawałki, ciągle od nowa je z tych kawałków zszywam nicią utkaną ze wspomnień, wdzięczności, nadziei na spotkanie, miłości silniejszej niż śmierć...

Mimo, że już więcej we mnie zgody na to, że Bóg nie odebrał, tylko podarował, a potem przyjął do siebie... to ta zgoda nie jest po prostu taka ze mnie albo dostana z góry, tylko wywalczona - dzień po dniu, rok po roku. Ciągle zdarza mi się kłócić z Bogiem, mieć z nim "ciche dni" - przynajmniej z mojej strony ;)
Odnajduję się w słowach z książki, którą przyniosła mi rok temu przyjaciółka tuż po moim powrocie ze szpitala:

"Aby to wyrazić , niektórzy zwracają się ku niebu mówiąc:

"Nie wiem, gdzie byłeś . Nie wiem, dlaczego, to, co przeżywam jest takie trudne dla mnie. A mimo to, wśród tych ciemności wierzę, że Ty naprawdę jesteś ze mną".

Albo:" Nie wiem, gdzie jesteś. Trudno mi uwierzyć, że jesteś tu, ale mam nadzieję, że mnie nie opuściłeś".

Albo: " Nie wiem, gdzie jesteś. Trudno mi uwierzyć, że jesteś tutaj. Nie mam już żadnej nadziei, ale ze wszystkich sił próbuję kochać tych, którzy mnie otaczają w tych ciemnościach, w których się znalazłem".

A może : "Twoje istnienie jest skandalem, a Twoje milczenie przyznaniem się do tego. Ale kimkolwiek jesteś, chciałbym Ci powiedzieć, że chcę żyć. I sądzę, że zrobię w tym celu wszystko".

Albo wreszcie: "Nie wiem, gdzie przebywasz, Nie wierzę już, że jesteś tutaj. Nie mam już siły podtrzymywać w sobie nadziei ani kochać tych, którzy mnie otaczają. Ale całą resztką moich sił pragnę, aby moje puste ręce mogły pewnego dnia na nowo zwrócić się ku tym, którzy są ze mną i kto wie, może także ku Tobie"
"Gdzie jesteś, gdy cierpię" B.Lebouche, A.Lecu

I co dzień widzę, jakim darem jest możliwość świadomego przeżycia każdego etapu żałoby, przepracowania straty krok po kroku.
Jakim błogosławieństwem są ludzie, którzy w tym pomagają - słuchają bez osądzania, pouczania, towarzyszą.
Nawet jeśli to kilka osób w całym tłumie obojętności czy bezradności, unikania trudnych spraw.
Nawet jeśli wielu z nich to autorzy książek, którzy przeszli przez krainę żałoby albo towarzyszą innym w tej wędrówce...

Dzisiaj... przyszło zmęczenie, jak to z wiersza Anny Kamieńskiej

"Rozstanie to tylko tyle
nie tak straszne jak się wydaje
potem jest wielkie zmęczenie
jakby serce niosło samotność nie na swoją miarę"

I te zbolałe i umęczone serce potrzebuję dzisiaj ogrzać Waszą obecnością, nawet taką milczącą, bez słów, bez odpowiedzi... 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 01-08-2014 19:00 przez T.A.M.

Re: CZERWCOWE LILIE
Wera  
23-07-2014 22:02
[     ]
     
Aniu przytulam najmocniej jak potrafię.
Zawsze mogłam na Ciebie liczyć, wiele mądrych słów mi przekazałaś, chciałbym zrobić to samo powiedzieć na pokrzepienie, że nadal wierzę że Twój cud ma swój czas, odpowiedni. Nasze aniołki też były cudami tylko ich czas przy nas był dla nas za krótki. Nie trać wiary i nadziei, a stanie się cud.
Dla Teo i Nastki zapalam kolorowe rocznicowe światełka (*)(*)(*).
Pozdrawiam Cię serdecznie. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 23-07-2014 22:04 przez Wera

Re: CZERWCOWE LILIE
Vendetta83  
24-07-2014 08:16
[     ]
     
Witaj Aniu. Piękne i jakże trafne to porównanie życia Twoich maleństw do lilii. W moim przypadku sprawdza to się nawet dosłownie... Piszesz, że "wywalczyłaś" sobie z czasem zgodę na zaistniałą sytuację, pogodziłaś się z faktem, że Bóg podarował Ci, a potem zabrał Twoje dzieci. Zastanawiam się czy i ja się z tym kiedyś pogodzę, bo w tej chwili moje serce jest czarne i obarczone głazem, którego nie mam siły dźwigać. Pogarsza to fakt, że małoletnia siostra męża właśnie zaszła w ciążę, a także moja przyjaciółka. Mam poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Czuję gorycz, żal i zadrość. Nie chcę tych złych uczuć, ale one są i nic nie mogę z nimi zrobić... Moja córka była moim marzeniem, podobnie jak Twój synek też walczyła o życie i przegrała tę walkę. Nie widzę sensu jej śmierci! Ciągle mam przed oczami obraz jej agonii i ciałka złożonego w białej trumience. To tak bardzo boli!!! Coraz bardziej...
Łączę się z Tobą w cierpieniu i przesyłam kolorowe światełka dla Twoich skarbów [*][*]
Emilka, mama Lili, ur.5.03.2014 - zm.25.04.2014 


Re: CZERWCOWE LILIE
agnes75  
24-07-2014 13:04
[     ]
     
Dla Twoich lipcowych kwiatuszków...(***)(***)(***)...kolorowe światełka


------------------------------
Kocham i tęsknię... 


.
T.A.M.  
01-08-2014 17:33
[     ]
     
 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 01-08-2014 17:36 przez T.A.M.

Re: CZERWCOWE LILIE
Ontario  
24-07-2014 20:20
[     ]
     
Jest tyle ciepła w tym co piszesz...Jestem z Tobą i mocno Cię przytulam. 
Ola /Trzy Okruszki *2009,*2013,*2016, Michaś ur.16.01.2014 zm.16.01.2014 (27t.c.) kocham Cię Synku,na zawsze...

Re: CZERWCOWE LILIE
jolek  
25-07-2014 11:40
[     ]
     
Twoje posty niosą refleksję -bardzo lubię je czytać
Aniu chciałabym umieć napisać coś mądrego -pocieszającego - no ale cóż nie potrafię.
Przytulam Cię mocno ,a dla Teo i Nastki zapalam promyczki
(*)(*)
(*)(*) 
mama Kasieńki

Re: CZERWCOWE LILIE
bebla  
27-07-2014 12:45
[     ]
     
Widzę, że straciłyśmy dzieci w podobnym czasie. Tyle że ja inaczej obeszłam się z moimi żałobami.
Krzysiowa była agresywna, długa, wyniszczająca. Pozwoliłam sobie na nią, nie próbowałam się zbierać do kupy, pozostawiłam to naturalnemu biegowi.
Karolkowa żałoba była zupełnie inna. Było w niej rozczarowanie, bo ile razy można śmierć dziecka, na ile sposobów... Było wywalczone odpowiednie powitanie/pożegnanie dzięki wiedzy, czego zostałam pozbawiona przy Krzysiu. Była farmakologia (nadal jest). Była potrzeba zajęcia się żałobą córki, bo ją też bardzo dotknęła strata Karolka. Był też rodzaj uspokojenia pierwszej żałoby, coś jak klin na kaca. Moi chłopcy leżą razem, Krzyś nie jest jedynym dzieckiem w tym grobie, chociaż wolałabym, aby nie było to okupione śmiercią Karolka.
Być może różnicę spowodowała też strata na innym etapie życia, inny czas spędzony razem.
Pozdrawiam
też Ania 
------------------------
Krzyś 36tc ur.29.10.2008 zm.30.10.2008
Agnieszka ur.17.12.2009
Karolek zm...(16tc?) - ur.11.08.2013 21tc
Jacuś ur.14.08.2014
Ostatnio zmieniony 27-07-2014 12:46 przez bebla

Dziękuję :)
T.A.M.  
01-08-2014 17:30
[     ]
     
Dziękuję :) za możliwość podzielenia się z Wami, za wysłuchanie, za słowa i za myśli, za choć wirtualne, ale kojące przytulania, obecność, towarzyszenie, za rocznicowe światełka i promyczki.
Odwzajemniam i wysyłam do Waszych zbolałych, tęskniących serc, niech koją, pomagają w gojeniu,uzdrawiają, dodają sił na kolejny dzień, i kolejny, i kolejny... 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) Wero
T.A.M.  
01-08-2014 17:36
[     ]
     
Wero, a Ty jesteś dla mnie jak latarnia morska :)zawsze w taki delikatny a jednocześnie wyrazisty sposób przypominasz mi o tym, co najważniejsze, naprowadzasz na właściwy kurs.
Czasem mam wrażenie, że jestem jak ten paralityk, co go przyjaciele przynieśli do Chrystusa i spuścili przez dziurę, którą zrobili w dachu. Że sił,wiary, nadziei we mnie tyle, co w nim, a może i mniej. I że jak zdarzy się cud, zjawi się nam maleństwo i zostanie z nami to dzięki tym silnym, dobrym duszom, które mnie niosą swoją modlitwą, dobrymi myślami, które rozbierają dach moich wątpliwości, beznadziei, opuszczają tam, gdzie nie mam sił dojść o własnych siłach... Dziękuję, że jesteś, Wero 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) Emilko, mamo Lili
T.A.M.  
01-08-2014 18:28
[     ]
     
Emilko, teraz jest taki czas u Ciebie, gdy tak może być, tak ma prawo być, to bolesne, trudne, zdaje się, że nigdy nie minie, możesz być zmęczona, chcieć żeby było inaczej, a to mimo wszystko uderza z siłą huraganu, można tylko przetrwać minuta po minucie, dzień po dniu.

Do dziś mi bywa ciężko, gdy dowiaduję się o kolejnych ciążach, cieszę się ale zwykle przez łzy...
U Ciebie, Emilko rany są jeszcze takie świeże...

Mi bardzo pomagało, gdy czytałam o procesie żałoby i różne opowieści, cytaty, które znajdowały mi się w najtrudniejszych momentach, dzieliłam się nimi tutaj
http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_pocieszeniepostracie&key=1240183937
może znajdziesz tam też coś dla siebie?

M. Keirse - po śmierci Teo to był mój przewodnik po świecie żałoby, w księgarniach jego książek niestety już nie ma (chyba, że coś się zmieniło ostatnio, mi się je udało znaleźć w bibliotece, czytelni).

"Perspektywa wiary daje możliwość przeżywania straty nie tylko z punktu widzenia własnej historii. Wiara zaprasza do postrzegania historii zamkniętej między kołyską a grobem jako części szerszych i głębszych dziejów ludzkości.Wiara jest zaproszeniem do szukania duchowości, wizji życia, które pomagają człowiekowi zrozumieć historię własnego życia w szerszym kontekście, tak by śmierć bliskich czy własna mogła stać się częścią historii tworzonej przez Boga i ludzi(...)

Rzadko jest tak, aby religijne prawdy i rady były właściwszym rodzajem wsparcia od uważnego słuchania sposobów, w jakie żałobnik sam poszukuje oparcia w swojej wierze lub z rozczarowaniem ją przeklina.
Załobnik najpierw jest człowiekiem, dopiero potem wierzącym.

Zmagając się z głębokim smutkiem, doświadczamy swojego człowieczeństwa, dopiero później dochodzimy stopniowo do swojej roli wierzącego.
Smutek i żałoba stanowią jakby zerwanie połączenia z innymi. Dopiero po ponownym nawiązaniu kontaktu żałobnik zaczyna na nowo żyć i może doświadczać ciepła w związkach z ludźmi. I dopiero wtedy odżywa możliwość kontaktu z Bogiem.
To oznacza, że nie należy obciążać osoby, która doświadcza straty, zbyt szybko prawdami religijnymi, lecz w myśl przemierza w wierze dać jej poczuć prawdziwą obecność i gotowość do słuchania. Ręce, oczy i uszy Boga są rękami, oczami i uszami bliźnich. Swoja obecnością, uwaga przekazujemy żałobnikowi coś z naszego poczucia sensu. Gdy wchodzimy w bliski kontakt z innymi, uświadamiamy sobie, z jakiego powodu pytania "Dlaczego?" pozostają często bez odpowiedzi.
Pytania te bowiem są stawiane nie po to by usłyszeć odpowiedź, lecz po to by, wypowiedzieć je głośno, udźwignąć ich ciężar.
W sytuacji głębokiego smutku, którego nie można uniknąć, należy się najpierw zastanowić nad tym co pogrążony w smutku człowiek ma nam do powiedzenia, a nie nad tym, co my powinniśmy mu powiedzieć. Dopiero wtedy jest się obecnym w najgłębszym tego słowa znaczeniu i stwarza przestrzeń, aby inny wyraził swą wiarę."

A po stracie Nastki znalazłam tą książkę i bardzo pomagały mi psalmy, mam wrażenie, że dzięki temu przeżyłam bunt, gorycz i żal do Boga i ludzi, na które nie pozwoliłam w pełni sobie po śmierci Teo, które potem zalegały i gniły

http://www.edycja.pl/produkty/ksiazki/modlitewniki-i-rozwazania/jak-zyc-po-stracie-kogos-bliskiego-modlitwa-psalmamiprzezywaniu-zaloby

Jeden z moich ulubionych fragmentów:
"Św. Augustyn nazywa psalmy "pieśniami miłosnymi naszej ojczyzny". I jak wędrowcy śpiewają po drodze ojczyste pieśni, tak i my powinniśmy śpiewać psalmy jako pieśni, które mówią nam o naszej prawdziwej ojczyźnie i które sprawiają, że rośnie w nas miłość do niej. I jak wędrowcy przed nocą śpiewają, żeby odpędzić lęk przed ciemnością, tak i my powinniśmy śpiewać psalmy, żeby znaleźć pocieszenie w nocy naszego życia i już tutaj poczuć smak naszej ojczyzny niebieskiej.
Gdy człowiek przeżywający głęboki smutek, depresję, zanurzy się w psalmach i da im się nieść, może najpierw spotkać się z tęsknotą za ojczyzną, za poczuciem przynależności, objęciem przez Boga. Jeśli podda się prądowi, sile przyciągania psalmów, to mogą się w nim obudzić i ożywić na nowo - wydawałoby się - uśpione, obumarłe tęsknoty. Czuję tę tęsknotę w pełni, mogę się o nią oprzeć i pozwolić, by mnie niosła. Gdy odczuwam tę tęsknotę już rozprzestrzenia się we mnie coś z tego uczucia, za którym tęsknię: błogie poczucie bezpieczeństwa i tego, że jestem w domu. Im bardziej jestem w kontakcie z tą tęsknotą, ona się we mnie rozprzestrzenia, dopuszczam ją do głosu, tym bardziej będzie się we mnie rozprzestrzeniać poczucie bezpieczeństwa i przynależności do Boga. Aż moja tęsknota w końcu także dotrze do Tego, za którym tęsknię - do Boga. Wtedy znów zostanie odtworzona łączność pomiędzy mną i Bogiem, a ja znów doświadczę zjednoczenia z nim ciałem i duszą.
Jeśli idę swoją drogą, nawet jeśli będzie to droga krzyżowa, wtedy i dla mnie będzie zmartwychwstanie, więc mogę powiedzieć do Boga:

Ty mnie głęboko doświadczyłeś, dopuszczając moje cierpienie, otworzyłeś we mnie i powołałeś do życia to, co dotąd nie mogło się ujawnić. Ty mnie przyjąłeś w mojej nędzy i słabości. Tak, w tej sytuacji szczególnie intensywnie odczułem Twoją miłość i opiekę. Ona przywiodła mnie bliżej Ciebie, sprawiła, że zbliżyliśmy się do siebie. W tym wszystkim doświadczyłem jedności z Tobą, pewności, że jesteś przy mnie niezależnie od tego, jak było mi źle. Zatapiając się w świecie psalmów, mogłem być pewien łączności z tak wieloma ludźmi, którzy tak jak ja, gdy byłem w biedzie, chwytali się tych słów i trzymali się ich kurczowo. Bo materiałem, z którego zostały utkane psalmy, jest życie człowiecze, nasza ludzka sytuacja jako wyraz naszego człowieczeństwa podarowanego nam przez Ciebie, w którym wyraża się to, co jest istotne w Tobie. Przez psalmy doświadczyłem,że nie jestem sam z moim bólem, ale mogę czuć, że należę do większej wspólnoty, że należę do Ciebie.
A teraz chcę, żeby moja dusza tak po prostu popłynęła do Ciebie, nawet jeśli przed chwilą mogłem wykrzykiwać Ci moją złość. Teraz chcę Ci tylko podziękować, oddać Ci siebie. Dziękować za to, że jesteś. Za to, że bez względu na wszystko stale jesteś. Jesteś dla mnie. Chcę Ci podziękować z całego serca, tak glęboko i gorąco, jak głęboko dopuściłem do siebie mój ból. Za to, że jestem, że Ty wyprowadziłeś mnie z ciemności, która kładła się cieniem na mojej duszy i kazała widzieć wszystko w ciemnych barwach. Wyprowadziłeś mnie na światło. Za to, że choć jest jeszcze coś, co mnie przytłacza, znowu widzę, doświadczam i czuję cud tego, że jestem, żyję. I znów jestem poruszony pięknem życia, Wielkim Kanionem Twojej miłości".

Nie wiem, czy się pogodziłam ze śmiercią moich dzieci... dalej jest dla mnie bezsensowna.
Kiedyś ellen, na stronie Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu napisała słowa, które bardzo mi pomogły, mocno się w nich odnajduję

"Czasem chciałabym zapomnieć o tym, czego się dowiedziałam przez ostatnie dwa lata. Wyrzucić z pamięci słowa „poronienie”, „śmierć”, „wada letalna”, „bezpłodność”. Chciałabym żyć bez świadomości, że dzieci umierają, że chorują, że czasem nic nie można poradzić. Chciałabym znów móc żyć złudzeniem, że to ja rządzę własnym życiem i nie może mi się przytrafić nic, czego nie zaplanowałam.

Jestem chrześcijanką. Mogłabym szukać różnych „owoców” śmierci naszej córki, ale nie umiem. Wiem jedno i wierzę w to mocno – krzyż, który przyjmujemy, to nie jest cierpienie zesłane na nas przez Boga, żeby nas sprawdzić, umocnić, doświadczyć. Krzyż to jest miłość, której staramy się być wierni wtedy, kiedy po ludzku wydaje się to niemożliwe, kiedy to, co do nas przychodzi, przekracza nasze siły. Moim krzyżem jest żyć dalej po poronieniu i nie uciekać do tego, o czym pewnie łatwiej byłoby zapomnieć."

To, co mi się udało, to, że jakoś z czasem udało mi się zamienić " Bóg odebrał" na podarował nam, a potem przyjął do siebie. To niby niewiele, ale mam wrażenie, że zmienia perspektywę. Lata mi to zajęło nim Bóg przestał być dla mnie tylko tym, który odebrał, nie pomógł, gdy tak bardzo prosiłam, pozwolił na cierpienie mojego dziecka, skazał mnie na ból rozłąki...
Może na to trzeba właśnie perspektywy czasu, bo dopiero wtedy można zauważyć, że cały czas był obok cierpliwie i w milczeniu (bo cóż można powiedzieć, można tylko być obok...), słuchał tego co do Niego krzyczałam albo mojego milczenia, dawał wyjątkowe spotkania, ludzi, którzy potrafili nie zasłonić sobą Jego, dawał jakieś słowo, piosenkę, które pokrzepiały, gdy już się zdawało, że koniec, nie wytrzymam.
Mój Marcin bardzo mi w tym pomagał (choć na początku mnie to wkurzało, bo ja tak nie potrafiłam i nawet nie chciałam, chciałam tylko wyrzucić ten bunt, żal, osamotnienie...)
Marcin od początku miał taką perspektywę, że Bóg nam Teo podarował (Teodor z greckiego znaczy dar Boga).
Nie odebrał, bo podarował go nam na wieczność, a takiego daru nikt i nic nie może odebrać.
Przyjął do siebie, gdzie Teo ma wszystko, co chcielibyśmy mu dać (no tak, z wyjątkiem nas samych, naszej obecności, bliskości, ta rozłąka niestety boli...) i razem tam czekają na nas.

Nastkę już od początku starałam się trzymać "w otwartej dłoni" i ciągle miałam w pamięci wiersz Kahila Gibrana

http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_pocieszeniepostracie&key=1260858204

choć tak trudno czasem było się tego trzymać i z tego czerpać, szczególnie gdy kolejna strzała tak szybko pomknęła w wieczność...

Przytulam mocno w ten trudny czas 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) Agnes
T.A.M.  
01-08-2014 18:35
[     ]
     
Dziękuję, Agnes :)
Moje lipcowe kwiatuszki... na grobie Teo jest teraz taki polny bukiet - z chabrami i makami. Mój Marcin powiedział, że bardzo dobrze dobrałam. Chabry kojarzą mu się z siłą Teo - wojownika. Maki z Nastką - ulotnym, delikatnym pięknem, lekkością, radością, jaką nam dała swoim pojawieniem się... 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) Jolek, Ontario
T.A.M.  
01-08-2014 18:38
[     ]
     
Dziękuję za Wasze słowa. Gdy dostaję zwrotną informację, że coś mogę wnieść w czyjeś życie, że to ma wartość... to śmierć Teo, Nastki staje się odrobinę mniej bezsensowna i łatwiej nieść dalej ból rozłąki 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) Beblo
T.A.M.  
01-08-2014 18:48
[     ]
     
Aniu, pamiętam Twój czas Krzysiowej żałoby. Dobrze, że przyszło uspokojenie. Przykro mi bardzo, że takim kosztem...
Przytulam mocno 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dziękuję :) T.A.M.
Wera  
02-08-2014 21:59
[     ]
     
:) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Dziękuję :) T.A.M.
agnes75  
02-08-2014 22:37
[     ]
     
Dla Twoich przepięknych kwiatuszków...(*)(**)(*)...kolorowe światełka

Pięknie piszesz Kochana MAMO.
------------------
Kocham i tęsknie... 


Re: Dziękuję :) T.A.M.
agnes75  
11-08-2014 22:55
[     ]
     
Dla WAS przepiękne kwiatuszki...(***)(***)(***)...tęczowe światełka




------------------
Kocham i tęsknię... 


Re: T.A.M.
Wera  
28-09-2014 13:07
[     ]
     
(*)(*)(*) dla Twoich Aniołków. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 28-09-2014 13:07 przez Wera

Re: T.A.M.
Wera  
28-09-2014 13:07
[     ]
     
(*)(*)(*) dla Twoich Aniołków. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: T.A.M.
smark90  
01-10-2014 11:30
[     ]
     
Twój post ma w sobie tyle spokoju. Czytając go ten spokój emanuje z całą siłą zapewne na nas wszystkie.
Światełka dla wszystkich Aniołków (*)(*)(*) 
mama dwóch Aniołków- Julki ur i zm 14.01.2014 i Kacperka ur i zm 24.07.2015

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
15-10-2014 08:29
[     ]
     
(*)(*)(*)(*)
pamiętam....... 
mama Kasieńki

Re: Czerwcowe lilie
beata1978  
15-10-2014 15:04
[     ]
     
na dzisiejszy dzień tysiące cieplutkich promyczków
____¶¶¶¶¶¶______¶¶¶¶¶¶
__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶____¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶____¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶ _¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
___¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_____¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_______¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_________¶¶¶¶¶¶¶¶
___________¶¶¶¶
____________¶¶
_____________¶
____________¶
___________¶
__________¶
________¶__¶¶¶_________¶¶¶
________¶_¶___¶_¶¶¶¶¶_¶___¶
______¶__¶__¶__¶_____¶__¶__¶
_____¶___¶_¶¶¶_________¶¶¶_¶
_____¶___¶_________________¶
______¶___¶_______________¶
______¶¶___¶__¶¶_____¶¶__¶
_____¶__¶__¶__¶¶_____¶¶__¶
_____¶__¶__¶_____¶¶¶_____¶
_____¶___¶_¶____¶___¶___¶
______¶______¶___¶¶¶___¶
_______¶______¶¶_____¶¶
________¶_______¶¶¶¶¶__¶¶
_________¶______________¶
___________¶¶¶¶___________¶
_____________¶________¶____¶
_______¶¶¶___¶_________¶____¶
______¶___¶¶¶¶________¶¶¶¶__¶
______¶______¶_______¶____¶_¶
______¶______¶______¶_____¶¶
______¶_______¶_____¶_____¶
______¶_______¶¶¶¶¶¶______¶
_______¶___¶¶¶_____¶______¶
________¶¶¶________¶______¶
____________________¶____¶
_____________________¶¶¶¶



Beata mama Aniołka Emilki
becia1978
http://emilkaluszcz.pamietajmy.com.pl/

Re: Czerwcowe lilie
agnes75  
15-10-2014 22:40
[     ]
     
Dla WAS wyjątkowe czerwcowe Lilie...(*)(*)(*)...w tym wyjątkowym Dniu



----------------------------
Kocham i tęsknię... 


Re: Czerwcowe lilie
Wera  
15-10-2014 22:41
[     ]
     
(*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
agnes75  
02-11-2014 22:45
[     ]
     
...(***)...



--------------------------
Kocham i tęsknię... 


Re: Czerwcowe lilie
Nika07  
13-11-2014 12:42
[     ]
     
Mój Antoś też urodził się 15 lipca. Tego roku. Może z Teo będą mieli wspólne urodziny w niebie... Są dni kiedy mam siłę na codzienność, ale są i takie, w których pustka i tęsknota paraliżują. Dziś jest ciężko. Światełka dla Teo i Nastki. 
Mama Antosia *15.07.2014 +16.07.2014

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
17-07-2015 22:31
[     ]
     
Światełka mej pamięci dla Twojej córeczki (*) i światełka dla Twojego synka Teo (*), Aniu myśle o Tobie w tym trudnym czasie...
Mocno przytulam. Przesyłam taka myśl z listu do Koryntian: ...Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest... Spokojnych dni. Mocno Cię przytulam:) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie - Wero
T.A.M.  
27-07-2015 21:47
[     ]
     
Wero,
bardzo dziękuję za Twoje słowa, za myśli, za przytulenie. Bardzo pomogły, trzymałam się ich jak liny. Były o tyle cenne i bezcenne, że nikt więcej nie zadzwonił, nie wysłał, smsa, nie napisał. Choć wiem, że możliwe, że myśleli, pamiętali...
Dziękuję :) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

NIE - dziecięcy pokój
T.A.M.  
27-07-2015 22:29
[     ]
     
Nie – dziecięcy pokój jest już od siedmiu lat pusty.
Wypełniony za to po brzegi nieobecnością , niespełnieniem, tęsknotą. Po stracie Nastki - podwójną.
Co raz to na dwa tygodnie czekania, że w tym miesiącu może nie przypłynie krew… wypełnia się nieśmiałą nadzieją . A potem mieści jeszcze w sobie smutek, żal, rozczarowanie, beznadzieję, bunt, zmęczenie, lęk, że już na zawsze zostanie pusty.

A jednak, gdy przychodzi „lipcowe przesilenie”, to tam właśnie szukam schronienia.
I szukam we wspomnieniach okruszków dobrych, pięknych chwil z naszymi dziećmi – żeby nabrać sił i odwagi, żeby jeszcze raz świadomie, w pełni zanurzyć się w ten czas.

Z czasem żałoby, a w szczególny sposób z czasem lipcowego przesilenia” kojarzy mi się ta piosenka, ten filmik

https://www.youtube.com/watch?v=ChxzFDi2nWg

Lubię ten moment w filmiku, gdy fale zamieniają się w ptaki, które unoszą łódź do brzegu.
Mam wrażenie, że po śmierci Teo rozpadłam się na kawałki. Potem drugi raz po stracie Naski…
I tak składam te kawałki siebie spowrotem , każde „lipcowe przesilenie” przynosi kolejny odzyskany kawałek.
Przynosi też dużo ciągle tak żywego, świeżego jakby z wczoraj bólu, smutku, żalu, buntu, które zalewają jak fale, wyrywają wiosła, odbierają jakąkolwiek możliwość sterowania.
A jednak w pewnym momencie i te moje fale zmieniają się w ptaki i niosą do brzegu, gdzie jest kawałek dawnej - nowej mnie.


„Lipcowe przesilenie” każdego roku jest inne.
Tylko zmęczenie po nim takie samo zostaje…

W pierwszych latach po śmierci Teo miałam „przed oczami” różne sytuacje, które zadziały się między 15 a 22 lipca. Tak wyraźnie, że aż mnie to zadziwiało.
Teraz bardziej czuję je w ciele. Jestem czymś zajęta, a tu nagle przychodzi fala bólu, jakiś ciężar w piersi. Niemal że zwala z nóg. A chwila potem refleksja – tak, o tej porze dowiedziałam się, że przenoszą Teo na intensywną terapię albo usłyszałam, że może nie przeżyć nocy… albo widziałam ostatni raz żywego… albo ubieraliśmy go, by ułożyć w trumience…albo usłyszałam, że już nie widać na usg bijącego serduszka Nastki… albo……


Pierwsze „lipcowe przesilenie” spędziłam w dużej części poza domem – na ZUS-łaniu (byłam wtedy na zwolnieniu od 6 miesięcy , a zus ma taką procedurę, że wysyła na przymusowy pobyt w sanatorium.)
Najpierw miałam ogromny bunt, ale ostatecznie wyszedł z tego bardzo dobry czas. Za sprawą ludzi - też na różne sposoby poturbowanych przez życie, pierwszy raz od śmierci Teo poczułam się częścią „stada”. Miałam do woli czas dla siebie i dla Teo, spacerowałam po lesie i nad jeziorem, chodziłam boso polnymi drogami, pisałam w „zeszycie Teo”.
Nie zrobiliśmy dla Teo ani jednego zdjęcia, mimo, że oboje przez pół życia z aparatami na ramieniu…
W dzień porodu tak szybko wszystko się zadziało, że aparat został z bagażniku. Potem chyba zaklinaliśmy rzeczywistość – zrobimy zdjęcie, gdy nam pozwolą wziąć Teo w ramiona…
Nie zrobiłam najważniejszego w życiu zdjęcia (ambitnie planowałam, że uwiecznię moment, gdy Marcin pierwszy raz weźmie Teo na ręce ) i od tego czasu nie dotknęłam aparatu. Dopiero w dzień urodzin Teo „wyprowadziłam” aparat na spacer. I taka droga mi się trafiła
http://pracowniasztuk.blogspot.com/search/label/ARTETERAPIA

Wymyśliliśmy, że gdy wrócę, w dzień rocznicy śmierci Teo wypuścimy latawca, którego kupiliśmy kilka dni po stracie – przetniemy linkę, by poleciał w świat.
Tymczasem latawiec odleciał dwa dni wcześniej. Gdy Marcin robił próbę – okazało się, że linka na końcu nie była przywiązana i nim się zorientował, latawiec pofrunął hen, hen w niebo.
Gdy wracałam do domu słuchałam piosenek Starego Dobrego Małżeństwa min.
https://www.youtube.com/watch?v=y_aMWfwGPtQ
Po drodze zajechaliśmy jeszcze na targ staroci.
I znaleźliśmy tam japońską pozytywkę – co roku nastawiamy ją i gra w czasie, gdy Teo odszedł.
A na rocznicę na cmentarzu puszczaliśmy bańki mydlane.
Rozmawialiśmy o tym, że chcemy, by dzień urodzin – tych ziemskich i tych do wieczności nie kojarzył się tylko ze smutkiem. Żeby był też (a z czasem nawet przede wszystkim) czasem świętowania tego, że Teo nam się pojawił, dał nam tyle radości w tak króciutkim czasie. Też ze względu na rodzeństwo Teo, które mieliśmy nadzieję, jeszcze nam się pojawi.

W czasie drugiego „lipcowego przesilenia” nie- dziecięcy pokój zamienił się w kamieniołom. Cała podłoga była założona krzemieniami, z których układałam mozaikę na płytę na nagrobek Teo. Postanowiliśmy, że chcemy zrobić go sami. Może nie całkiem sami :)
Przyszywani dziadkowie Teo pomogli zrobić projekt, znaleźli kamień, dziadek wyrzeźbił krzyż, a babcia napisała ikonę na kamyczku, który wkleiliśmy na krzyż. I wiele osób pomagało zbierać krzemienie – stąd cała podłoga nimi zasypana.
A wśród nich „puzle” liter i cyfr, które złożyły się w daty czasu Teo z nami po drugiej stronie brzuszka. Trudny, ale jednocześnie piękny i uzdrawiający był ten czas (niemal kilkuletni) powstawania pomniczka. Gdy skończyliśmy, skończył się kolejny etap żałoby.

W trzecie „lipcowe przesilenie” nie – dziecięcy pokój wypełnił się tęczowymi błyskami i wspomnieniami. Robiłam pudełko, które okleiłam na zewnątrz i w środku tęczowo mieniącym się papierem… „gdyby oczy nie znały łez, dusza nie znałaby tęczy” … Wyciągnęłam i przejrzałam różne dokumenty, do których przez długi czas nie chciałam i nie miałam siły zaglądać - wyniki badań, wydruki usg, karty ze szpitali, sekcję zwłok, akt zgonu. Włożyłam je do pudełka razem z testami ciążowymi, które dały znać, że Ktoś nam się zaczął. I zdjęciem, gdy jestem z brzuszkiem. Malutkie skarpetki, czapeczkę, pieluszkę. I pusta ramka – na zdjęcie Teo, którego nie zrobiliśmy…

Gdy wypłynęły łzy, rozbłysły radością i wdzięcznością najmilsze wspomnienia, które przed tym zdawały się jakby wyblakłe, niewyraźne. Zamknęłam pudełko i we mnie też zamknął się kolejny rozdział żałoby.

Czwarte „lipcowe przesilenie” przyniosło początek kolejnej urodzinowej tradycji :)
Chcieliśmy wyjątkowo zacząć ten wyjątkowy dzień – gdy Teo przekroczył próg wieczności.
Wybraliśmy się na wschód słońca.
http://pracowniasztuk.blogspot.com/2012/07/sonce-zawsze-bedzie-wschodzic.html
I chyba pierwszy raz od czterech lat tak intensywnie poczułam zachwyt i piękno.
Po śmierci Teo coś co odpowiada za te uczucia miałam bez czucia, bezwładne, bałam się, że już na zawsze.
Kolejny próg przekroczony.

Piąte „lipcowe przesilenie” było najtrudniejsze.
W dzień urodzin Teo trafiłam na patologię ciąży, dwa dni później straciliśmy Nastkę. To było jak koszmarny sen, jak zejście do piekła… ale tam na samym dnie też odzyskałam kawałek siebie.

Szóste „lipcowe przesilenie” zaczęło mi się na rusztowaniach.
Pomagałam przy renowacji polichromii w cerkwi Przemienienia na Świętej Górze Grabarce na Podlasiu.
Jeśli kiedyś tam zawędrujecie, to gdy będziecie wychodzić z nawy głównej, popatrzcie do góry - na ścianie, która odgradza nawę od przedsionka są ornamenty wokół krzyża wpisanego w koło.
Są prawie niewidoczne, mało światła tam pada.
Gdy zaczynałam nad nimi pracę choć doświetlone halogenowymi lampami, były niemal zupełnie niewidoczne. Tynk, warstwa farb ukruszyły się i poodpadały. Gdy weszłam na rusztowanie, ciut więcej było widać i linia po linii je odnajdywałam, odtwarzałam, zapełniałam farbami . Tak bardzo mi się to kojarzyło z czasem po śmierci Teo, tak bardzo mi to przypominało nasze życie.
Kiedy udało się je uporządkować i wydobyć przyszedł czas na założenie warstwy farby bazowej. I znów wszystko zniknęło, znów na nowo trzeba było wydobywać linie, kształty – i znów skojarzenie z odejściem Nastki, w pewnym sensie powrotem do punktu wyjścia na drodze żałoby.
Choć było już inaczej – i na drodze żałoby, i przy renowacji – już raz odszukałam linie i kształty, już wiedziałam, że to możliwe.
A pomiędzy pociągnięcia pędzla „wplotłam” myśli i modlitwę za rodziców rozłączonych na czas ziemskiego wędrowania z dziećmi. Tych co byli, co niestety jeszcze będą… tych, co znam i tych co nie znam.

Siódme „lipcowe przesilenie” przyniosło krokusy.
W końcu zrobiliśmy drzwi do mojej szafy i to właśnie na niej rozkwitły na zdjęciach krokusy, które co roku rozkwitają wokół grobu Teo.
Kiedy robiłam te zdjęcia pierwszy raz poczułam dawną radość fotografowania
http://pracowniasztuk.blogspot.com/2012/05/tropami-wiosny-cz2.html
Krokusy kojarzą mi się ze słowami Elisabeth Kubler – Ross, którymi tłumaczyła dla swojego małego pacjenta, dlaczego małe dzieci muszą umierać:

„Niektóre kwiaty kwitną tylko przez kilka dni – wszyscy je podziwiają i kochają jako znaki wiosny i nadziei. Potem umierają – wcześniej jednak zrobiły wszystko, co miały do zrobienia”.

Kiedyś terapeutka, którą spotkaliśmy w Ośrodku Interwencji Kryzysowej powiedziała nam, że Teo przyszedł po to by być kochanym, by obudzić w nas miłość i wypełnił swoją misję.
Trafiały do mnie te słowa… ale utykały zawsze na ALE CZEMU TYLKO TYLE? PRZECIEŻ MÓGŁ MIEĆ CAŁE ŻYCIE? DUŻO, DUŻO WIĘCEJ ZROBIĆ, DUŻO WIĘCEJ DAĆ, OBUDZIĆ MIŁOSCI W INNYCH!!! I NASTKA TEŻ!!!
Bardzo chciałam przyjąć to jako swoje, a jednak ciągle bunt i opór się tliły głęboko i nie dawały spokoju.
Mimo, że na różne sposoby próbowałam je gasić.
Ta część, którą odzyskałam w tym roku – w końcu, po siedmiu latach – jest chyba właśnie z tej przestrzeni. Takiej zgody, tak – takie właśnie były moje dzieci, taki właśnie był ich czas, takie jest moje macierzyństwo. Mam nadzieję, że to już się ugruntuje i okrzepnie na zawsze, i że nie przyjdzie kolejna ogniowa próba...
Mimo ogromnego zmęczenia jest teraz we mnie spokój i ulga, jakbym w końcu po długiej wędrówce dotarła do schroniska
https://www.youtube.com/watch?v=KB-3k0CVZdE

W tym roku wschodzące słońce było ukryte za chmurami, nie błysnęło ani na chwilę. Choć chwilami zza ciężkich, ciemnych chmur wyglądały gdzieniegdzie obłoczki rozświetlone słonecznym blaskiem.
Gdy po kilku godzinach odjeżdżaliśmy znad rzeki, niebo nad horyzontem było jeszcze bardziej zasnute jeszcze bardziej ciemnogranatowymi ciężkimi chmurami. Wysoko, wysoko się ciągnęły do góry, ale w pewnym momencie zaczynały się stawać coraz lżejsze, jaśniejsze, bardziej przejrzyste dla blasku.
A na samej górze już było widać błękitne niebo i lekkie jeszcze trochę zróżowione obłoczki. Znów mi się to skojarzyło z czasem żałoby. Na początku były tylko ciemne, ciężkie chmury najtrudniejszych emocji, myśli, doświadczeń. Zdawało się, że tak już będzie zawsze. Gdy patrzę z perspektywy siedmiu lat coraz bardziej widzę prześwity, słoneczny blask zza obłoków, a nawet już trochę błękitu nieba…

Jakoś tak potem wyszło, że dopiero pod wieczór wybraliśmy na cmentarz – z bańkami i pozytywką :)
Patrzyliśmy sobie, jak zachodzące słońce prześwituje między drzewami, muska korony drzew i odbija się w bańkach wirujących ponad nagrobkami. Potem cale niebo pełne obłoków zagrało najróżniejszymi barwami.
Gdy wracaliśmy, powiedziałam że jeszcze tylko tęczy brakuje do dopełnienia tego cudownego spektaklu… a Marcin poprosił, żebym się odwróciła :) i rzeczywiście zobaczyłam - od chmury do chmury kawałeczek wyraźnego łuku. Cudny urodzinowy prezent…

A propos prezentów :) przy kontenerze na śmieci, który mijaliśmy wychodząc z cmentarza, leżała gałązka czerwcowej lilii.
Pewnie ktoś porządkował groby, to stary cmentarz i na wielu grobach rosną lilie.
Ale ja lubię tę myśl, że to „od” naszych dzieci. 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: NIE - dziecięcy pokój
agnes75  
27-07-2015 23:13
[     ]
     
Dla przepięknych"lipcowych kwiatuszków"...(***)(***)(***)...cieplutkie światełka pamięci



-----------------------------------
Kocham i tęsknię... 


Płomień
T.A.M.  
15-10-2015 17:53
[     ]
     
Przypomniała mi się dzisiaj ta historia:
"Był sobie pewien biedny, ale odważny człowiek imieniem Ali. Pracował dla Ammara, starego i bogatego kupca. Pewnej zimowej nocy Ammar powiedział: „Nikt nie jest w stanie spędzić nocy na szczycie góry bez okrycia i jedzenia. Ale ty potrzebujesz pieniędzy i jeśli tego dokonasz, zostaniesz sowicie nagrodzony. Jeśli ci się nie uda, będziesz pracował za darmo przez następny miesiąc”. Ali odparł: „Jutro podejmę się tej próby”. Jednak gdy wyszedł ze sklepu, poczuł lodowaty wiatr i przeraził się. Postanowił więc zapytać najlepszego przyjaciela Aydiego, czy ten zakład nie jest szaleństwem. Aydi po chwili zastanowienia odpowiedział: „Pomogę ci. Jutro, gdy będziesz na szczycie góry, spójrz przed siebie. Będę tam, na szczycie sąsiedniej góry i spędzę noc przy ognisku rozpalonym dla ciebie. Patrząc na płomień, będziesz myślał o naszej przyjaźni i to cię ogrzeje. Uda ci się, a ja kiedyś poproszę cię o coś w zamian”. Ali przeszedł zwycięsko próbę, wziął pieniądze i udał się do domu przyjaciela. „Powiedziałeś mi, że chcesz czegoś w zamian”. Aydi chwycił go w ramiona: „Tak, ale nie chcę pieniędzy. Obiecaj mi, że gdy kiedyś zimny wiatr powieje w moim życiu, zapalisz dla mnie ogień przyjaźni”.
/autor nieznany/

Na fora dla rodziców po stracie - dlaczegowe i poronienie.pl - trafiłam po raz pierwszy właśnie w okolicy DDU.
Wtedy rzeczywiście czułam się właśnie tak jak ten człowiek z opowieści, zmrożona lodowatym wiatrem rozpaczy i niepodzielnej samotności, zmęczona bólem i rozrywającą tęsknotą, i takim trudnym już nie pasowaniem do świata...
Każda opowieść, którą przeczytałam, każde życzliwe, pełne zrozumienia i wsparcia słowo były i są jak te ognisko rozpalone przez przyjaciela. Pomagały przetrwać i uczyć sie żyć na nowo i pomagają nieustannie, dziękuję :)

Dziś moje pierwsze DDU bez wyjścia na cmentarz, oparzona stopa uniemożliwia nałożenie buta...
Ale mimo to, jakoś tak mi blisko do moich dzieci i do Waszych dzieci, i do Was wszystkich.
Wysyłam do Waszych popękanych,zbolałych, tęskniących serc płomyk modlitwy, ciepła, dobrych myśli... niech ogrzeje, niech niesie ukojenie, nadzieję.
I też proszę o taką duchową transfuzję, bym miała wystarczająco dużo sił i przestrzeni, żeby każda z mam, które z nami usiądą do lepienia solnych motyli, wróciła do domu choć trochę ukojona, pokrzepiona, wysłuchana, choć trochę lżejsza o ten niepodzielny ciężar.

Jeśli ktoś chciałby jeszcze dołączyć do motylowych warsztatów to zapraszamy w najbliższą niedzielę o godz.16
http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_strata&key=1443539571&first=30 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
17-06-2016 21:02
[     ]
     
Od dawna nic nie pisałam ale często myśle o Tobie i Twoich aniołkach. Jakże ten czas nieubłagalnie mija i co rok przychodzi przesilenie związane ze stratą ukochanego dziecka. Te piękne kwitnące lilie niech bedą dla Ciebie rownież wspomnieniem tych radosnych momentów, tej iskierki nadziei, która rozpaliła sie na nowo. Przyjdzie taki czas kiedy zmieni ból w cichą radość. Teraz kiedy to zrozumiałam mogę Cię o tym zapewnić. Mocno przytulam. Twoim lilijkom zapalam światełka (*)(*)(*). 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
15-07-2016 21:57
[     ]
     
Urodzinowe światełko dla Teo (*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 15-07-2016 21:58 przez Wera

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
18-07-2016 22:27
[     ]
     
Nastce (*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
20-07-2016 22:28
[     ]
     
Rocznicowe światełko dla Teo (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
25-07-2016 14:26
[     ]
     
Dla Teo
(*)(*)(*) 
mama Kasieńki

Czerwcowe Lilie
Wera  
24-07-2017 11:18
[     ]
     
Dal Twoich maluszków rocznicowe światełka pamięci (*)(*)(*).
Trzymaj się, pamiętam jak zawsze pomagały mi Twoje wpisy Aniu, czasem do nich wracam, bo często odkrywam w nich coś więcej niż za pierwszym razem.
Mam nadzieję że u Ciebie zaświeciło słońce całą swoją mocą, tego Ci życzę. Pozdrawiam W. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
15-10-2017 19:27
[     ]
     
☀️☀️
...☀️☀️
..pamiętam... 
mama Kasieńki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
01-11-2017 18:43
[     ]
     
..♨♨.
pamiętam...

mama Kasieńki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
06-12-2017 12:55
[     ]
     
Dla Teo i Anastazji zapalam światełka
w ten Mikołajkowy czas
(☀️)(☀️)(☀️)(☀️) 
mama Kasieńki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
24-12-2017 22:03
[     ]
     
.......... ⋯ ☀️ ⋯
.......... ⋰ ⋮ ⋱
………....*•♥•*
……... *♥♫♫♥*'.
…..... *♥•♦♫••♥*
..... *♥☺♥☺♥☺♥*
.....*♥•♥#♠*♥#♥•♥* '
....*♥♫♥♥♫♥♥♫♥♫* '
.........¸o*'´`'*o¸ Światełko Wigilijne
zapalam dla Was maluszki 
mama Kasieńki

Re: Czerwcowe lilie
Wera  
28-06-2018 21:02
[     ]
     
Światełka dla Anastazji i Teo (*)(*)(*)
Aniu zawsze spoglądając na lilie myślę o Tobie:) Pozdrawiam Cię serdecznie. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Czerwcowe lilie
jolek  
03-01-2020 23:00
[     ]
     
(*)(*)
pamiętam..... 
mama Kasieńki

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora